Wojna w Ukrainie wybuchła w miejscu nazywanym spichlerzem świata i w czasie kluczowym dla rocznych zbiorów. Ukraina jest jednym z największych na świecie producentów zbóż, a olbrzymia część jej produkcji jest ulokowana na terenach objętych działaniami zbrojnymi. Według raportu FAO (Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa), regiony winnicki, doniecki, zaporoski, krzyworoski, mikołajowski, charkowski i chersoński odpowiadają łącznie za połowę ukraińskiej produkcji pszenicy. Dodatkowo okolice Winnicy, Żytomierza, Kijowa, Połtawy, Sum, Czerkas i Czernichowa produkują aż 70 proc. kukurydzy, której Ukraina jest jednym z największych na świecie eksporterów. Wszystkie te tereny nadal są lub były do niedawna areną intensywnych działań zbrojnych. Na terenach objętych walką produkuje się także prawie dwie trzecie ukraińskiego słonecznika – a w produkcji ziaren słonecznika oraz oleju Ukraina jest już prawdziwym gigantem.
Bomby zamiast ziaren
Nawet jeśli działania militarne ustałyby w najbliższym czasie, wiele z tych terenów jest zdemolowanych, ostrzelanych rakietami lub wręcz zaminowanych. Straty ponieśli także rolnicy, którym Rosjanie celowo niszczyli sprzęt – nie tylko w zemście za uprowadzone ciągnikami czołgi, ale też w celu pognębienia ukraińskiego rolnictwa. Kraj pogrążony jest też w problemach finansowych spowodowanych wojną, więc wielu producentów nie będzie miało zasobów, żeby szybko powrócić do swojej działalności. Tymczasem w kwietniu i maju powinien trwać zasiew słonecznika i ziemniaków, a w maju zasiew kukurydzy. Od początku roku wzrastać powinny zboża ozime oraz rzepak. Wojna temu wzrostowi nie sprzyja.
Powstają też ogromne problemy logistyczne. Porty Morza Czarnego są ważnymi terminalami eksportu surowców rolnych nie tylko z Ukrainy, ale też z Rosji. O ile te rosyjskie działają względnie normalnie, to Ukraina zawiesiła komercyjne operacje żeglugowe w swoich czarnomorskich portach. Porty w Mikołajowie i Odessie są absolutnie kluczowe dla eksportu ukraińskich surowców rolnych, niestety, dostęp do obu jest blokowany przez siły rosyjskie. Inne formy transportu, czyli głównie koleją lub drogami, nie byłyby w stanie zrekompensować utraty portów nawet wtedy, gdyby same nie ucierpiały z powodu wojny (brakowałoby chociażby wagonów do transportu tak ogromnych ilości zbóż) – a jak wiemy, ucierpiały i to bardzo.
Chociaż Rosja nie jest objęta działaniami zbrojnymi, a jej porty funkcjonują, to i tak eksport produktów rolnych z tego kraju będzie zdecydowanie mniejszy. Ograniczają go sankcje nałożone na sektor finansowy. Z powodu wyłączenia większości banków z Rosji z systemu SWIFT, transakcje międzynarodowe z rosyjskimi przedsiębiorstwami są skrajnie utrudnione.
Polska teoretycznie bezpieczna
Rosja i Ukraina są kluczowymi eksporterami podstawowych surowców rolnych. Łącznie odpowiadają za ponad jedną czwartą eksportu pszenicy na świecie. Dodatkowo Ukraina jest drugim największym na świecie eksporterem jęczmienia (15 proc. globalnego eksportu) i kukurydzy (10 proc.). Poza tym Ukraińcy są czołowymi producentami nasion oleistych i samych olejów. Ukraińska produkcja to 40 proc. eksportu oleju słonecznikowego na świecie – łącznie z Rosją to aż 70 proc. tegoż eksportu. Eksport z Ukrainy odpowiada też za 18 proc. globalnych dostaw rzepaku.
Rosja dodatkowo jest potężnym producentem nawozów. Jest największym na świecie eksporterem nawozów azotowych oraz drugim największym nawozów fosforowych i potasowych. Co więcej, zajmują się tym między innymi oligarchowie objęci sankcjami (np. Andriej Mielniczenko), co dodatkowo utrudni ich sprzedaż. Wzrost cen nawozów i problemy z dostępem do nich wpłyną na ceny właściwie wszystkich surowców rolnych, nie tylko tych produkowanych przez Ukrainę i Rosję.
Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE), Polska jest stosunkowo bezpieczna, gdyż jest samowystarczalna w kluczowej produkcji roślinnej i zwierzęcej – czyli zbóż, mleka i jaj, drobiu, roślin strączkowych, wołowiny czy ziemniaków. W ubiegłym roku byliśmy trzecim największym producentem zbóż w Unii Europejskiej. Większość tej produkcji stanowiła pszenica i kukurydza, której podaż ucierpi szczególnie z powodu wojny w Ukrainie. Problem w tym, że nasze zapasy w styczniu tego roku były niższe niż rok wcześniej, z powodu spadku produkcji w 2021 r. W związku z tym wzrosty cen nas nie ominą, gdyż mniejsza ilość surowca na rynku powoduje wyższą jego cenę w skupie.
Tymczasem ceny zbóż na giełdach rosną – w pierwszych dwóch tygodniach wojny ceny pszenicy i kukurydzy na giełdzie w Paryżu wzrosły o 40 proc. Według PIE, w Polsce cena pszenicy konsumpcyjnej w skupie wzrosła w marcu o ponad połowę w stosunku do 2021 r.
i aż dwukrotnie w porównaniu do 2020 r. W związku z tym coraz droższe są mąka i pieczywo, które już w lutym zdrożało o 17 proc. rok do roku. Ceny żywności w Polsce będą rosnąć również z powodu problemów z dostępem do nawozów. W ubiegłym roku Rosja odpowiadała za jedną czwartą nawozów sprowadzanych do Polski.
Afryka nadal głodna
Bezpieczeństwo Polski nie powinno nas uspokajać, gdyż w państwach ubogich kryzys żywnościowy może mieć nieprzewidywalne rezultaty. W Erytrei, Kazachstanie, Mongolii i Armenii import z Ukrainy i Rosji odpowiada za 100 proc. sprowadzanej pszenicy. W Demokratycznej Republice Konga, Somalii i Kirgistanie za ponad 80 proc. W niezliczonych państwach Afryki i Azji produkcja z Ukrainy i Rosji odpowiada za ponad połowę importu pszenicy. Wśród tych państw są także bardzo duże, takie jak Pakistan czy Egipt. Poza tym wiele krajów uzależnionych jest od dostaw nawozów z Rosji – Mongolia praktycznie w całości, a Kazachstan i Mołdawia w ponad 70 procentach.
Ma to miejsce w czasie, gdy ceny surowców rolnych i tak rosną z powodu barier podażowych po pandemii. Według raportu FAO, w zeszłym roku ceny pszenicy, kukurydzy i jęczmienia wzrosły o ponad jedną trzecią. Natomiast ceny olejów słonecznikowego i rzepakowego nawet dwukrotnie. W tym roku wojna doprowadzi do wzrostu ceny pszenicy o 10–23 proc., a kukurydzy o 8–20 proc. – zależnie od scenariusza. To będą wzrosty w stosunku do 2021 r., w którym ceny i tak były już bardzo wysokie. Co gorsza, z powodu wojny podwyższone ceny kukurydzy i pszenicy utrzymają się aż do 2026 r. Zaczną powoli spadać dopiero w 2024 r.
W efekcie drastycznie wzrośnie liczba osób niedożywionych. W scenariuszu umiarkowanym liczba niedożywionych wzrośnie o 7 mln osób, a w poważnym o 13 mln. Najwięcej z nich będzie zamieszkiwać region Azji i Pacyfiku (6 mln osób), Afryki Subsaharyjskiej (5 mln) oraz Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Niestety, część z nich umrze, co będzie należało doliczyć do koszmarnego rachunku Kremla i samej Rosji. Kryzys żywnościowy dopadnie kraje nisko rozwinięte, w których rząd i państwo są słabe, może to więc wywołać ogromne napięcia polityczne – podobne do arabskiej wiosny z 2011 r. Destabilizacja polityczna wywoła natomiast kolejny kryzys, tym razem migracyjny. Miliony osób zmuszonych przez głód może ruszyć na zamożną północ, jak było to chociażby w 2015 r. Niestety, zapewne wobec nich społeczeństwa Europy nie będą miały już tyle empatii, co wobec bliskich kulturowo Ukraińców.