Czerwona cegła, rozmiar i majestatyczny wygląd kościoła farnego w Raciborzu od razu rzucają się w oczy wizytującym centrum miasta. To tu, w bocznej kaplicy zwanej Kaplicą Polską, czczona jest średniowieczna, piastowska księżniczka Eufemia, zwana Ofką. Czczona jako „świątobliwa”, bo choć przydomek „błogosławiona” odnosił się do niej według świadectw już w średniowieczu, ciągle jednak próżno jej szukać w wykazach świętych i błogosławionych Kościoła katolickiego. Raciborzanie mają jednak nadzieję, że to nareszcie się zmieni.
– Sprawa Eufemii to tzw. sprawa dawna. Choć jej opinia świętości przetrwała sześć wieków, mimo kilkukrotnych starań na przestrzeni tego czasu, ciągle nie doprowadzono do zatwierdzenia jej jako świętej. Jednak staraniem obecnego biskupa opolskiego i staraniem tych, którym Ofka jest bliska, próbujemy dziś doprowadzić tę sprawę do końca – wyjaśnia ks. dr Grzegorz Kublin, postulator procesu beatyfikacyjnego Świątobliwej Eufemii.
Piastówna, córka Przemysła
Aby przywołać bliżej jej postać, trzeba cofnąć się do czasów rozbicia dzielnicowego Polski. Eufemia przyszła na świat w 1299 r. jako prawdopodobnie najmłodsza córka raciborskiego księcia Przemysła i Anny Czerskiej. Choć już w dzieciństwie przeznaczono ją do stanu duchownego i oddano na wychowanie i naukę do miejscowych sióstr dominikanek, wiele wskazuje na to, że ostateczne wstąpienie do zakonu było jej samodzielną decyzją.
Z oczywistych powodów wiele historycznych źródeł dotyczących szczegółów jej życia zaginęło, nie przetrwały wojen, najazdów, a przede wszystkim pożarów. Z tych, co przetrwały, wiemy, że do zakonu wstąpiła 9 kwietnia 1313 r., wnosząc posag przygotowany jej przez ojca i brata Leszka. Wiemy, że zakon dominikanów – zarówno męska, jak i żeńska odnoga – były bliskie sercu jej ukochanego ojca, on to bowiem sprowadził dominikanki do Raciborza, i to w roku urodzenia właśnie Eufemii.
Chociaż do zakonów żeńskich trafiały w tamtym czasie przede wszystkim wysoko urodzone panny, a dominikankami w Raciborzu były inne księżniczki lub członkinie bogatych rodów, Ofka była początkowo po prostu zwykłą zakonnicą. Miała wielki kult do Matki Bożej i Ducha Świętego oraz szczególnie ukochała Eucharystię. Źródła podają, że często przystępowała do Komunii św. Oczywisty dla nas dziś kult Najświętszego Sakramentu dopiero się wówczas rozwijał.
Zaradna fundatorka
Szybko doczekała się stanowiska przeoryszy w klasztorze, wsławiając się od razu przede wszystkim dużą zaradnością i przedsiębiorczością. Zainicjowała budowę przyklasztornego kościoła św. Ducha (do dziś to jeden z cenniejszych zabytków średniowiecznego Raciborza) oraz różnymi sposobami dbała o samowystarczalność materialną zgromadzenia oraz o jego bezpieczeństwo. Gdy wybuchła polsko-czeska wojna o Śląsk, napisała prośbę do samego papieża, by ich klasztor wziął w osobistą opiekę. Udało się, i dzięki temu dominikanki w tym miejscu przetrwały.
Podczas 43 lat spędzonych w klasztorze przeoryszą była dwukrotnie, a zapiski o jej rezygnacji i ponownym wstąpieniu na urząd mogą wskazywać na to, że bycie przełożoną nie było dla niej proste. – Na podstawie pisma prowincjała Stanisława z Krakowa można wnosić, że Eufemia chciała utrzymać karność zakonną, obserwancję, życie według przepisów zakonnych (Reguła św. Augustyna i Konstytucje dominikanek), i w tym kontekście pojawił się między siostrami konflikt na linii świątobliwa Ofka, ćwicząca się od dziecka w ascetycznym życiu, i rozkapryszone panny z dobrych domów. Prowincjał był za Eufemią. Jego pismo i przeprowadzona wizytacja wskazują, że problem nie leżał po stronie przeoryszy Eufemii, a jej rezygnacja to raczej wyraz tego, że potrafiła z tego urzędu zrezygnować, aby kto inny się wykazał. Jej ponowny wybór na przełożoną może więc świadczyć o tym, że siostry miały do niej ogromny szacunek i chyba zrozumiały swój błąd – zauważa postulator.
Przeczuwając nadchodzącą śmierć, pod koniec 1358 r., Eufemia oznajmiła swoją ostatnią wolę. Włości i czynsze zapisała swoim krewnym księżniczkom, będącym mniszkami w Raciborzu, i postanowiła, że po ich śmierci wszystko przejdzie na własność konwentu raciborskich sióstr. Z tego też powodu nazywana jest fundatorką klasztoru Dominikanek w Raciborzu, w którym zmarła 17 stycznia 1359 r.
Od razu zrodziło się wśród okolicznych mieszkańców przekonanie o jej świętości. Pielgrzymowano do jej grobu w kościele przy klasztorze w najróżniejszych intencjach: proszono o zdrowie dzieci, ocalanie w chorobach, opiekę w trudnych przypadkach, a przede wszystkim o pomoc i bezpieczeństwo w zarazach czy zawieruchach wojennych, regularnie nękających te ziemie.
Niedopełnione formalności
Pierwsze zapiski świadectw jej życia, cudownych interwencji Pana Boga za jej wstawiennictwem, zostały zebrane jeszcze w 1606 r. przez, piszącego dzieje polskich dominikanów, Abrahama Bzowskiego. On to jako pierwszy użył wobec Eufemii terminu beata – błogosławiona. Niestety, z powodu zmieniającej się przynależności do różnych władców tych ziem, trudno było o pilnowanie sprawy jej ewentualnego procesu beatyfikacyjnego.
– Eufemia, choć świetnie znana na tych terenach i przez polskich dominikanów, nie miała z oczywistych powodów takiej sławy i rozpoznawalności jak królowa Jadwiga, której proces z podobnych przyczyn utknął na całe wieki. Jadwidze pomogło wybranie polskiego kardynała na papieża, bo przecież Jan Paweł II po prostu odprawił Mszę na jej grobie, zatwierdzając tym samym jej kult jako błogosławionej. O podobne doprowadzenie do finału sprawy Ofki musimy dziś zatroszczyć się sami, zgodnie ze wszystkimi procedurami – wyjaśnia ks. dr Grzegorz Kublin.
Przyznaje, że tym, co dla niego osobiście dowodzi rzeczywistej świętości tej piastowskiej księżniczki, jest właśnie fakt przetrwania jej kultu przez sześć wieków, i to bez wsparcia w postaci wpisania do wykazu świętych. – Może dziś nas pociągać jako osoba, która porzuciła dostatnie życie księżniczki dla życia ubogiej mniszki. Może pociągać swoją zaradnością i przedsiębiorczością w prowadzeniu spraw klasztoru. Może zachwycać oddaniem Matce Bożej, kultem Ducha Świętego i umiłowaniem Eucharystii – wylicza postulator jej procesu.
Dodaje, że on sam jest przykładem fascynacji tą postacią. Choć jako mieszkaniec tych stron słyszał to i owo o dawnej piastowskiej księżniczce, uważanej za świętą, zaczął ją poznawać bliżej dopiero, gdy dostał zadanie napisania o niej pracy naukowej w ramach kursu proboszczowskiego. Wspomnień i świadectw znalazł tyle, że zrobiła się z niej niemal druga praca magisterska. Zafascynowany zaczął szukać dalej, szybko stając się specjalistą od świątobliwej Eufemii. Kiedy więc nowy biskup tych ziem Andrzej Czaja zdecydował, by wrócić do sprawy jej beatyfikacji, ks. Kublina uczynił postulatorem przyszłego procesu, a 2 lata później postawił na czele komisji przygotowawczej. Po nadejściu zgody Stolicy Apostolskiej, proces ruszył oficjalnie 17 stycznia bieżącego roku, czyli 663 lata po śmierci kandydatki.
– To nie będzie proces łatwy, bo poza zebraniem świadectw historycznych musimy przesłuchać współczesnych świadków jej opinii świętości i kultu. Będą to przede wszystkim osoby, które doznały od niej jakiejś duchowej pomocy. Musimy również zbadać wszelkie związane z nią pamiątki oraz to, co uznaje się za jej relikwie, na których też historia wywarła swoje piętno – mówi ks. dr Kublin.
Trumna z jej szczątkami przez całe wieki spoczywała w kościele św. Ducha przy klasztorze raciborskich dominikanek. W czasach kasaty zakonów i dominacji protestantów na tych terenach również cieszyła się czcią: przeniesiono ją wówczas, dla lepszej ochrony, właśnie do raciborskiej fary pw. Wniebowzięcia NMP. Niestety, w 1945 r. kościół spłonął, wraz z nim sarkofag z jej figurą. Choć niektórzy historycy sądzą, że spalił się także relikwiarz z jej szczątkami, są powody przypuszczać, że ciągle jest gdzieś zamurowany w podziemiach, jako zbyt cenna relikwia. – Będziemy go szukać, to bardzo ważna część rozpoczętego teraz procesu – wyznaje postulator.