Burza wokół „dawania w szyję” dowiodła po raz kolejny, że nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Sformułowanie prezesa Kaczyńskiego, które padło podczas spotkania ze zwolennikami PiS w Ełku, zyskało niebywałą wręcz popularność. Jestem pewien, że będzie przywoływane w wielu podsumowaniach roku. Oczywiście z prześmiewczym komentarzem, że to, po pierwsze, sformułowanie o rodowodzie raczej knajpianym, a po drugie kompletnie odjechane od rzeczywistości i de facto obrażające młode kobiety.
Nie chcę bronić ani ełckiego „dawania w szyję”, ani niekiedy wręcz histerycznych reakcji na tę wypowiedź. Zarówno jedno, jak i drugie dowodzi infantylnego podejścia do ważnego tematu i instrumentalizowania poważnych wyzwań społecznych na potrzeby bieżącej polityki.
Rozpocznijmy od tego, że temat alkoholizmu w Polsce nie tylko istnieje, ale wręcz narasta. To, że w ubiegłym roku Polacy wydali na alkohol 45 mld (rekordowa suma w naszej historii), jest informacją szokującą i kompromitującą dla społeczeństwa. Polska przegrywa walkę z nadużywaniem alkoholu – i to jest po prostu fakt. Faktem jest także wzrastające picie wśród młodych kobiet. Nie jest to wymysł prezesa PiS, bo dowodzą tego badania prowadzone choćby przez Państwową Agencję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Przyczyn tego zjawiska jest kilka i nie będę ich tu przywoływał, ale, powtarzam, to są fakty.
Należałoby zapytać, czy ten poważny cywilizacyjny problem jest dostrzegany przez polską klasę polityczną i czy w trosce o dobro wspólne dyskutuje się, ponad podziałami, o tym, jak ocalić Polskę przed utonięciem w alkoholu. Prezesowe „dawanie w szyję”, przyjęte ciepłym rechocikiem zwolenników oraz pełną histerycznego oburzenia reakcją politycznych adwersarzy, jest tu najkrótszą odpowiedzią. Dyskusji nie ma żadnej. Jest natomiast obustronne zaślepienie, powierzchowność i niechęć do stanięcia z tym wyzwaniem twarzą w twarz.
Zamiast dowcipkować o „dawaniu w szyję”, szef rządzącej partii powinien zastanowić się, czy nie należałoby wreszcie wprowadzić ustawowych rozwiązań służących przyszłości Polski. Myślę zwłaszcza o ograniczeniu telewizyjnych reklam alkoholu, o co upomina się Kościół, ale też inne środowiska i organizacje, od lat toczące nierówny bój z producentami tych używek.
Z kolei opozycja i jej akolici, przewidywalnie oburzeni wszystkim, co powie prezes, mogliby zastanowić się, czy aby nadużywanie alkoholu przez młode kobiety nie jest dziś jednym z naszych wspólnych, polskich wyzwań. Takich, które wiążą się zarówno ze zdrowiem nadużywających, ale posiadającym też, owszem, aspekt demograficzny.
Niestety, bardzo ważny temat został najpierw zbanalizowany poprzez wywołanie go w przaśnym żarciku, a następnie w sposób równie powierzchowny obśmiany przez politycznych rywali. Zamiast poważnej rozmowy było jak zwykle: politycy dali sobie po razie i przeszli niecierpliwie do wypatrywania okazji do powtórki.
I tak toczą się te nasze igrzyska. „Dających w szyję” nie ubywa, nie maleje też liczba innych polskich problemów, wciąż czekających na wspólny namysł.