Logo Przewdonik Katolicki

Wy, z drugiej strony

Piotr Zaremba
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Gdy pisze się o osobach „z drugiej strony”, najłatwiej ruszyć do tych, co mają do powiedzenia złe rzeczy

W tygodniku „Polityka” sylwetka Macieja Świrskiego, który został przewodniczącym Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Takie opowieści o ludziach bywały dziennikarską sztuką. Zawsze były obciążone poglądami autorów i barwą polityczną mediów, w których się ukazywały. A jednak obyczaj nakazywał zderzanie opinii różnych stron. Często więc były to portrety pokazujące wielowymiarowość postaci, nawet tych kontrowersyjnych, niekoniecznie sympatycznych dla piszącego i jego czytelników.
Czy dziś coś z tego zostało? Coraz rzadziej dziennikarze rozmawiają z tzw. drugą stroną. I nie mają takiego nawyku, i ta druga strona postrzega ich jako wrogów. Owszem, czasem „Gazeta Wyborcza” czy „Polityka” docierają do zachowujących anonimowość prawicowców. Ale na ogół w sytuacjach, gdy ci chcą za pośrednictwem obcych sobie tytułów pogrążyć swojego rywala w tym samym obozie.
Gdy pisze się o osobach „z drugiej strony”, najłatwiej ruszyć do tych, co mają do powiedzenia złe rzeczy. Tak się składa, że Maciek to mój kolega ze studiów. Nie rozmawiałem z nim od lat, sam mam zastrzeżenia wobec jego aktywności zwłaszcza w Polskiej Fundacji Narodowej, której wiele działań jawi mi się jako fikcja albo co gorsza wydawanie pieniędzy w intencjach czysto politycznych. Ale kiedy czytam, jak nawet jego koledzy z liceum czy z czasów studenckich malują jednorodny karykaturalny portret, wiem, że to nieprawda. No ale tylko tacy byli gotowi mówić. Albo tylko do takich „Polityka” się odezwała.
W tekście uderza niezrozumienie ideowych motywacji, które mogą popchnąć absolwenta historii na Uniwersytecie Warszawskim do twardo prawicowych zaangażowań. Trochę to jest postrzegane w kategoriach irracjonalnego szaleństwa, a trochę szuka się brzydkich podtekstów. Był niezamożny, teraz się odbił materialnie. Pomaga coraz bardziej rytualne słownictwo. W tytule artykułu: Teletalib...
Trudno nie odnieść wrażenia, że to obraz świata adresowany wyłącznie do swoich. Oni mają się utwierdzać w obrazie wroga. Za to TAMCI tego z założenia nie przyjmą. Czasem ich zaboli, a czasem nawet poczują satysfakcję, że atakują ich wrogie media. W coraz bardziej oddzielnych bańkach, tak to właśnie wygląda.
W tym samym numerze „Polityki” Mariusz Janicki próbuje kreślić portret elektoratu PiS. Niby diagnoza jawi się jako złożona. Publicysta, który w każdym swoim tekście bije na alarm z powodu pisowskich rządów, przyznaje, że istnieją badania socjologiczne lewicowego naukowca Michała Bilewicza, według których to wyborcy opozycji są bardziej agresywni i toksyczni wobec elektoratu obozu rządowego niż na odwrót.
Janicki przyjmuje to do wiadomości, ale natychmiast znajduje wiele tłumaczeń. Wyborcy PiS nie przejmują się tak mocno zwolennikami opozycji, bo mają poczucie, że ich rząd robi z tymi ludźmi porządek. Zarazem wskazuje, że według tych badań wyborcy prawicy gorzej odnoszą się do homoseksualistów czy uchodźców. Ale na czym ten zły stosunek polega? Czy na samej odmowie spełnienia postulatów tych pierwszych, a wpuszczania do Polski tych drugich?
W finale swojego tekstu Janicki irytuje się na ludzi swojej bańki, że wciąż pobłażają wyborcom prawicy, jak pewien dziennikarz „Gazety Wyborczej”, który dał wyraz nawet pewnej fascynacji ich prostolinijnością, choćby w sprawach religijnych. Dla autora „Polityki” to pułapka, bo prowadzi do pobłażania samemu PiS-owi.
W rzeczywistości motywacje zarówno popierania, jak i niepopierania PiS bywają bardziej złożone, niżby to wynikało z manifestów tego typu. Problemem jest co innego. Na ile wciąż jesteśmy jednym narodem? A na ile pozostają już same bańki?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki