Logo Przewdonik Katolicki

Do poczytania

Natalia Budzyńska
fot. Unsplash

Więc ile osób kupi najnowszą Tokarczuk? Zadam pytanie inaczej, bo z pewnością wielu z nas kupi: ile potencjalnych czytelników nie kupi z prozaicznego powodu – ceny wydrukowanej na okładce?

Poznań, biblioteka publiczna, dzień po premierze najnowszej powieści Olgi Tokarczuk. – Dostanę ją? – podpytuję bibliotekarkę, mrugając okiem. – Pewnie już od dawna jest kolejka i nic z tego? – drążę z nadzieją. A bibliotekarka na to: – Otóż z Tokarczuk to jest taki problem, że wcale jej nie ma. Nie ma nic od stycznia. Żadnej nowości od stycznia.
No zgadujmy dlaczego, bo to zagadka najprostsza na świecie. Tak, bingo! Nie ma pieniędzy! Od stycznia nie ma pieniędzy na książki, i to wcale nie jest wina biblioteki, tylko – skoro biblioteka jest miejska – to… To należy się cieszyć, że starcza na czynsze i wypłaty dla pracowników. Niech to będzie obrazek, ukazujący rolę kultury w Polsce. Jest ona żadna, żadnej roli kultura nie odgrywa, jest niepotrzebna. Nie zależy nikomu na obywatelach obeznanych w kulturze, no bo być może tacy to tylko kłopotliwy balast, wymądrzają się i buntują.
Niby wszystko jasne, a jednak siedzę i zachodzę w głowę, jak to jest możliwe. Pewnie, że kupię sobie nową Tokarczuk. Zrobiłabym to i tak, tyle że nie mam w tej chwili czasu na wyprawę do księgarni, a bibliotekę mam pod nosem. No więc kupię, mimo że cena okładkowa wynosi około 50 zł. Cena już mnie nie zaskakuje. Na Targach Książki w Warszawie kupiłam najnowszą książkę Mariusza Szczygła z upustem, ale cena na okładce bezlitośnie przypomniała mi o inflacji: 55 zł. Na Targach, gdzie zwykle są wielkie tłumy, tym razem tak nie było, a większość i tak tylko oglądała – takie odniosłam wrażenie. Można z rozpędu kupować, z przyzwyczajenia, że książka to mniej więcej 35 zł, a jak odjąć od tego targowe zniżki, to przecież całkiem miła okazja. Tymczasem wołam: „Ała!”. Nawet ja, która nigdy, przenigdy, na książki sobie nie żałowałam.
Więc ile osób kupi najnowszą Tokarczuk? Zadam pytanie inaczej, bo z pewnością wielu z nas kupi: ile potencjalnych czytelników nie kupi z prozaicznego powodu – ceny wydrukowanej na okładce? I w tym momencie powinna powiedzieć naczelna bibliotekarka naszego kraju: „Tadam! Oczywiście, że można u nas wypożyczyć najnowszą powieść naszej noblistki, z której jesteśmy dumni, bo to najważniejsze wyróżnienie literackie na świecie, a nam oraz władzom naszego miasta i kraju bardzo zależy, abyśmy czytali i wiedzieli, z czego możemy być dumni, bo jeśli nie będziemy czytać, to nie będziemy wiedzieć i pozostaniemy na poziomie Sierotki Marysi i krasnoludków, których pewnie i tak nie przeczytaliśmy”.
Nie chcę się frustrować cenami wszystkiego, które rosną, i moimi zarobkami, które jakby maleją, bo z pisania chyba nikt nie wyżył (chyba że ma milionowe nakłady…). To na wypadek, gdyby ktoś myślał, że cena okładkowa to wina pazerności pisarza.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki