Logo Przewdonik Katolicki

Tata

Natalia Budzyńska
fot. Unsplash

Kiedy dziś ktoś mówi o zorzy polarnej, automatycznie staje mi przed oczami zorza z czarnobiałego zdjęcia z lat 50. Tworzyłam potem legendę o tacie, który pływa po dalekich morzach, a panie z przedszkola były zdziwione, kiedy przychodził po mnie: „Myślałyśmy, że pan jest na statku”. W domu dostawałam karę za kłamstwo. A ja po prostu wciąż myślałam o tacie, jako o sterniku na okręcie przebijającym się przez krę.

Od paru lat myślę o dalekiej północy. Mimo że uwielbiam słońce i zawsze niecierpliwie czekam na lato, a basen Morza Śródziemnego jest dla mnie obszarem najlepszym do życia, jednak gdzieś podskórnie czuję pragnienie wyruszenia na Północ. Od pewnego czasu już wiem dlaczego: z tęsknoty za ojcem. Wzrastałam w cieniu opowieści o zorzy polarnej, białych niedźwiedziach i lodowych skałach. W dzieciństwie przeglądałam fotografie schowane w pudełku, małe czarno-białe zdjęcia, na których obraz zamknięty był białą ramką z ozdobnie wyciętym brzegiem. Przeważała na nich biel śniegu i lodu. Nieskończone pejzaże morskie. Dalekie niebo z tańczącą zorzą polarną. Młodzi marynarze na okręcie, a wśród nich mój tata.
To była przygoda jego życia, jego dojrzewanie, na tym okręcie kształtowała się jego męska tożsamość. Mama czekała na niego w dalekim porcie, ja i moja siostra byłyśmy w jakichś odległych planach, a tata, chłopiec wychowywany przez samotną matkę i jej siostry, stawał się mężczyzną. Czy mi się wydaje, że dwuletnia służba na statku podczas wypraw na Spitsbergen stała u podstawy tego, kim był? W każdym razie w mojej wyobraźni zorza polarna wciąż ma różne odcienie szarości i taty opowieści o jej ruchliwości, tymczasowości i zielonych błyskach zupełnie do mnie nie przemawiały. Nie potrafiłam sobie jej wyobrazić. Kiedy dziś ktoś mówi o zorzy polarnej, automatycznie staje mi przed oczami zorza z czarnobiałego zdjęcia z lat 50. Tworzyłam potem legendę o tacie, który pływa po dalekich morzach, a panie z przedszkola były zdziwione, kiedy przychodził po mnie: „Myślałyśmy, że pan jest na statku”. W domu dostawałam karę za kłamstwo. A ja po prostu wciąż myślałam o tacie, jako o sterniku na okręcie przebijającym się przez krę.
To dlatego podskórnie marzę o podróży na Północ. Może żeby zobaczyć tatę, który już nie żyje. Może żeby spotkać się z jego wspomnieniami. Żeby tak choć tylko trochę stały się moimi? Sprawdzam loty z Gdańska do Tromsø i pogodę. Dzisiaj pada i jest 14 stopni. I panuje dzień polarny, bez nocy i szarej zorzy. Na zorzę najlepiej polować zimą.
W Dzień Ojca przeglądam pocztówki wysyłane przez mojego dwudziestoparoletniego tatę z Tromsø i tęsknię: za nim i za Tromsø. Przedziwne, że to polarne miasteczko ma w moim sercu tak ważne emocjonalnie miejsce. Ludzka psychika jest zaskakująca. Jak to w ogóle możliwe? Czy z powodu najdawniejszych opowieści uwierzyłam, że tam byłam i że to miejsce jest ważne? Czy historia mojego taty chciałaby mieć ciąg dalszy? I że te wszystkie rodzinne historie tak właśnie się toczą przez pokolenia? I że dokonujemy wyborów trochę jednak zdeterminowanych przez życie naszych przodków?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki