Wspólnie i na głos wyznajemy naszą wiarę w każdą niedzielę i uroczystość. Warto pamiętać, że sakrament pojednania zaczyna się przed spowiedzią i nie kończy się po odejściu od kratek konfesjonału. Kościół przypomina, że już żal doskonały przynosi „przebaczenie grzechów śmiertelnych, jeśli zawiera mocne postanowienie przystąpienia do spowiedzi sakramentalnej, gdy tylko będzie to możliwe” (KKK, 1452).
Po co nam spowiedź?
Jeśli prawdziwa skrucha uwalnia nas od grzechów, to po co jeszcze spowiedź? Skoro „tylko Bóg przebacza grzechy” (KKK, 1442), to dlaczego musimy je wypowiedzieć przed człowiekiem, w dodatku nierzadko nam nieznanym? Czy nie wystarczy pojednanie z Bogiem w sercu? Już w Ewangelii wg św. Mateusza czytamy, że gdy Jan rozpoczął swoją działalność, „przyjmowano od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając przy tym swe grzechy” (Mt 3, 6). Ta spontaniczna praktyka słuchaczy Jana nie wynikała jedynie z jakiejś psychologicznej potrzeby i chęci zrzucenia z siebie ciężaru winy. Grzech jest rzeczywistością związaną z wiarą.
Obecna forma sprawowania sakramentu pokuty jest wynikiem długiej ewolucji i głębszego zrozumienia tajemnicy naszej natury, słabości, a także doskonałości chrześcijańskiej. Spowiedź uszną zawdzięczamy przede wszystkim mnichom, którzy własną praktykę bycia prowadzonym przez starszego ojca przeszczepili do duszpasterstwa. Stąd też pojawienie się wielokrotnej spowiedzi, bo i towarzyszenie duchowe nie jest jednorazowym aktem, lecz pewnym procesem. W pierwotnym Kościele pokuta i pojednanie były publiczne, ale też jednorazowe, i tylko za szczególne grzechy. Ten, kto je popełnił, musiał je wyznać przed całą wspólnotą i odbyć wymagającą pokutę. Spowiedź indywidualna jest raczej oznaką rozwoju, ponieważ poszerza działanie sakramentu o wymiar terapeutyczny. Sobór Laterański IV (1215 r.), który nakazał wszystkim coroczne wyznanie grzechów przed prezbiterem, nawiązuje do przypowieści o dobrym Samarytaninie, traktując spowiedź jako wizytę chorego u lekarza, nie tylko grzesznika w sali sądowej: „Kapłan niech będzie roztropny i ostrożny, aby jako doświadczony lekarz mógł winem i oliwą opatrywać rany zranionego, pilnie badając okoliczności dotyczące grzesznika oraz grzechu. Na podstawie tego będzie mógł roztropnie rozważyć, jakiej udzielić mu porady i jaki przepisać środek, używając różnych metod leczenia chorego”. Wbrew pozorom w tym sakramencie nie chodzi jedynie o „oczyszczenie” z grzechów, ale o podjęcie stałego duchowego leczenia. Katechizm nazywa go „sakramentem uzdrowienia”. Wtedy też pod groźbą ekskomuniki zadekretowano zachowanie tajemnicy spowiedzi, która służy zagwarantowaniu maksymalnego zaufania między penitentem a spowiednikiem.
Jesteśmy jednym Ciałem
Współczesne wątpliwości związane z wyznaniem grzechów przed prezbiterem mają oczywiście różne przyczyny. Podobnie dzieje się z sakramentem małżeństwa. Wiele osób pyta, po co publicznie ogłaszać, że kobieta i mężczyzna decydują się na wspólne życie razem. Co to zmienia? Czy nie wystarczy, jeśli prywatnie złożą sobie wzajemnie przysięgę? Kryzys spowiedzi, a także sakramentu małżeństwa, w społeczeństwach rozwiniętych w dużej mierze bierze się z niezrozumienia tego, czym jest Kościół i wiara. Do tego dochodzi silny wpływ psychologii i sprywatyzowanie sfery religijnej.
„Żyję wiarą, a nie tym, co czuję” – pisze mądrze karmelitanka Ruth Burrows OCD. Uczucia są ważne, ale nie decydujące w naszym życiu. W świetle wiary wszyscy ochrzczeni tworzą Ciało Chrystusa. Są wszczepieni w krzew winny, dzięki czemu mogą wydawać owoce, ale także sobie szkodzić. Dlatego w Ciele Chrystusa, do którego należą też święci i wierzący w czyśćcu, zachodzi niewidzialna wymiana. Każde dobro jednej osoby wpływa na całe Ciało. Każda rana i grzech dotyka wszystkich. Wiara nigdy nie jest sprawą wyłącznie między mną a Bogiem. Również prawda o grzechu pierworodnym przypomina nam przede wszystkim o tym, że w jakiś niepojęty sposób jesteśmy powiązani ze sobą. Nikt z nas nie popełnił przecież grzechu pierwszych rodziców. Tę winę dziedziczymy. Dlatego pojednanie ma również wymiar wspólnotowy.
Spowiedź a psychoterapia
Istnieje głęboka analogia między psychoterapią a wyznaniem grzechów. Dlaczego korzystamy z pomocy terapeutycznej, obdarzając kogoś zaufaniem? Przyznajemy się do słabości, która jest naturalną częścią naszego życia i odrzucamy pokusę „samozbawienia”, ale też uznajemy, że spotkanie między ludźmi ma walor leczniczy. Niewątpliwie, terapia nie sięga tak daleko jak łaska Boga. Nie uwalnia od grzechów. Ale aktualna forma udzielania sakramentu pokuty zakorzenia się w naszej potrzebie bycia przyjętym, wysłuchanym, niepotępionym przez drugiego człowieka. I podkreśla, że postęp duchowo-moralny wymaga czasu, pracy nad sobą i cierpliwości.
Przez wyznanie grzechów na głos „człowiek patrzy bezpośrednio na grzechy, których jest winien, bierze za nie odpowiedzialność, a przez to na nowo otwiera się na Boga i na komunię Kościoła, by umożliwić nową przyszłość” (KKK, 1455). Dojrzałość chrześcijańska to nie brak błędów i grzechów, bo te zawsze będą się zdarzać na drodze wiary, lecz przyznanie się do nich. Kto się ciągle wybiela, zrzuca winę na innych, na okoliczności zewnętrzne, zachowuje się jak Adam i Ewa, którzy wypierają się tego, że zjedli zakazany owoc. Oboje nie przyznali się, że postąpili wbrew woli Boga. Podobnie przecież dzieje się w psychoterapii. Ile mechanizmów obronnych musi zostać zdemaskowanych, aby dotrzeć do głębszych pokładów ludzkiego „ja” i zaakceptować ich istnienie? Gotowość do zmierzenia się ze swoim cieniem, z niechcianymi stronami osobowości, z tym, że nie jesteśmy idealni, lecz potencjalnie zdolni do niejednego głupstwa, świadczy raczej o wzroście pokory niż o życiowej porażce.
Ujawnienie – diagnoza – leczenie
Każdy proces leczenia polega najpierw na ujawnianiu. Począwszy od lekarza, któremu musimy pokazać ranę, nazwać ból, aby mógł podjąć dalsze kroki. To, co nieodsłonięte i zamiatane pod dywan, oddziałuje na nas w sposób destrukcyjny. Święty Ignacy Loyola uczy, że kiedy „nieprzyjaciel natury ludzkiej poddaje duszy sprawiedliwej swe podstępy i namowy, chce i pragnie, aby zostały przyjęte i zachowane w tajemnicy” (Ćwiczenia duchowne, 326) Odkrycie przed spowiednikiem lub kierownikiem duchowym swoich myśli, pokus i wątpliwości sprawia, że tracą one moc i nie wpływają na naszą wolę. Dlatego intuicja mnichów była jak najbardziej słuszna. Spowiedź połączona z towarzyszeniem duchowym zwykle pomaga w głębszym poznaniu siebie, czynieniu dobra i unikaniu duchowych pułapek.
W różnych formach psychoterapii bezpośredni kontakt z terapeutą zmierza do tego, aby wydobyć z otchłani nieświadomości lub podświadomości treści, wspomnienia i traumy, które nas paraliżują i powodują rozmaite zaburzenia. Można je przezwyciężyć przez konfrontację z nimi w obecności kogoś, kto nas akceptuje. Ich wypowiedzenie, czyli wydobycie z ciemności na światło, sprawia, że powoli przestają męczyć, często pryskają jak bańka mydlana. Już samo spotkanie i szczera rozmowa z drugim człowiekiem to wystawianie się na działanie światła, oczyszczającej energii, ognia, który wypala to, co czai się w duszy, niepokoi i powoduje cierpienie. Z tego samego powodu Bóg wypowiedział się przez człowieczeństwo Jezusa, aby uwolnić nas od ciemności. Zbawia nas relacja i miłość.
Chciałbym w tym cyklu wyjść naprzeciw oczekiwaniom zwłaszcza tych, którzy zmagają się ze spowiedzią, doświadczają różnych trudności i przeszkód, zniechęcają się bądź nie rozumieją tej praktyki, szczególnie w obecnej formie. Zachęcam, aby o swoich wątpliwościach pisać na adres przewodnik@swietywojciech.pl (w temacie wpisując: SPOWIEDŹ).