Wybuchy gazociągów Nord Stream dały już wszystkim jasno do zrozumienia, że Rosja stawia niemal wszystko na energetyczne zmęczenie Zachodu. Nasza przyszłość zależy od tego, czy Europa wytrzyma nadchodzącą zimę. Niestety, w wielu państwach naszego kontynentu wrze. W Polsce sytuacja będzie szczególnie napięta i to nie tylko dlatego, że jesteśmy państwem frontowym. W przyszłym roku odbędą się również wybory, którym w ostatnich latach towarzyszyła koszmarna wręcz temperatura sporu politycznego. Rządy na całym kontynencie uruchamiają programy warte setki miliardów euro, żeby złagodzić nadchodzące napięcia społeczne i uchronić ludność przed spadkiem poziomu życia. Niestety, bez solidnych wyrzeczeń się nie obejdzie.
Temperatura rośnie
Dosyć niespodziewanie wrze w spokojnych zwykle Czechach. W Pradze w ciągu zaledwie jednego miesiąca ludzie wychodzili na ulicę dwukrotnie – na początku i pod koniec września. Każdy z protestów liczył po kilkadziesiąt tysięcy osób, co w 10-milionowych Czechach jest bardzo znaczące. Protestujący domagali się zmiany polityki rządu Petra Fiali wobec Rosji, zawarcia umowy gazowej z Moskwą, a nawet wystąpienia z UE i NATO. Organizatorami były raczej niszowe, radykalne partie antysystemowe – zarówno skrajni prawicowcy, jak i działający wciąż nad Wełtawą komuniści. Wśród protestujących było jednak wielu zwykłych Czechów, którzy nie radzą sobie z rosnącymi cenami. Oczywiście trudno powiedzieć, w jaki sposób postulaty protestujących miałyby poprawić sytuację. Węgry mają doskonałe relacje z Moskwą, a jednak inflacja nad Balatonem jest jedną z najwyższych w Europie. Wyjście Czech z UE i NATO bez wątpienia doprowadziłoby do dramatycznego osłabienia korony, co tylko pogłębiłoby kryzys kosztów życia. Nie zmienia to faktu, że tysiące Czechów obawia się o przyszłość i głośno to artykułuje.
Przez Wielką Brytanię przechodzi natomiast fala strajków. Od początku października trwa tam największy protest na kolei od wielu dekad. Kolejarze z 12 spółek przewozowych domagają się wyższych płac, a na tory nie wyjeżdża duża część pociągów, co generuje chaos i niepewność wśród podróżnych. Wśród nich są także politycy – część uczestników konferencji Torysów w Birmingham musiała opuścić ją wcześniej, by móc w ogóle wrócić do swoich okręgów. Postulaty związkowców są całkowicie zrozumiałe, jednak sam protest nie ułatwi działalności spółkom przewozowym, które będą musiały zwrócić koszty biletów wielu tysiącom podróżnych. Wcześniej, we wrześniu, strajkowali chociażby pracownicy portu w Liverpoolu. Ponad pół tysiąca pracowników obsługujących kontenerowce strajkowała dwa tygodnie, domagając się podwyżek pensji. Szeroko zakrojona akcja protestacyjna ma również miejsce na brytyjskiej poczcie. W wybrane dni pracownicy Royal Mail nie dostarczają przesyłek, z wyłączeniem priorytetów i listów specjalnych.
Protesty domagające się zmiany polityki wobec Rosji odbyły się również w Niemczech, głównie we wschodnich landach, chociaż niewielki miał miejsce również w Kolonii. W Polsce jak na razie jest spokojnie. Nie oznacza to jednak, że w najbliższych tygodniach ten spokój się utrzyma. Na demonstracje prorosyjskie w naszym kraju przychodzi garstka osób, jeśli w ogóle. Jednak kryzys kosztów życia uderza w wiele grup zawodowych, szczególnie w budżetówce. Związek Nauczycielstwa Polskiego uruchamia miasteczko edukacyjne, które ma informować rodziców o złej sytuacji finansowej nauczycieli, których płace nie nadążają za rosnącymi kosztami życia. Do protestu zamierza również dołączyć oświatowa „Solidarność”, która zwykle była względnie przychylna rządowi.
Obawy o koszty życia
Chociaż media w dużej mierze żyją obecnie wojną w Ukrainie – co jest zupełnie zrozumiałe – obywatele państw UE zaprzątają sobie głowę przede wszystkim kwestiami ekonomicznymi. Według letniego Eurobarometru, najważniejszą obawą Europejczyków są rosnące ceny i kryzys kosztów życia, na co wskazała ponad jedna trzecia pytanych. Sytuacja międzynarodowa znalazła się na drugim miejscu, ale wspólnie z kwestią dostaw surowców energetycznych – na obie sprawy wskazała ponad jedna czwarta pytanych (ankietowany mógł wybrać dwie odpowiedzi). Na czwartym miejscu znalazły się zmiany klimatyczne (jedna piąta ankietowanych). Imigracja, która przed pandemią dominowała wśród obaw mieszkańców UE, latem tego roku spadła dopiero na siódme miejsce, nawet za krajową sytuację budżetową. Dominujące w czasie pandemii zdrowie znalazło się na miejscu dopiero dziewiątym. W krótkim czasie doszło więc do zupełnego przeobrażenia nastrojów społecznych w UE. Co też doskonale odzwierciedla rozmiary trwającego już kryzysu.
Co istotne, największe obawy o kwestie utrzymania mają mieszkańcy naszego regionu, a nie Europy Zachodniej. Co prawda inflacji najbardziej obawiają się Irlandczycy (47 proc.), jednak zaraz za nimi są Słowacy (46 proc.) oraz Łotysze, Czesi i Słoweńcy (po 42 proc.). Spore obawy o kryzys kosztów życia notowane są także w Niemczech (40 proc.). Przerw w dostawach energii najbardziej obawiają się Czesi – co zresztą dwukrotnie pokazali już w Pradze – oraz Estończycy, Słowacy i Słoweńcy. Wśród Polaków najczęściej wymienianym źródłem obaw również była inflacja i koszty życia (36 proc.), jednak na wyraźnym drugim miejscu znalazła się sytuacja międzynarodowa (30 proc.). Na trzecim miejscu nad Wisłą znalazła się imigracja (19 proc.), co jest najprawdopodobniej związane z napływem uchodźców oraz sprowokowanym przez Aleksandra Łukaszenkę kryzysem migracyjnym na granicy polsko-białoruskiej. Sytuacją międzynarodową zdecydowanie najbardziej przejmują się mieszkańcy państw nordyckich – Finowie, Duńczycy i Szwedzi. To właśnie oni – wspólnie z Polakami – są też zdecydowanie najbardziej zdeterminowani w kwestii pomocy Ukrainie, także wojskowej. W pozostałych państwach naszego regionu – może nie licząc Bałtów – chęć pomocy Ukrainie jest zdecydowanie mniejsza.
Mieszkańcy Europy obawiają się także jesienno-zimowej fali protestów. Szczególnie widać to w Polsce. Brytyjska organizacja More In Common zleciła badanie nastrojów społecznych w czterech dużych państwach Europy – Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji i Polsce. Aż trzy czwarte Polaków obawia się niepokojów społecznych w nadchodzących miesiącach. Dopiero na drugim miejscu znalazła się Francja (69 proc.), której mieszkańcy są przecież zdecydowanie najbardziej skłonni do protestów. Niepokojów i napięć obawia się też niecałe dwie trzecie Niemców. Strajków natomiast obawia się po dwie trzecie Francuzów i Polaków, a dopiero za nimi znaleźli się Brytyjczycy (57 proc.), którzy przecież zmagają się z nimi już od wielu tygodni. Widać więc, że nastroje nad Wisłą nie są przesadnie optymistyczne, a Polacy mentalnie przygotowują się już na gorące miesiące – i to nie pod względem temperatury powietrza.
Cięcia w domowych budżetach
Pogoda niestety sprzyjać nam będzie nieszczególnie. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej przygotował eksperymentalną prognozę na okres październik–styczeń. W listopadzie temperatura będzie kształtowała się w normie wieloletniej z lat 1991–2020. To niestety nie jest dobra informacja, gdyż liczymy na temperatury znacznie powyżej normy. Na szczęście tak właśnie może być w grudniu, który według IMGW będzie stosunkowo ciepły, choć równocześnie mokry. Sytuacja wróci do normy w styczniu, który pod względem temperatury i opadów przypominać będzie średnią wieloletnią z ostatnich trzech dekad. No cóż, miejmy nadzieję, że tym razem eksperci z IMGW się pomylili i zdecydowanie zaniżyli prognozowane temperatury w listopadzie i styczniu.
Kryzys kosztów życia rozlał się już na całe społeczeństwo, a nie tylko najmniej zamożnych. Chociaż oczywiście ci ostatni odczuwają go najmocniej. Według wrześniowego badania Sodexo, prawie 60 proc. pracowników w Polsce odczuwa, że ich sytuacja finansowa się pogorszyła. Prawie połowa pracowników obawia się, że nie otrzyma podwyżki adekwatnej do rosnących cen lub w ogóle ich pensja nie wzrośnie. Dwukrotnie mniej pytanych obawia się o samo zatrudnienie, co dosyć dobrze opisuje obecną sytuację na rynku pracy – bezrobocie raczej nam nie grozi, za to spadek realnej płacy już tak. Jedna czwarta pytanych stwierdziła również, że spodziewa się większego obciążenia pracą.
Podobne wyniki występują w całej Europie. W Niemczech w badaniu dla stacji ARD dwie trzecie ankietowanych zadeklarowało, że ich sytuacja ekonomiczna jest dobra, jednak prawie połowa jest przekonana, że za rok będzie gorsza niż obecnie. W Wielkiej Brytanii, według badania przeprowadzonego przez YouGov, jedna czwarta ankietowanych przyznała, że poczyniła już cięcia wydatków w kluczowych sferach życia, czyli na żywność oraz ogrzewanie. 43 proc. pytanych szuka oszczędności w mniej istotnych obszarach. Ponad 40 proc. Brytyjczyków miewa problemy z uregulowaniem rachunków za energię, a nawet z zakupem żywności – przy czym dla większości z nich te kłopoty są sporadyczne. A mowa jest przecież o jednym z najzamożniejszych krajów świata.
Niestety, właśnie żywność drożeje szczególnie. Widać to chociażby po cenach pieczywa, które napędzane są przez drogą pszenicę i gaz. Według Eurostatu, w całej UE cena chleba wzrosła w ciągu roku o jedną piątą. Zdecydowanie najbardziej odczuwają to mieszkańcy naszego regionu. Na Węgrzech cena chleba wzrosła aż o dwie trzecie. W Estonii, Słowacji i Litwie o jedną trzecią, a w Polsce o 30 proc. Na zachodzie i północy kontynentu chleb zdrożał o kilkanaście procent.
Miliardy na łagodzenie kryzysu
Na szczęście w ostatnich latach doszło do sporych przeobrażeń w zachodniej ekonomii i obecnie mało kto chciałby zaserwować swoim społeczeństwom ostre zaciskanie pasa, jak podczas kryzysu gospodarczego w 2008 r. Rządy w całej Europie uruchamiają gigantyczne programy osłonowe, które w niektórych przypadkach są niewiele mniejsze niż tarcze antykryzysowe podczas pandemii. Wielka Brytania zamierza wydać aż 6,5 proc. PKB na łagodzenie skutków kryzysu kosztów życia, który na Wyspach przybiera ogromne rozmiary – według badania Uniwersytetu w Edynburgu, co dziesiąty pracownik tamtejszej sfery budżetowej musi ratować się pożyczkami krótkoterminowymi. W państwach UE te programy są nieco mniej hojne, ale również robią wrażenie. Według analizy Instytutu Breugla, Niemcy, Hiszpanie i Włosi na ochronę jakości życia ludności oraz osłony dla przedsiębiorstw przeznaczą po 3 proc. PKB. W przypadku Niemiec mówimy o kwocie ponad 100 mld euro.
Polska długo była wśród unijnych liderów pod tym względem, gdyż pierwsze tarcze antyinflacyjne wprowadziliśmy już pod koniec 2021 r. Jednak obecnie nadwiślańskie programy osłonowe są w połowie stawki. Na łagodzenie skutków kryzysu wydać mamy 2 proc. PKB, jednak jest wielce prawdopodobne, że te wydatki jeszcze istotnie wzrosną, gdyż na stole leżą kolejne projekty.
Rządy w Europie zamrażają więc taryfy na prąd i gaz oraz uruchamiają świadczenia dla mniej zamożnych gospodarstw domowych. Część z nich przymierza się do zamrożenia giełdowej ceny energii, by uchronić podmioty kupujące prąd bezpośrednio na rynku. Wprowadzane są ulgi podatkowe, a część pieniędzy zostanie również skierowana na inwestycje w energetykę. Francuzi planują wydać aż 50 mld euro na budowę sześciu nowych bloków jądrowych do 2035 r. Finowie i Brytyjczycy zamierzają inwestować w wodór.
Obywatele państw Europy nie zostaną więc pozostawieni sami sobie, jednak może to być niewielkie pocieszenie. Wyrzeczenia i oszczędności dotkną każdego, co będzie się wiązać nie tylko ze skutkami czysto finansowymi, ale też stresem i obawą o najbliższych. W takich momentach kluczowa jest solidarność. Jeśli przetrwamy najbliższą zimę, potem powinno być już znacznie łatwiej.