Jedną z głównych przyczyn zwycięstwa wyborczego Prawa i Sprawiedliwości w 2015 r. była propozycja wprowadzenia świadczenia rodzinnego „500 plus” na drugie i kolejne dziecko. W tamtym czasie była to rewolucja. Po ośmiu latach rządów liberalnej Platformy Obywatelskiej wyposzczone społeczeństwo oczekiwało wreszcie jakiegoś wsparcia socjalnego na poważną skalę, a nie drobnych ulg podatkowych.
W 2015 r. politycy rządzącej jeszcze PO przekonywali, że sfinansowanie „500 plus” jest niemożliwe. Do kanonu polskiej polityki weszły słowa Jacka Rostowskiego wygłoszone zaraz po wyborach. „Na te obietnice, które PiS złożył, pieniędzy po prostu nie ma i nie będzie do końca tej kadencji” – przekonywał odchodzący minister finansów.
50%
popiera podwyżkę świadczenia na dzieci z 500 na 800 zł, równocześnie jednak 46 proc. jest przeciw
Po 2016 r. społeczeństwo przekonało się jednak, że pieniędzy na nowe programy społeczne jednak wystarczyło. Kilka lat później, przy okazji wyborów w 2019 r., pieniądze znalazły się nawet na rozszerzenie „500 plus” na pierwsze dziecko. Wydawało się, że polscy politycy znaleźli przysłowiowego „Świętego Graala” – wystarczy tylko dokładać do pieca i będzie się paliło.
Dziś wiemy już jednak, że te rozwiązania przestały robić na elektoracie wrażenie. Partie głównego nurtu zorientowały się w tym z pewnym poślizgiem, co zręcznie wykorzystała wolnorynkowa Konfederacja, której poparcie skoczyło do kilkunastu procent.
Transfery socjalnie już nieatrakcyjne
Gdy rządzącemu PiS-owi zajrzało w oczy ryzyko porażki wyborczej, ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego postanowiło jeszcze raz skorzystać z rozwiązania, które dwukrotnie dało mu zwycięstwo wyborcze. Skoro inflacja pochłonęła część siły nabywczej świadczenia na dzieci, ekipa rządząca postanowiła je podwyższyć nawet nieco bardziej, niż wynikałoby to z samego wzrostu cen. „800 plus” miało być kolejnym asem z rękawa, okazało się jednak, że tym razem to nie zadziałało. Poparcie dla PiS-u niespecjalnie się zmieniło, a w jego elektoracie zanotowano reakcje co najwyżej mieszane.
Według lipcowego badania CBOS, podwyżkę świadczenia na dzieci poparło 50 proc. badanych. Równocześnie jednak 46 proc. ankietowanych było przeciw. Odsetek zwolenników i przeciwników rozłożył się więc niemal po równo. Co ważne, największe poparcie dla tej podwyżki zanotowano w grupie wiekowej powyżej 65. roku życia, czyli wśród osób, które zasadniczo dzieci już mieć nie będą, a jeśli właśnie mają, to bliskie pełnoletniości. Tymczasem wśród najmłodszych dorosłych (18–24 lata) przeciwnych było dwie trzecie badanych.
Cóż więc się stało, że w tak krótkim czasie transfery socjalne przestały być atrakcyjne dla wyborców? Najwyraźniej dopadł ich kryzys kosztów życia, który zredukował dochody polskich gospodarstw domowych. Do inflacji w największym stopniu przyczyniły się postpandemiczne bariery podażowe oraz wojna w Ukrainie. Swoje zrobiły też tarcze antykryzysowe, za pośrednictwem których rząd rozdał setki miliardów złotych w postaci przeróżnych świadczeń, dopłat i dotacji osłonowych. Ekspansja transferów socjalnych po 2015 r. dołożyła znacznie mniejszą cegiełkę, ale to właśnie one kojarzą się wielu wyborcom ze wzrostem cen.
Kryzys inflacyjny odcisnął swoje piętno nie tylko na dochodach gospodarstw domowych, ale też na percepcji społecznej. Przed pandemią Polacy byli optymistyczni jak nigdy wcześniej. Według badania CBOS, na początku 2019 r. przeszło połowa Polaków twierdziła, że sprawy w kraju zmierzają w dobrym kierunku. Tego zdania musiała więc być też część wyborców opozycji. Odwrotnie twierdziło nieco mniej niż 30 proc. badanych.
Cztery lata później, na początku 2023 r., sytuacja się odwróciła. Optymiści stanowili już mniej niż 30 proc. ankietowanych, za to odsetek przekonanych, że sytuacja w kraju zmierza w złym kierunku, skoczył do niemal 60 proc. Najgorsze nastroje zanotowano pod koniec 2022 r., gdy relacja optymistów do pesymistów wyniosła 20:70 (pozostali nie mieli zdania).
Niskie ceny zamiast świadczeń
Podobne nastroje widać także w odniesieniu do sytuacji finansowej gospodarstw domowych. Według CBOS, w 2019 r. mniej niż 10 proc. respondentów było przekonanych, że warunki materialne w ich domach się pogorszą. 30 proc. było zdania odwrotnego, a pozostała większość nie oczekiwała większych zmian. Pod koniec 2022 r. liczba pesymistów i optymistów niemal się zrównała na poziomie około 20 proc.
Podczas kryzysu kosztów życia rząd wprowadził cały szereg działań osłonowych. Uruchomiono dopłaty do zakupu paliw do opalania własnych domostw. Wprowadzono także limity cenowe na gaz i energię elektryczną, jak również zawieszono opodatkowanie energii. Te rozwiązania bez wątpienia poprawiły nieco sytuację finansową polskich rodzin, jednak nie spotkały się one z dobrym przyjęciem w społeczeństwie. Winą za kryzys kosztów życia obywatele obarczyli właśnie rząd.
Według CBOS, w 2019 r. niecałe 60 proc. pytanych dobrze oceniało działalność rządu. Odsetek zadowolonych znacząco przewyższał więc poparcie dla partii rządzącej w elektoracie. Respondenci źle oceniający rząd stanowili około 30 proc. badanych. W 2022 r. ta relacja dokładnie się odwróciła – odsetek popierających rząd spadł do około 30 proc., za to jego przeciwników wzrósł do niecałych 60 proc. W tym roku CBOS zanotował minimalną korektę na korzyść rządzących, jednak wciąż odsetek jego krytyków wyraźnie góruje nad zwolennikami.
Inaczej mówiąc, polityka redystrybucyjna rządu przestała mieć poparcie w społeczeństwie. W tym kontekście nie ma znaczenia fakt, czy ochroniła ona dochody Polaków przed kryzysem inflacyjnym – w percepcji społecznej nie ochroniła lub zrobiła to w niewystarczającym stopniu. Co istotne, kryzys w największym stopniu dotknął właśnie elektorat partii rządzącej, który przed pandemią korzystał na programach społecznych. W badaniu CBOS z maja 2023 r. zaledwie 7 proc. wyborców PiS deklarowało przekonanie, że w nadchodzących miesiącach ich dochody będą rosnąć szybciej od inflacji. Odwrotnego zdania była ponad połowa elektoratu partii Jarosława Kaczyńskiego. To zdecydowanie najgorszy wynik ze wszystkich grup wyborców. W elektoratach Konfederacji, Lewicy i Koalicji Obywatelskiej tylko jedna trzecia ankietowanych była przekonana, że w nadchodzących miesiącach zbiednieje.
W tych wyliczeniach nie chodzi o rozliczanie partii rządzącej ze skuteczności działań antykryzysowych, bo na to przyjdzie czas innym razem. W tym miejscu ważniejsza jest ogólna zmiana podejścia społeczeństwa do polityki redystrybucyjnej, z którą kojarzony jest PiS. W latach 2015–2019 była ona odbierana bardzo pozytywnie, i to nawet przez część przeciwników partii Kaczyńskiego. Obecnie jest ona odbierana negatywnie nawet przez część jej zwolenników. Ludzie w Polsce nie chcą już kolejnych transferów pieniężnych, gdyż kojarzą je z rosnącymi cenami. Woleliby stabilizację cen nawet kosztem kolejnych świadczeń i zasiłków.
Zostawcie nas w spokoju
Tymczasem przez długi czas partie głównego nurtu poruszały się według schematu wytyczonego przez PiS w 2015 r. Początek 2023 r. upłynął pod znakiem kolejnych obietnic socjalnych, które na dodatek nie były specjalnie przemyślane. Receptą na kryzys mieszkaniowy według PiS-u ma być Bezpieczny Kredyt 2 procent, który dla samych beneficjentów jest niezwykle korzystny, niestety dla budżetu bardzo kosztowny. Platforma Obywatelska w odpowiedzi zaproponowała Kredyt 0 procent, czyli prawie to samo, tylko że jeszcze droższe. W pewnym momencie debata publiczna zaczęła przypominać licytację. Gdy PiS obiecało „800 plus” od stycznia przyszłego roku, PO zaczęła domagać się tego samego, ale już od czerwca. Słynne „babciowe” również jest hojniejszą kopią rozwiązania wprowadzonego przez PiS, czyli „rodzinnego kapitału opiekuńczego”, wspierającego rodziców najmłodszych dzieci.
Ta licytacja nie przyniosła wzrostu poparcia dla dwóch głównych ugrupowań politycznych w Polsce, lecz nieoczekiwanie wywindowała akcje skrajnie wolnorynkowej Konfederacji. Ugrupowanie Narodowców i Korwinistów trwale rozgościło się na fotelu trzeciej siły politycznej w Polsce, regularnie notując w sondażach kilkanaście procent poparcia. Według najnowszego sondażu IBRiS (28–29 lipca), na Konfederację głos chce oddać 13 proc. wyborców. Pojawiły się już sondaże, w których poparcie dla tej partii zadeklarowało 15 proc. badanych.
Konfederacja od lat uchodzi za zdecydowanie najbardziej liberalną gospodarczo partię w Polsce. Właściwie jest partią libertariańską, postulującą zwinięcie się państwa do absolutnego minimum. Czym innym są jednak opinie jej liderów, a czym innym poglądy jej zadeklarowanych wyborców. W badaniu CBOS z 2021 r. elektorat Konfederacji rzeczywiście był najbardziej wolnorynkowy ze wszystkich grup wyborców, jednak pomijając system podatkowy i zakres polityki społecznej, nie odstawał jakoś znacząco od zwolenników innych partii. Przykładowo prywatyzację popierało 33 proc. wyborców Konfederacji, 41 proc. wyborców Polski 2050 Szymona Hołowni i 39 proc. wyborców Lewicy. Pod względem poparcia dla ochrony pracowników przed zwolnieniem poglądy elektoratu Konfederacji były niemal identyczne z wyborcami PO i Polski 2050.
Więcej światła rzucają badania CBOS z czerwca tego roku, które obejmują już nowych wyborców tej partii. W publikacji „Psychologiczne charakterystyki elektoratów 2023” autorzy przeanalizowali postawy mentalne zwolenników poszczególnych partii. Wyborcy Konfederacji przodują w trzech wskaźnikach. W „paranoi politycznej”, czyli w przekonaniu, że światem sterują nie rządy poszczególnych państw, lecz jakieś ukryte grupy interesu. W „anomii”, która oznacza brak poczucia pewności, stabilności i sensu w kontekście współczesnego świata. I wreszcie w „alienacji politycznej”, czyli w poczuciu zagubienia w obecnym systemie społeczno-politycznym, braku poczucia sprawczości oraz przeświadczeniu, że żadna opcja polityczna nie reprezentuje interesów obywateli. Co ciekawe, w dwóch ostatnich wskaźnikach zaraz za wyborcami Konfederacji znaleźli się zwolennicy Lewicy.
Tego jeszcze nikt nie wymyślił
Część komentatorów nazywa wzrost poparcia dla Konfederacji jako „zwrot egoistyczny”, czyli eksplozję nastrojów indywidualistycznych, będących reakcją na przesadną redystrybucję. Polakom odechciało się już dzielić swoimi dochodami z mniej zarabiającymi rodakami, więc wybierają partię, która obiecuje skasowanie wszystkich programów społecznych w zamian za drastyczną obniżkę podatków. Zapewne w jakiejś mierze mają rację, jednak równie dużą rolę odgrywa tutaj przeświadczenie, że politycy przestali sobie radzić z ujarzmianiem rzeczywistości. Pandemia, kryzys inflacyjny oraz wojna wytworzyły w społeczeństwie poczucie braku stabilności oraz ogromną niepewność.
Uruchamiane programy osłonowe bez wątpienia złagodziły skutki kryzysu, jednak nie zlikwidowały jego przyczyn, co było zresztą poza zasięgiem krajowych decydentów. W obecnych czasach część wyborców oczekuje zupełnie innej polityki, niż ta prowadzona w ostatnich latach. Wybierają więc jedyną partię, która oferuje rzeczywiście coś zupełnie innego. Fakt, że te zupełnie inne rozwiązania nie są, delikatnie mówiąc, zbyt mądre, ma dla nich drugorzędne znaczenie. Partie głównego nurtu mogłyby odbić zwolenników Konfederacji, proponując jakąś nową, ale cywilizowaną politykę na obecne czasy. Problem w tym, że nikt jej jeszcze nie wymyślił. Trudno też powiedzieć, jak ona miałaby właściwie wyglądać.