Monika Białkowska: Rozmawiamy sobie od jakiegoś czasu o tym, co jest najważniejsze w nauczaniu Jezusa. Ale przecież w historii świata były setki różnych nauczycieli, filozofów, rabinów i mędrców. W świecie żydowskim było nawet wielu takich, którzy twierdzili, że są mesjaszami. Był między nimi i Jezus, który też uczył. Potem umarł w dramatycznych okolicznościach, ale też nie jako jedyny w ten sposób. Po ludzku cała sprawa skończyła się 7 kwietnia 30 r. na jerozolimskiej Golgocie. I mogła się skończyć na zawsze. Może ktoś by pamiętał o Jezusie tak, jak się pamięta o Gamalielu – że był taki ktoś. I nic poza tym…
Ks. Henryk Seweryniak: I tu właśnie stajemy przed wielką tajemnicą: jak wyjaśnić to bardzo szybkie rozprzestrzenianie się wspólnot chrześcijańskich? Jezus umarł wyszydzony, pognębiony, upokorzony, przegrany. A tu w ciągu kilkudziesięciu zaledwie lat tysiące Żydów i pogan zaczęło uznawać, że ten człowiek z krzyża jest żyjącym Bogiem.
MB: Musiało się wydarzyć coś, co zmieniło Jego obraz – albo inaczej: coś, co potwierdziło, że był nauczycielem nie jednym z wielu, ale wyjątkowym. Kimś, kto wcale nie poniósł porażki.
HS: Kiedy uczniowie o tym piszą, uwagę zwracają dwa powracające słowa: egegertai – Pan „jest wskrzeszony”, „zmartwychwstał” i ofthe – Pan „dał się widzieć”, „ukazał się”. Właśnie świadectwo o spotkaniach z Tym, który jest wskrzeszony i pozwolił się widzieć, stało się podstawą radosnej i ufnej wiary w to, że Jezus Chrystus jest Bogiem. Te objawienia się Jezusa, które nazywamy chrystofaniami, są kolejnym źródłem słów Jezusa.
MB: Ciekawe jest to, że relacje o spotkaniach ze Zmartwychwstałym są bardzo różne, jakby ewangeliści zbierali opowieści ze wspólnot, żeby je przechować – a niekoniecznie stworzyć jeden spójny obraz. To jak zapiski wspomnień wielu ludzi o tym samym wydarzeniu, z którego każdy zapamiętał coś dla siebie ważnego.
HS: Największe wrażenie robi opisany przez św. Mateusza nakaz misyjny, gdzie Jezus mówi o władzy, którą ma na ziemi i niebie, i posyła apostołów, żeby szli nauczać wszystkie narody, udzielając im chrztu – a wtedy On będzie z nimi aż do skończenia świata. Nie zapomnę, jak ks. Józef Kudasiewicz, znakomity biblista, z żarem przypominał, że w grece stoi w tym miejscu: „Idąc, nauczajcie...”. To nie jest proste: „Idźcie i nauczajcie”, ale – bądźcie ciągle w drodze, gotowi na zostawianie wiele, a może nawet wszystkiego…
MB: W tym Mateuszowym opisie ważne są również słowa o chrzcie, który udzielany ma być „w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego”. To znalazło swoje odbicie w nauce Kościoła o Trójcy Świętej i w rycie chrzcielnym.
HS: Święty Łukasz zostawia inną opowieść o spotkaniach ze Zmartwychwstałym. Mamy u niego wzruszający opis o uczniach w drodze do Emaus i objawienia się Jezusa w Wieczerniku. Oba te opisy zawierają myśl: sam Zmartwychwstały, wędrujący razem z nami drogami historii, jest interpretatorem planu Bożego, który przez Niego i w Nim się realizuje. Choć posiada On realne ciało – bo przecież chodzi, rozmawia, zasiada do stołu, je chleb i rybę – to żyje w innym wymiarze egzystencji – bo pojawia się i znika, przechodzi przez zamknięte drzwi.
MB: Spotkania z Jezusem po zmartwychwstaniu są dla Kościoła fundamentalne. Bez nich Kościół mógłby się nie narodzić, uczniowie rozeszliby się z poczuciem porażki. Ale On, tak jak się objawił uczniom w drodze do Emaus, tak objawia się całemu Kościołowi w przepowiadaniu Jego słowa, w „łamaniu chleba”, czyli w Eucharystii, w głoszeniu nawrócenia i w odpuszczaniu grzechów w Jego imię.
HS: Apostołowie uczestniczą – jako oficjalni świadkowie (martyres) cierpiącego i zwycięskiego Mesjasza – w Jego posłannictwie nawracania i jednania świata. I cały Kościół ma być spadkobiercą tego zadania, wszyscy mamy być martyres. Wesprze się na mocy Ducha Świętego i na świadectwie apostolskim.
MB: Jest jeszcze opowieść Jana. Jeszcze inna…
HS: U Jana tak naprawdę są aż trzy opowieści o spotkaniach ze Zmartwychwstałym. Pierwsza to oczywiście spotkanie z Marią Magdaleną przy pustym grobie. Maria nie rozumie, co się stało, dopóki Ogrodnik nie zwróci się do niej po imieniu. Dopiero w tym momencie odkrywa obecność Jezusa, wołając: „Rabbuni!”. Słyszy wtedy: „Nie dotykaj Mnie”, co rozumieć trzeba jako: „Nie szukaj mnie w rzeczywistości zmysłowej (dotykalnej), lecz idź i powiedz braciom, że wstępuję do Ojca”.
MB: Spotkanie Jezusa z Marią Magdaleną było niemal intymne: był świt, nie było żadnych świadków. Opisane przez Jana chrystofanie w Jerozolimie mają już zupełnie inny charakter.
HS: Tu wraca nam już to napięcie, jakie wyczuwalne było dużo wcześniej między Jezusem i Jego uczniami a Żydami. Uczniowie się boją, siedzą za zamkniętymi drzwiami. Kiedy Jezus przychodzi do nich mimo zamkniętych drzwi, pokazuje im ręce i bok, żeby mogli zidentyfikować Jego tożsamość, uwierzyć, że to naprawdę On. Dopiero potem ich posyła – tak jak Ojciec Go posłał. W tekście tym pojawia się analogia dotycząca posyłania, która odegrała istotną rolę w katolickim uzasadnieniu sukcesji apostolskiej i ustroju hierarchicznego. Działając w mocy Ducha Świętego, apostołowie przedłużają posłannictwo Chrystusa przez Ojca.
MB: Po bardzo osobistym spotkaniu z Marią i spotkaniu w zamkniętym gronie apostołów w Wieczerniku, Jezus u Jana objawia się w końcu nad Jeziorem Tyberiadzkim. Tam świadkami jest siedmiu uczniów, w tym oczywiście Piotr i Jan.
HS: Mamy cudowny połów i dialog Jezusa z Piotrem. To Piotr pierwszy spotyka Jezusa. Piotr wyciąga na brzeg sieć pełną ryb. Symbolizm opisu jest niedwuznaczny: to właśnie Piotr miał „łowić ludzi”. Cudowny połów i posiłek przygotowuje sam Pan. Zaproszenie do uczty i sama uczta spełniają tę samą funkcję co łamanie chleba w scenie uczniów z Emaus – funkcję rozpoznania: „Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: «Kto Ty jesteś?», bo wiedzieli, że to jest Pan”.
MB: I tutaj też Jezus nie objawia się towarzysko, nie wspomina, nie pociesza, ale daje zadanie – posłanie, misję na przyszłość. Przekazuje Piotrowi władzę pasterską i rozmawia z nim o miłości: „Czy kochasz Mnie?”
HS: Padają tam dwa greckie słowa, które po polsku tłumaczone są tak samo. Ale greckie fileo oznacza miłość typową dla przyjaźni, czułą, ale nie wszechogarniającą. Tymczasem agapeo to miłość bez zastrzeżeń, całkowita i bezwarunkowa. Jezus pyta najpierw Piotra, czy kocha Go miłością bezwarunkową, agapeo. Przed doświadczeniem zdrady Piotr niewątpliwie odpowiedziałby, że tak – ale kiedy już zaznał smaku zdrady i własnej słabości odpowiada: tak, ,,filó-se". „Kocham Cię moją biedną ludzką miłością”. Jezus jednak nalega, to nie jest odpowiedź, jakiej oczekiwał. I nie słyszy od Piotra potwierdzenia. W końcu za trzecim razem pyta: „Fileis-me?” „Czy kochasz Mnie naprawdę tą swoją ludzką miłością?”.
MB: Jezusowi wystarcza ta biedna, ludzka miłość – jedyna, do jakiej Piotr jest zdolny. I do jakiej my jesteśmy zdolni…
HS: Od tego dnia Piotr szedł za Jezusem ze świadomością własnej kruchości. Ale nie zrażał się, bo wiedział, że może liczyć na obecność Zmartwychwstałego u swego boku. Od naiwnego entuzjazmu początkowego przylgnięcia, przez bolesne doświadczenie zaparcia się i płacz nawrócenia, doszedł do powierzenia się Jezusowi. A Jezus dostosował się do jego ubogiej zdolności kochania. To właśnie jest najgłębszą prawdą, którą przekazuje protochrystofania całemu Kościołowi.
MB: I to jest prawda, która poruszyła świat – poruszyła tak, że urodził się Kościół…