Monika Białkowska: Tak sobie idziemy tropem ewangelistów i próbujemy w tym, co pisali, dopatrzyć się historii. I zobaczyć, na czym polega wyjątkowość ich historycznego spojrzenia na Jezusa. Ewangelia św. Jana jest księdza ulubioną – ale też taką, którą czytać nie jest najłatwiej.
Ks. Henryk Seweryniak: Uważam, że Ewangelia św. Jana ciągle jest dla nas tajemnicą i tajemnicą jest jej powstanie. W Kościołach na Wschodzie uważana jest za tę, która jest najwierniejsza i najpełniej oddaje dzieło Jezusa – i to twierdzenie ma swoje uzasadnienie. Poza tym naprawdę jest niezwykła. Jeśli patrzeć na świat w perspektywie Bożej: na stworzenie i całą egzystencję człowieka, to Ewangelia Jana nie tylko mówi o tym najpiękniej, ale jest – twierdzę – największym dziełem starożytności.
MB: Arystoteles, Sokrates, Platon… Nie przesadzamy aby?
HS: Nie przesadzamy. Oni próbują wyjaśniać świat, ale postawione obok nich wyjaśnienie świata z czwartej Ewangelii jest olśniewająco wręcz przejrzyste. To jest Prolog z tekstem o tajemnicy Wcielenia, o tym, że „na początku było Słowo”. Zaraz potem powołanie uczniów, którzy po kolei się do Jezusa przyprowadzają. Część z nich jest uczniami Jana Chrzciciela. Dalej Kana Galilejska, która u Jana rozpoczyna całą publiczną działalność Jezusa. Są trzy, a nie jedna pascha, jak u synoptyków, i głębokie odwołanie do innych obchodów, sprawowanych w Jerozolimie. Dalej cuda, ale nie opis wszystkich, tylko siedem starannie wybranych i skompletowanych.
MB: Siedem to liczba pełni, mamy tu pełnię znaków, jakich dokonał Jezus. To znaczy w ówczesnym języku: nic więcej nie trzeba dodawać.
HS: I kiedy już mamy znaki, mamy od razu również całą sprawę sporu Jezusa ze światem faryzejskim: o szabat, o stosunek do kobiet. I cała ta sprawa streszczona jest w jednej opowieści o kobiecie cudzołożnej. Faryzeusze przychodzą z nią do Jezusa, rzucają ją przed Nim na ziemię, stają w kręgu i pytają: co Ty o tym myślisz? A On pisze palcem na piasku. I nie wiemy, co pisze! A potem Jezus mówi: „kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem”. Tylko u Jana ta scena jest tak właśnie pokazana.
MB: W wielu miejscach Jan jest wyjątkowy. Jezus umywa tu nogi swoim uczniom w dniu ostatniej wieczerzy – ale już nie ma tu opisu ustanowienia Eucharystii. Zamiast tego mamy wcześniej mowę o Chlebie Żywym, w kontekście cudu rozmnożenia chleba – a potem modlitwę o jedność uczniów, modlitwę arcykapłańską. Modlitwę, która dla mnie osobiście jest najbardziej wstrząsającym momentem Ewangelii: jest w niej i ból, i wielka miłość, i świadomość, że to się nie może udać, jeśli Bóg nie uczyni cudu. No i znamy efekty, wiemy, jak o tę jedność jest trudno…
HS: Jan jest oryginalny też w innych kwestiach – i są one bardzo ważne. Nie ma tu na przykład klasycznego procesu przed Sanhedrynem. Są tylko przesłuchania i odesłanie Jezusa do namiestnika rzymskiego. Jest to jednocześnie wzruszające i mocno historyczne.
MB: Historyczne rozumiem, ale wzruszające?
HS: Spójrz, jak to jest opisane. Z jakimi detalami. Wiemy, jak apostołowie reagują na to, co się dzieje. Tu dowiadujemy się, że Piotr odciął ucho sługi arcykapłana. Ba, znamy nawet imię tego sługi! Potem idą wszyscy na dziedziniec arcykapłański, umiłowany uczeń prowadzi tam Piotra. To nie było miejsce, do którego każdy mógł wejść. I wreszcie mamy scenę zmartwychwstania, gdzie dwóch uczniów na głos Marii Magdaleny biegnie do grobu, znajduje płótna – mamy piękną scenę z Marią Magdaleną, która nie rozpoznaje Jezusa i bierze Go za ogrodnika – i dialog Piotra ze Zmartwychwstałym nad Jeziorem Galilejskim, kiedy Jezus pyta: „Czy miłujesz mnie bardziej, niźli ci…”. To jest bez wątpienia świadectwo kogoś, kto w tych wydarzeniach uczestniczył, a nie tylko o nich słyszał.
MB: Pytanie, kim był ten „ktoś”? W odróżnieniu od Ewangelii synoptycznych tu autor uważa, że należy do grona Dwunastu i że jako jeden z Dwunastu daje świadectwo.
HS: Ale też nie mówi „ja jestem Jan”. Wciąż jest ukryty w zwrocie „umiłowany uczeń”. Raczej należał do grona Dwunastu, bo w czasie ostatniej wieczerzy leżał na piersi Jezusa, a tam byli tylko apostołowie.
MB: Mnie tu zadziwia taka odwaga, ale też pewność miłości Jezusa: bo trzeba mieć odwagę, żeby powiedzieć: „To mnie kocha najbardziej”. Ktoś może powiedzieć, że to jest pycha, ale ja w tym widzę ogromne zaufanie. Znamy się, cokolwiek się stanie wiem, że to jest miłość, że mnie kochasz.
HS: Przede wszystkim wartością jest tu cała warstwa historyczna, często w tej Ewangelii niedoceniana albo marginalizowana. Mamy informacje, że Piotr, Andrzej i Filip pochodzili z Betsaidy, że Jezus kilkakrotnie pielgrzymował do Jerozolimy na Paschę, że Jego wystąpienia budziły oczekiwania polityczne i że przez to właśnie został oskarżony i skazany na śmierć. Ale też z tej Ewangelii dowiadujemy się, że przywódcy żydowscy szantażowali Piłata, mówiąc mu, że jeśli uwolni Jezusa, nie będzie przyjacielem cezara. Że Jezus umarł w przeddzień Paschy, a nie w samą Paschę.
MB: To jest ważne. Synoptycy opisują to inaczej.
HS: Ale to raczej Jan ma rację. Wiele z wydarzeń opisanych w męce Jezusa w czasie święta Paschy po prostu nie mogłoby się wydarzyć. I jeszcze jedno: to od Jana dowiadujemy się, jak brzmiał napis na krzyżu Jezusa i w jakich językach w jakiej kolejności był wypisany. Trudno więc uznawać, że autor Ewangelii św. Jana lekceważył albo nie chciał przekazywać danych historycznych.
MB: Benedykt XVI przekonuje, iż autorem jest św. Jan.
HS: Owszem, ale trzeba to nieco zniuansować. Papież uważa, że autor tej Ewangelii musiał pochodzić ze środowiska kapłańskiego Jerozolimy i dlatego wszedł na dziedziniec podczas przesłuchania Jezusa, wprowadzając tam też Piotra. Już św. Ireneusz około 180 r. utożsamia autora czwartej Ewangelii z Janem, synem Zebedeusza. Skąd jednak jego bliskość ze sferami arcykapłańskimi Jerozolimy? Stąd, że jego ojciec mógł być kapłanem i jednocześnie właścicielem jakiegoś „przedsiębiorstwa rybackiego” nad jeziorem Genezaret. Mógł on mieć mieszkanie w Jerozolimie, w dzielnicy esseńczyków, przeznaczone na czas, kiedy pełnił służbę w Świątyni. To właśnie w dzielnicy esseńczyków najprawdopodobniej odbyła się ostatnia wieczerza. Może właśnie w domu Zebedeusza, ojca Jana? Dlatego on podczas tego wydarzenia jest tak blisko Mistrza. Mimo to papież zauważa: jeżeli to Jan, syn Zebedeusza, jest tym naocznym świadkiem i jednocześnie rzeczywistym autorem Ewangelii, to jednak problem jej ostatecznej redakcji nastręcza trudności…
MB: Możemy powiedzieć krótko: według Benedykta XVI ostatecznej redakcji dokonał znany z bardzo startej tradycji „prezbiter Jan”, różny od syna Zebedeusza. Był związany z Apostołem, po jego śmierci uchodził za spadkobiercę jego idei. Z upływem czasu w pamięci ludzi te dwie postaci stopiły się ze sobą. I to jemu papież przypisuje istotną funkcję przy redagowaniu ostatecznej wersji tekstu Ewangelii. Zainteresowanych tą sprawą możemy tylko odesłać do pierwszego tomu Jezusa z Nazaretu Benedykta XVI.