Logo Przewdonik Katolicki

Odpowiedzialność za procesy globalne

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

Przypomina mi się scena z popularnego serialu Ranczo. Ktoś zasłabł w kościele. „Lekarza!” – krzyczą wszyscy. Krzyczy z nimi także doktor Wezół.

Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski (zarazem kandydat PO w ostatnich wyborach prezydenckich) przyłączył się do chóru krytyków rządu w kwestii rosnących cen rachunków za gaz w przyszłym roku. Natychmiast mu wypomniano, że na swoim terenie jest co najmniej współwinny. Oto nie zadbał, aby mieszkania komunalne były rozliczane jak indywidualne gospodarstwa.
Ta uwaga nie dotyczy jedynie warszawskiego samorządu. Tak dzieje się w wielu miastach. Przypomina mi się scena z popularnego serialu Ranczo. Ktoś zasłabł w kościele. „Lekarza!” – krzyczą wszyscy. Krzyczy z nimi także doktor Wezół (grany przez Wojciecha Wysockiego). Aż wreszcie przypomina sobie, że przecież to on jest lekarzem.
Z drugiej strony komunikaty rządowe też nie brzmią zbyt spójnie. No bo jeśli do instytucji korzystających z gazu „na zasadach komercyjnych” zaliczają szkoły czy urzędy, to nie jest dobrze. Ceny energii, a szerzej inflacja, stały się na przełomie 2021 i 2022 kluczowym tematem politycznym. I jak zwykle nie wychodzi to poza logikę nawalanki, licytacji, wzajemnego wytykania.
Prawda, że PiS ponosi od sześciu lat odpowiedzialność za państwo. Ale prawdą jest też, że na inflację składają się zjawiska wykraczające poza polityczne decyzje jednego kraju. Kto odpowiada za uzależnienie nas od rosyjskiego gazu? Co najmniej kilka ekip. Jak należało reagować na Nord Stream 2?
A kto odpowiada za politykę klimatyczną Unii Europejskiej? Za spekulację w ramach handlu emisjami CO2? To wszystko składa się na rosnące ceny, a byli politycy i komentatorzy bliscy opozycji, którzy dopiero co otwarcie przyznawali, że klimatyczna rewolucja musi kosztować i uderzyć mieszkańców Europy po kieszeni.
Ale i w tej mierze liczy się szybkość i sprawność w wynajdowaniu czyjejś „winy”. Ktoś już odkrył, że pierwszą dyrektywę klimatyczną Unii akceptował Lech Kaczyński. Ktoś inny chce stawiać przed Trybunał Stanu za politykę dotyczącą klimatu Donalda Tuska. To tylko nauczka, że nawet najsilniejsi liderzy (i Kaczyńscy, i Tusk nimi byli) mają ograniczony wpływ na skomplikowane i globalne procesy decyzyjne. One nie poddają się łatwemu „łapaj winnego”, choć rytuał polityczny tego wymaga. I zapotrzebowanie wśród kibiców po obu stronach.
Ta konkluzja nie oznacza podsuwania innej skrajności: nikt nie odpowiada za nic. Nie ma sensu ustalać odpowiedzialności poszczególnych ekip? Sens to ma, tyle że wymaga wiedzy, a eksperci często są sympatykami jednej ze stron. Przykładowo pewnie da się ustalić, jaki wpływ na szalejące ceny mają zaniedbania Rady Polityki Polityki Pieniężnej, która w porę nie podniosła stóp procentowych. Rada jest pisowska, więc akurat o to warto pytać PiS. To on postawił na Adama Glapińskiego jako prezesa Narodowego Banku Polskiego.
Ale nie jest to czynnik jedyny. Możliwe, że nie główny. Donald Tusk krzyczący dziś wielkim głosem, że ludziom dzieje się krzywda, równocześnie ma rację i odgrywa polityczny teatr. Co właściwie powinno zniechęcać do systematycznego zajmowania się polityką. Bo komu zaufać? Na kogo liczyć?
Można też próbować to ogarniać, śledzić, analizować. Szukać bezstronnych ekspertów i wsłuchiwać się w ich analizy. Choć na końcu zawsze może pojawić się coś, co podważy klarowność obrazu, kiedy już zdawało nam się, że ustaliliśmy prawdę.
Energetyka, klimat staje się przestrzenią nieodgadnioną, groźną. Także wielu polityków prawicy uważa, że nie możemy się wypisać z europejskiej polityki klimatycznej, skoro wszyscy inni się na nią zgadzają. Ale warto żebyśmy wiedzieli, jaki ma ona wpływ na nasze życie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki