Siłą rzeczy przyczyny tych protestów muszą być zbieżne – chodzi w nich głównie o sprzeciw wobec polityki klimatycznej UE. Przedsiębiorcy rolni obawiają się, że walka ze zmianami klimatycznymi przy okazji zmiecie ich biznesy. Na to nakłada się jednak specyfika poszczególnych państw członkowskich. Rolnicy próbują wyrazić w ten sposób stanowcze „nie” dla polityki prowadzonej przez ich krajowe rządy.
Uzasadnione emocje?
Protesty rolnicze objęły samo centrum Unii, czyli Brukselę, gdzie wjechało około tysiąca maszyn rolniczych. Rolnicy w podobny sposób zablokowali również centrum Berlina, a we Francji blokowali główne drogi. Mniejsze lub większe protesty pojawiły się jednak też we Włoszech, Hiszpanii, Holandii, Rumunii czy Czechach.
W Polsce 9 lutego rolnicy blokowali popularne drogi szybkiego ruchu oraz demonstrowali w wielu miastach wojewódzkich. Szczególnie intensywne okazały się wydarzenia w Bydgoszczy, gdzie producenci rolni chcieli się spotkać z wojewodą kujawsko-pomorskim. Protestujący zablokowali drogę przy urzędzie wojewódzkim w celu zaprotestowania wobec polityki unijnej i złożenia na ręce wojewody 10 postulatów. Nowy wojewoda Michał Sztybla nie stanął na wysokości zadania i akurat tego dnia miał przebywać poza urzędem, chociaż protest był zapowiadany z wyprzedzeniem. Finalnie okazało się, że jednak będzie mógł przyjąć delegację rolników, ale tylko dziesięciu, co znów podgrzało nastroje. Skończyło się interwencją policji oraz spaleniem bel słomy i opon.
15 lutego rolnicy zablokowali centrum Wrocławia. Znów protestowano pod urzędem wojewódzkim, gdzie domagano się natychmiastowego spełnienia swoich postulatów. Mowa była między innymi o odstąpieniu od Europejskiego Zielonego Ładu, zakazie importu produktów rolnych wytwarzanych niezgodnie z unijnymi standardami, rozbudowie infrastruktury portowej w celu udrożnienia kanałów eksportu surowców rolnych oraz zwiększeniu limitu pomocy rządowej do 50 tys. euro.
W niedzielę 11 lutego niedaleko przejścia granicznego w Dorohusku doszło również do wysypania zboża z trzech ciężarówek jadących z Ukrainy. Prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie, a minister rolnictwa Czesław Siekierski przeprosił za to zajście, broniąc jednak przy tym protestujących.
„W mojej ocenie nie jest to właściwa forma protestu, ale często stosowana przez rolników w różnych krajach. Rolnicy nie opanowali swoich emocji, ale należy pamiętać, że są oni w bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej. U progu wiosennych prac polowych nie mają pieniędzy na zakup nawozów i środków ochrony roślin” – napisał w oświadczeniu Siekierski.
Kolejne protesty zostały zapowiedziane na 20 lutego, gdy zablokowane zostaną miasta w całej Polsce. Krajowa Rada Izb Rolniczych deklaruje również przeprowadzanie kontroli ciężarówek przywożących produkcję ze wschodu. Każda izba rolnicza w Polsce będzie zobowiązana do wysłania swoich przedstawicieli na granicę z Ukrainą.
Ceny w dół
Wspólną dla całego kontynentu przyczyną protestu są restrykcje zawarte w Zielonym Ładzie, które objąć miały między innymi ograniczenie stosowania pestycydów i nawozów oraz ograniczenie terenów dostępnych dla ekstensywnej produkcji rolnej. Rolnicy przekonują, że producenci rolni spoza UE, których podobne wymogi nie obejmują, staną się bardziej konkurencyjni i wypchną ich z rynku. Unia Europejska z jednej strony zawiera coraz więcej umów o wolnym handlu z krajami spoza UE, a z drugiej narzuca na lokalnych producentów coraz bardziej wymagające standardy.
W Niemczech producenci rolni sprzeciwiają się również zniesieniu ulg podatkowych oraz wzrostowi cen oleju napędowego wykorzystywanego w maszynach rolniczych. W państwach Europy Środkowo-Wschodniej domagają się ograniczenia importu z Ukrainy, która jest gigantem pod względem eksportu surowców rolnych, szczególnie rzepaku i kukurydzy. W państwach Beneluksu najgłośniej sprzeciwiano się unijnym planom ograniczenia emisji azotu.
Polityka klimatyczna UE oraz liberalizacja handlu z Ukrainą to kwestie znane jednak nie od dziś, więc to nie one są bezpośrednią przyczyną demonstracji. Bezpośrednim zapalnikiem stał się wyraźny spadek cen surowców rolnych w skupie, co uniemożliwia części producentów spięcie biznesu. Według GUS, w grudniu zeszłego roku ceny pszenicy i kukurydzy spadły o 40 proc. rok do roku. W nieco lepszej sytuacji byli producenci mięs, których ceny spadły o mniej niż 10 proc. (w przypadku drobiu mowa jednak o prawie 20-proc. spadku). Łącznie ceny podstawowych produktów rolnych spadły o 20 proc. rok do roku.
Według rolników przyczyną spadku cen surowców rolnych jest liberalizacja handlu z Ukrainą. W rezultacie do Polski zaczęły trafiać miliony ton ziaren, które wypchnęły z rynku część produkcji krajowej. Według kontroli NIK, w okresie marzec 2022–marzec 2023 do Polski trafiło 4 mln ton zbóż i nasion oleistych, z czego 3,4 mln zostało w kraju. Cała produkcja krajowa w 2022 r. wyniosła 35 mln ton, więc na rynku pojawiło się dodatkowe 10 proc. Największa różnica dotyczyła pszenicy i kukurydzy, których wzrost importu wyniósł odpowiednio 17 i 30 tys. proc.
Spadek cen podstawowych produktów rolnych w Polsce niewątpliwie ma związek z otwarciem granicy z Ukrainą, jednak nie jest jedyną przyczyną. W ubiegłym roku spadały przecież ceny właściwie wszystkich surowców rolnych, poza ziemniakami – które zdrożały o 13 proc. To efekt zmian zachodzących na całym świecie. Globalny indeks cen żywności FAO w 2023 r. spadł o 19 proc., czyli niemal tyle samo, ile wyniósł zeszłoroczny spadek cen surowców rolnych w Polsce. To efekt między innymi oswojenia się świata z wojną w Ukrainie, uspokojenia cen surowców energetycznych oraz rekordowo wysokich plonów w ostatnim okresie.
Trudno jednak nie zauważyć, że spadek cen najsilniej dotknął właśnie te produkty, które napływają znad Dniepru – pszenicę i kukurydzę (o ok. 40 proc.). W przypadku mleka redukcja cen wyniosła 25 proc. Wśród mięs zdecydowanie najbardziej staniał drób (o prawie 20 proc.), który również jest masowo sprowadzany z Ukrainy. Zresztą rolnicy z południa Europy – Portugalii, Hiszpanii czy Włoch – również protestują w sprawie napływu tańszej produkcji spoza UE. Tamtejsi przedsiębiorcy sprzeciwiają się otwarciu unijnych granic na import z państw Afryki, które nie muszą przestrzegać rygorystycznych norm fitosanitarnych.
Pogoda nie dla rolników
Szczególnie duże emocje budzi jednak unijny Zielony Ład. Komisja Europejska chce go właśnie zaostrzyć, by zredukować emisję CO2 o 90 proc. do 2040 r., chociaż jak na razie jest to tylko propozycja. Z projektu wypadło jednak wiele wymagań dotyczących rolnictwa. Obok redukcji emisji CO2 początkowo zakładano również ograniczenie emisji metanu i azotu, które są produktem ubocznym produkcji rolnej, jednak wykreślono to z projektu. KE wycofała się również z planów redukcji stosowania pestycydów i nawozów oraz obowiązku ugorowania części terenów rolnych. Poza tym w zaktualizowanej wersji planu rolnictwo ma zostać przedstawione w lepszym świetle, dzięki podkreśleniu znaczenia bezpieczeństwa żywnościowego, a redukcja emisji gazów cieplarnianych z sektora ma zostać osiągnięta dzięki zachętom, a nie twardym zobowiązaniom.
Jednoznaczny sprzeciw rolników wobec polityki klimatycznej jest jednak dosyć krótkowzroczny. Przecież to właśnie oni stracą szczególnie na zmianach klimatycznych. Już zresztą tracą. Według analizy PIE „Gospodarcze koszty suszy dla polskiego rolnictwa”, przy pełnym nawodnieniu pól plony zbóż mogłyby być wyższe o 20 proc., a roślin bulwiastych o 30 proc. Coroczne koszty susz wynoszą ok. 6,5 mld złotych.
Komisja Europejska dokonała również korekty w stosunkach handlowych z Ukrainą. Chociaż przedłużono handel bezcłowy do czerwca 2024 r., to wprowadzono kwoty przywozowe dla drobiu, jaj i cukru na poziomie średniej wielkości importu z lat 2022–2023. Nadwyżka ponad ten poziom zostanie objęta standardowym cłem. Według rolników to jednak rozwiązanie niewystarczające, gdyż nie dotyczy najważniejszych towarów napływających do Polski – pszenicy, kukurydzy i rzepaku.
Tegoroczna sytuacja producentów rolnych niewątpliwie jest trudna. Rolnicy korzystali jednak ze wzrostu cen w poprzednich latach. Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego „Czy spirala marżowo-cenowa jest źródłem inflacji”, ze wszystkich branż w Polsce to rolnictwo w największym stopniu podniosło marże w latach 2021–2022. W 2022 r. przedsiębiorstwa rolne wykazały marżę wyższą przeciętnie aż o 13 pkt. proc. niż średnia za lata 2014–2020. Za nimi znalazła się branża nieruchomości, która poprawiła swoje marże o 7 pkt. Marże w rolnictwie w 2022 r. wyniosły aż 28 proc. i przewyższyły bankowość (26 proc.), chociaż instytucjom finansowym sprzyjały w tym czasie bardzo wysokie stopy procentowe.
Ktoś traci, ktoś zyskuje
Napływ tańszych surowców rolnych znad Dniepru miał też jednak swoje dobre strony. Umożliwił tańszą produkcję pieczywa, co w czasie kryzysu inflacyjnego było szczególnie istotne. Poza tym import zbóż ze wschodu sprzyjał wzrostowi eksportu innych produktów żywnościowych z Polski. Według Rocznika Statystycznego Rolnictwa 2023 GUS wartość importu do Polski nasion i owoców oleistych wzrosła z 3,8 do 6,5 mld złotych. Równocześnie jednak wzrósł eksport tłuszczów i olejów z 3,7 do 7,4 mld złotych. Wzrosła też wartość eksportu przetworów ze zbóż i mąki – z 15 do 19 mld zł. W gospodarce większość procesów ma więc dwie strony medalu. Import ze wschodu zaszkodził producentom zbóż i nasion oleistych, ale umożliwił tańszą produkcję producentom ich przetworów, co zaś umożliwiło większą sprzedaż zagraniczną.
Trzeba też pamiętać, że rolnictwo jest i tak najsilniej chronionym sektorem gospodarki w UE. W latach 2021–2027 na Wspólną Politykę Rolną Unia Europejska wyda aż 387 mld euro. Żaden inny sektor nie może liczyć na tak hojne wsparcie. Ochrona rolnictwa ma oczywiście uzasadnienie. Traktowanie żywności jak każdego innego dobra byłoby niemądre, gdyż to produkty niezbędne do życia, których produkcja jest ściśle uwarunkowana nieprzewidywalnymi warunkami pogodowymi. Państwa muszą więc tworzyć sieć bezpieczeństwa dla producentów rolnych, by z jednej strony zapewnić im płynność finansową w razie kłopotów, a z drugiej zapewnić ludności podstawowe produkty żywnościowe. Uzależnianie się od zagranicznych dostawców w przypadku kluczowych dóbr jest bardzo ryzykowne, czego dowiodły pandemiczne problemy z dostawami niektórych leków.
Rolnicy nie mogą jednak liczyć na to, że polityka klimatyczna zupełnie ich ominie. Przemysł i energetyka są równie istotne, a jednak od lat są już objęte kosztownym systemem unijnych uprawnień do emisji CO2. Transformacja energetyczna to wspólny wysiłek, a powstrzymanie lub przynajmniej opóźnienie zmian klimatycznych jest w również – a może przede wszystkim – w interesie rolników.