Stan psychiczny polskich dzieci nie przedstawia się dobrze. Znajdujemy się w niechlubnej czołówce państw z największą liczbą samobójstw wśród młodzieży. Tymczasem na stronie Fundacji „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom” zapewniają Państwo rodziców, że pomagają wychowywać dzieci na mądrych, dobrych i szczęśliwych ludzi. Czy to rzeczywiście aż takie proste?
– Od początku działania fundacji zajmujemy się zdrowiem emocjonalnym dzieci. Składa się na nie m.in. więź z rodzicami, wyposażenie umysłowe (znajomość języka, umiejętność myślenia, wiedza), rozumienie i praktykowanie wartości moralnych. Zdarza się, że dziecko ma trudności w szkole, nie rozumie, nie nadąża, ma przez to obniżone poczucie własnej wartości, co może przekładać się na agresywne czy trudne zachowania, a nawet na poważne zaburzenia, jak depresja. Można ochronić dziecko przed wieloma problemami, nawet w tak trudnych czasach jak dzisiejsze. Rodzice, którym zależy na wychowaniu dobrze przygotowanego do życia człowieka, muszą dać dziecku siebie – swój czas, uwagę, akceptację. To jest podstawa. Dzisiejsi ojcowie i matki często zapominają, że dzieciństwo jest najważniejszym okresem w życiu dziecka. Zdarza się, że czas ten „przeczekują” albo wynajmują podwykonawców, m.in. nianie, trenerów itp., którzy mają zająć się ich dzieckiem. Tymczasem to rodzice są głównymi architektami jego przyszłości. Dziecko, które nie czuje się kochane, bo nie dostaje ich uwagi, czasu, wsparcia, nieustannie będzie mierzyć się z różnymi problemami. Żeby przetrwać tę trudną dla siebie sytuację, musi przeznaczyć na to ogromne zasoby emocjonalne. Niewiele wtedy zostaje na uczenie się, radość życia czy właściwe zachowanie.
Przypuszczam, że wielu rodziców, w momencie gdy dziecko przychodzi na świat, nie ma zasobów potrzebnych do przeprowadzenia idealnego procesu wychowawczego. Często nie wynika to ze złej woli, ale z różnych, czasem niezależnych od nich czynników.
– Dawniej młodzi rodzice mieli znacznie więcej wsparcia. Afrykańskie przysłowie mówi, że potrzeba całej wioski, aby wychować dziecko. Kiedyś wszyscy dorośli w otoczeniu rodziców pomagali im w wychowaniu, a młodzi ludzie, zanim stali się rodzicami, też nabywali tak doświadczenia, gdyż rodziny były wielodzietne i wielopokoleniowe. Takiej troskliwej wioski już nie ma. Młode rodziny mieszkają często setki kilometrów od swoich bliskich, sąsiadów, przyjaciół, od których mogłyby otrzymywać wsparcie. Muszą wszystko robić same i wszystkiego się nauczyć. Ważne, żeby korzystały z dobrych źródeł. Wśród książek, które polecamy rodzicom, jest znakomity poradnik dr. Rossa Campbella Sztuka zrozumienia, czyli jak naprawdę kochać swoje dziecko. Autor uważa, że głównym problemem w wielu rodzinach jest to, że dziecko nie czuje się kochane, chociaż rodzice są przekonani, że je kochają. Skąd ta rozbieżność? Dziecko musi otrzymywać miłość w języku dla siebie zrozumiałym – poprzez zachowania rodziców skierowane bezpośrednio do niego. Dr Campbell podaje cztery sposoby okazywania dziecku miłości, czyli wypełniania jego zbiornika emocjonalnego: pełen miłości kontakt wzrokowy, pełen miłości kontakt fizyczny, wyłączną pozytywną uwagę skupioną na dziecku i pełną miłości dyscyplinę. Mówienie „kocham cię” lub kupowanie przez rodziców drogich gadżetów sprawy nie załatwia i stopniowo demoralizuje, bo dziecko uczy się, że miłość polega na dawaniu rzeczy – i będzie okazywać swoją miłość rodzicom tylko w zamian za jakiś materialny dar. Rodzice są teraz zajęci i zmęczeni, więc te cztery proste sposoby okazywania miłości są często zaniedbywane. A w życiu dziecka, które nie czuje się kochane, wszystko zaczyna iść źle – mówi Campbell.
Zachęcam rodziców, by sprawdzili, jak skuteczne są te proste zasady. Sama je zastosowałam i moje dziecko natychmiast to doceniło.
Pierwszym sposobem, o którym tu mowa, jest obdarzanie dziecka pełnym miłości kontaktem wzrokowym. Nigdy nie patrzmy na dziecko ze złością. Jeśli źle się zachowuje, popatrzmy na nie z troską i powiedzmy: „Kocham cię i dlatego nie zgadzam się na takie zachowanie, bo szkodzi ono i tobie, i innym”. Drugim sposobem zapełniania zbiornika emocjonalnego jest pełen miłości kontakt fizyczny. Każde dziecko potrzebuje dotyku, który zaspokaja jego potrzeby, a nie dorosłego – przytulania, głaskania, masażyków, wspólnego turlania się po podłodze. Młodzież też go potrzebuje. Ojcowie często nie wiedzą, jak traktować nastoletnie córki, bo nie posadzą sobie nastolatki na kolana. Mogą ją jednak przytulić, pogładzić po głowie lub dłoni, pocałować w czoło. Chłopcy, choć to tacy twardziele, też poczują się kochani, gdy tata lub mama poklepią ich po ramieniu, zrobią żółwika, potarmoszą włosy.
Kolejny, trzeci sposób – wyłączna pozytywna uwaga – to już trudniejsze zadanie, bo wymaga czasu i być może rezygnacji z jakichś własnych zajęć. Ale jest kluczowa dla rozwoju dziecka. To wspólne czytanie i głębokie rozmowy, wspólne zabawy i spacery, wspólne gotowanie i inne zajęcia wykonywane z mamą lub tatą. Te doświadczenia mogą sprawić, że dziecko zafascynuje się czymś, co robiło razem z rodzicem, bo czuło się wtedy szczęśliwe – i na przykład pokocha czytanie albo majsterkowanie.
Każde dziecko na swój sposób pokazuje, że potrzebuje uwagi. Niektóre robią to, zachowując się agresywnie lub niegrzecznie, bo tylko wtedy dorośli zwracają na nie uwagę. Uwaga jest formą energii, bez której – jak bez energii z pożywienia czy słońca – dziecko nie może zdrowo się rozwijać. Wielu rodziców (i wychowawców) jest niestety tak zaprogramowanych, że ich uwaga włącza się tylko wtedy, gdy są z dziecka niezadowoleni. Wypowiadają słowa pełne krytyki i raniące. Czasami uciekają się do przemocy. Trudno, by dziecko wierzyło, że robią to dla jego dobra, z miłości.
Czwarty sposób zapełniania zbiornika emocjonalnego dziecka to pełne miłości wychowanie – czyli rozmowy o świecie, wartościach moralnych, doświadczeniach, planach i obawach dziecka, których powinniśmy cierpliwie – i najlepiej bez ciągłego komentowania, wysłuchać.
W naszym fundacyjnym poradniku Z dzieckiem w świat wartości użyłyśmy wraz z Elżbietą Olszewską terminu „wychowanie” zamiast „dyscyplina”, która kojarzy nam się z karami, a autorowi chodziło o cierpliwe egzekwowanie obowiązków i wyznaczanie granic dopuszczalnych zachowań.
Co sprawiło, że postanowiła Pani zarazić czytaniem dzieciom rodziców w Polsce?
– Wszystko zaczęło się w poczekalni u dentysty w Waszyngtonie, gdzie w magazynie „Smithsonian” przeczytałam artykuł 20 minut dziennie, to wszystko, czego potrzeba.
Jego bohater – Jim Trelease, który był w USA przez dziesięciolecia jednoosobową instytucją promującą czytanie dzieciom, przekonywał w nim, że warto codziennie czytać dzieciom od urodzenia po wiek nastoletni. Korzyści są niezliczone. Tworzy się mocna więź między rodzicem a dzieckiem, która przynosi wzajemne poznanie i zaufanie, dziecko uczy się poprawnego, bogatego języka, myślenia, zdobywa wiedzę. Czytanie rozwija inteligencję emocjonalną i wyobraźnię, wzmacnia pamięć. Stykając się z różnymi postaciami literackimi i ich perypetiami, dziecko zaczyna rozumieć sens wartości moralnych. A do tego ma wielką frajdę, bo dzieci uwielbiają spędzać czas z rodzicami – i w ten oto prosty sposób wychowujemy je na czytelników, którzy za 10 lat nie będą jęczeć, że im się nudzi, tylko będą umieli zająć się sobą, czyli zagłębić w lekturze. Co więcej – czytelnicy dłużej się kształcą, zdobywają ciekawszą i lepiej płatną pracę, zdrowiej i dłużej żyją, bo dokonują lepszych wyborów. Przekonało mnie to natychmiast i przywróciliśmy zarzucone kilka lat wcześniej czytanie dziecku. Nasza córka miała wtedy dwanaście lat i początkowo była oburzona, że ktoś ma jej czytać, ale szybko połknęła haczyk i wspólne czytanie trwało w naszej rodzinie przez kolejne lata. To były cudowne wieczory. Natrafiłam kiedyś na książkę Françoisa Dumesnila Pytania odpowiedzialnych rodziców. Jedno z pytań brzmiało: „Czy jest możliwe, żeby nasze dzieci zeszły na złą drogę i były zdolne do zbrodni (…), a my niczego nie będziemy się domyślać?”. Autor wyjaśnia, że tak, jest to możliwe i wynika z nieznajomości swojego dziecka. Od rodziców zależy, czy wychowują dziecko od zewnątrz, czy od wewnątrz. Styl wychowawczy od zewnątrz to wykonywanie rutynowych obowiązków rodzicielskich: zapisanie dziecka do szkoły, pójście z nim do lekarza, pytanie, czy odrobiło lekcje, co jadło w szkole na obiad. Rodzic ma poczucie, że zajmuje się dzieckiem i że wszystko jest pod kontrolą. Jest to jednak bardzo powierzchowne „zainteresowanie” i mylne przeświadczenie – de facto nie wie, czym dziecko się zajmuje, jakie ma problemy, co naprawdę dzieje się w jego życiu, bo wcale go to nie interesuje. Takie dziecko jest bardzo samotne i może uciec w sferę, której rodzic nawet się nie domyśla. Tymczasem wychowywanie od wewnątrz opiera się na prawdziwym poznaniu dziecka: o czym myśli, czego pragnie, czego się boi, jakich ma przyjaciół, jakiej słucha muzyki.
Co wydarza się podczas tych newralgicznych dwudziestu minut czytania, do których tak zachęca fundacja?
– Poznajemy się nawzajem, buduje się zaufanie, które przyda się, gdy dziecko wkroczy w okres nastoletni. Podczas lektury dziecko słyszy i uczy się poprawnego i bogatego języka. Oczywiście oprócz tego powinniśmy do niego jak najwięcej mówić i z nim rozmawiać, na przykład na spacerach, wożąc je w wózku przodem do siebie – ale język potoczny jest uboższy, czasem obarczony błędami. Wspólna lektura to rodzicielska multiwitamina, która powinna być aplikowana codziennie. Niektórzy rodzice targują się o czas, bo może wystarczy czytać piętnaście minut dziennie. Może niech spojrzą na to jako na przywilej bycia z dzieckiem i kształtowania jego umysłu i charakteru. Niedługo dorośnie i będą żałować, że nie chce już z nimi spędzać czasu. A przy okazji – rodzice również czerpią korzyść ze wspólnego czytania. Wiele się dowiadują, niektórzy pokonali dysleksję. W dodatku dobra książka dla dzieci jest świetną lekturą dla dorosłego. Dobre książki dla dzieci w każdym wieku można znaleźć na naszej Złotej Liście na stronie fundacji.
Rodzice często z wartości, w które wierzą, robią głównie konstrukty teoretyczne. Dzieci wiedzą, że coś jest ważne, ale w sumie nie mają pojęcia dlaczego. Jak w wychowaniu dzieci przekuć teorię wartości moralnych w praktykę?
– Wiele lat temu w księgarni w USA natrafiłam na książkę Lindy i Richarda Eyre, rodziców dziewiątki dzieci, którzy stworzyli własny system wyjaśniający dzieciom, czym są wartości moralne, jak się je praktykuje, dlaczego są ważne. Uświadomiłam sobie wtedy, że wpojenie dzieciom wartości moralnych nie jest takie proste i nie wystarczy książka, by rodzice wiedzieli, jak to robić. Uznałam, że łatwiej będzie zachęcić rodziców do codziennego czytania („Czytaj dziecku 20 minut dziennie. Codziennie!”), które jest sposobem nauczania wartości, gdyż literatura jest ich nośnikiem. Kampania społeczna „Cała Polska czyta dzieciom” stała się więc nie tylko sposobem na budowanie więzi z dzieckiem, rozwijania kompetencji językowych, wiedzy czy wyobraźni, ale też przekazywania mu wartości moralnych. W dzisiejszym świecie dominują wartości materialne i rozrywka. Wartości moralne nie są na topie. Myślę jednak, a nasze programy edukacyjne to potwierdzają, że wynika to z niewiedzy, czym są i czemu służą. Wartości moralne to kryteria naszych wyborów i zasady naszego postępowania nastawione na czynienie dobra. Nie tylko dla siebie, rodziny, gminy, kraju, ale także dla tych, których nie znamy, także przyszłych pokoleń. Uniwersalne wartości moralne to m.in. szacunek, uczciwość, sprawiedliwość, przyjaźń, solidarność, mądrość. Wartości moralne czynią świat lepszym. Nastawienie na wspólne, powszechne dobro jest niezbędne w dobie wyzwań klimatycznych i ekologicznych, z którymi się dzisiaj mierzymy. W ich nauczeniu może pomóc nasz, wspomniany, fundacyjny poradnik.
Jak nie wylać dziecka z kąpielą i nie dopuścić do tego, aby nastolatek po całym dzieciństwie wpajania wartości zaprzeczył im totalnie?
– Według dr. Campbella – i podzielam jego zdanie – ostry bunt nastolatków nie jest wcale nieuniknionym etapem ich rozwoju. Raczej dowodem na to, jak powszechnie dorośli popełniają błędy wobec dzieci.
Nastolatek czuje się silniejszy i bardziej samodzielny niż małe dziecko – i już nie zgadza się na złe traktowanie. Gdy nie czuje się kochany i szanowany, czyli mówiąc wprost – czuje się źle w kontakcie z daną osobą: rodzicem, nauczycielem – będzie robić wszystko, by zrobić temu dorosłemu na złość, a więc będzie również odrzucał jego wartości. Inna rzecz, że wielu dorosłych głosi inne zasady, niż praktykuje. Dzieci widzą tę sprzeczność, co nie tylko nie przydaje dorosłemu autorytetu, ale uczy je antywartości – bo nasze zachowania mają dla nich większą moc niż najbardziej wzniosłe słowa („Nigdy nie kłam! Ale jak zadzwoni sąsiadka, powiedz jej, że nie ma mnie w domu”).
Jeszcze inna sprawa, że często przekazujemy dzieciom ważne treści i wartości w tak nudny lub nachalny sposób, że buntują się bardziej z powodu formy niż treści.
To, co chcemy im dać w sferze moralnej, może być przekazane z zaangażowaniem, w sposób atrakcyjny i uczciwy. Jest wiele budujących historii, które można dzieciom przeczytać czy opowiedzieć, a potem z nimi porozmawiać, wysłuchując z uwagą ich wątpliwości czy opinii. Jeśli się z dziećmi, nastolatkami rozmawia poważnie o prawdziwych problemach – w sposób dostosowany do ich wieku i poziomu wiedzy – one to doceniają. Nasza fundacja rozpoczęła właśnie rekrutację do ekoprogramu z charakterem pt. ,,Ocalimy Świat”, adresowanego do uczniów wszystkich klas szkoły podstawowej. Obecny kryzys ekologiczny na całym świecie jest skutkiem kryzysu moralnego. Ludzie przez dziesięciolecia kierowali się egoizmem, chciwością, wygodą, przekonaniem, że człowiek jest najważniejszy na planecie i może robić wszystko, co chce. To doprowadziło do sytuacji, w której zagrożony jest byt samego człowieka. Chcemy dzieciom i młodzieży przekazać nie tylko wiedzę o problemach ekologicznych, ale uświadomić im, że kluczową sprawą w ratowaniu świata są postawy ludzi. W świecie nadal dominują wartości materialne, pogoń za zyskiem, potrzeba wygody. Tymczasem musimy wszyscy pilnie przestawić nasze kompasy na wartości moralne: zasady, które prowadzą do wspólnego dobra. Szacunek – do wszystkich współmieszkańców Ziemi; uczciwość – wobec siebie i innych; odpowiedzialność – za to, co zrobiliśmy i jak żyjemy; umiar – w konsumpcji i korzystaniu z kurczących się zasobów; solidarność – np. pomoc tym, których kryzys klimatyczny pozbawia żywności i zmusza do migracji, a także ratowanie zagrożonych zwierząt; mądrość – która powinna nas skłaniać do myślenia o konsekwencjach naszych wyborów i działań. Uczniowie poznają te problemy dzięki lekturze znakomitych opowiadań, napisanych specjalnie dla programu OŚ przez najlepszych polskich pisarzy dla dzieci i młodzieży, będą też realizować proekologiczne projekty na rzecz swojego otoczenia. Wierzę, że takie działania – edukacyjne i praktyczne, a przy tym rzetelne i inspirujące – przyczynią się do kształtowania prawego charakteru młodych ludzi, pomogą przywrócić równowagę w naturze i wspólnie ocalić świat.
Zainteresowanych udziałem w programie „Ocalimy Świat” zapraszam na stronę internetową naszej fundacji.
IRENA KOŹMIŃSKA
Działaczka społeczna, założycielka Fundacji „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom”, inicjatorka kampanii społecznej „Cała Polska czyta dzieciom”. Odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2011).Wyróżniona również Orderem Uśmiechu i Srebrnym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” Medalem Komisji Edukacji Narodowej (2011) oraz Perłą Honorową Polskiej Gospodarki w kategorii krzewienie wartości społecznych (2014).