Logo Przewdonik Katolicki

Europejskie improwizacje

Piotr Zaremba
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Skądinąd warto zadać pytanie, czy biurokratyczna, słabo powiązana z wyborcami Unia jest maszynerią na tyle elastyczną, aby korygować własne założenia

Donald Tusk podejmował przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach. To część kampanii wyborczej Koalicji Obywatelskiej do europarlamentu. Zresztą partii szefowej Komisji, czyli niemieckiej Chadecji, także.
Tusk powiedział tam coś, co stało się przedmiotem nieporozumienia. – Tu, na Śląsku, nikogo nie trzeba przekonywać, jak ważny jest Zielony Ład – stwierdził premier. I opowiadał o szczególnym znaczeniu czystego powietrza dla tego regionu.
Prawicowa opozycja uznała to za zrzucenie maski. Tusk dopiero co wspominał o konieczności poprawienia unijnych przepisów klimatycznych, między innymi tych, które odnoszą się do rolnictwa. Teraz znowu staje na gruncie pakietu, przeciw któremu występują europejscy rolnicy, a polscy tak gwałtownie, że 10 maja demonstrowali cały dzień w Warszawie.
Bartłomiej Radziejewski, szef think tanku Nowa Konfederacja, zwrócił uwagę na to, co Tusk mówił dalej. – Ważne, żeby ludzie chcieli to robić, a nie musieli to robić. Lepsze efekty osiągniemy bardziej przez zachęty niż poprzez wyznaczone procedurami cele – mówił premier. To by oznaczało wezwanie do zastąpienia, pytanie w jakim stopniu, przymusu unijnych regulacji dobrowolnością. Byłaby to więc sugestia rewizji polityki klimatycznej.
Rzecz w tym, że Tusk mówił dłuższą chwilę o tej dobrowolności tak ezopowym językiem, że zapamiętano głównie pierwsze zdanie, o pozytywnym znaczeniu Zielonego Ładu. To na pewno nie zadowala polskich rolników, którzy boją się konkretów: redukowania nawozów i innych chemikaliów, jakich używa się w rolnictwie, ugorowania części ziemi, w przyszłości być może ograniczania hodowli zwierząt. Nie wiemy, co Tusk obiecuje teraz naprawdę. I ile z tych zapowiedzi ostanie się po europejskich wyborach.
Pani von der Leyen jest jeszcze bardziej niekonkretna. Zapowiada postępowanie „zgodnie z obranym kursem”, a jednocześnie sugeruje jakieś ulżenie rolnikom. Ale do jakiego stopnia? Owszem, Komisja Europejska zapowiedziała odroczenie niektórych rygorów. Odłożenie w czasie takiej polityki nikogo jednak nie uspokaja.
Skądinąd warto zadać pytanie, czy biurokratyczna, słabo powiązana z wyborcami Unia jest maszynerią na tyle elastyczną, aby korygować własne założenia. Radziejewski uważa, że nawet te niejasne komunikaty dowodzą, że europejskie mainstreamowe elity idą po rozum do głowy. Ja zaś, jak niewierny Tomasz, powiem: nie uwierzę, dopóki nie zobaczę.
Retoryczna wata nie dotyczy zresztą jedynie tej kwestii. W swoim planie dla Europy von der Leyen i Tusk opowiedzieli się za stworzeniem urzędu unijnego komisarza obrony. Oczekiwano tej inicjatywy od jakiegoś czasu. Pytanie jednak, co ona oznacza. Czy tylko stworzenie kolejnej posady z armią urzędników? Posady dla polityka, który będzie doradzał, opiniował, ogłaszał deklaracje? Tak jak już dziś doradza i deklaruje unijny komisarz (a właściwie wysoki przedstawiciel) do spraw zagranicznych.
Ale w projekcie zmian w traktatach, czyli w pomyśle na zupełnie inny, scentralizowany ustrój Unii, polityka zagraniczna i obronność ma być kompetencją unijnych organów. Na końcu więc w teorii powinna majaczyć jako cel europejska siła zbrojna. Nic o niej nie wiemy, a przede wszystkim nie znamy relacji takiego rozwiązania wobec celów i zadań NATO. A to ten pakt, z dominującym udziałem USA, najlepiej gwarantuje bezpieczeństwo takim krajom jak Polska.
Mam wrażenie, że i Tusk i von der Leyen w wielu kwestiach po prostu improwizują. Unijny mainstream chce dla siebie coraz większej władzy. Czy jednak wie, jak ją wykorzystać?
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki