Wojna w Ukrainie jest główną przyczyną wzrostu cen żywności, chociaż na pewno nie jedyną. Rosja celowo blokuje ukraińskie porty, służące do eksportu surowców rolnych znad Dniepru, próbując wywołać kryzys żywnościowy, i akurat to niestety powoli jej się udaje. Unia Europejska zamierza wspomóc Ukrainę w transporcie jej plonów i znosi cła na ukraińskie towary. To ostatnie nie podoba się zaś polskim rolnikom.
Kurczaki lepsze niż akcje
W maju inflacja wyniosła niecałe 14 proc., co mniej więcej zgadzało się z prognozami, i to jest w tym wszystkim dobra wiadomość, bo ceny powoli przestają nas już przynajmniej zaskakiwać. W skali roku nadal to paliwa i nośniki energii są głównym napędem rosnących cen, jednak inflacja miesięczna – wynosząca aż 1,7 proc. – była spowodowana głównie przez żywność i napoje bezalkoholowe. Te ostatnie zdrożały w stosunku do kwietnia aż o ponad 4 proc. Nośniki energii drożały w tym czasie połowę wolniej. Czteroprocentowa inflacja roczna jeszcze parę lat temu byłaby pewnym zmartwieniem, tymczasem teraz mamy do czynienia z takim wzrostem cen z miesiąca na miesiąc. Marnym pocieszeniem jest, że mówimy tylko o żywności, gdyż przeciętnie odpowiada ona za ponad jedną czwartą naszych wydatków i stanowi wśród nich najważniejszą kategorię.
Już w kwietniu żywność i napoje zdrożały o 4 proc. w stosunku do marca. W skali roku ich wzrost cen wyniósł prawie 13 proc. Wśród pięciu kategorii produktów, które wywarły największy wpływ na kwietniową inflację, aż cztery dotyczą żywności. Mowa o mięsie (zdecydowane pierwsze miejsce), pieczywie i produktach zbożowych, warzywach, a także nabiale i jajach. Mięso zdrożało o 8,5 proc. w samym kwietniu i niecałe 18 proc. w ciągu roku. Zdecydowanie najszybciej drożeje drób. Jest on prawie połowę droższy niż przed rokiem. Okazuje się, że kurczaki to obecnie najbardziej intratny sposób inwestowania oszczędności. Wołowina jest o jedną trzecią droższa niż przed rokiem, natomiast wieprzowina o 12 proc. droższa niż przed miesiącem. W samym kwietniu o 8–9 proc. zdrożały też jaja i cukier, a o 6 proc. mąka i pieczywo.
W Europie ceny żywności w najszybszym tempie rosną w Turcji – w skali roku prawie się podwoiły – oraz w państwach naszego regionu, który najbardziej ucierpiał z powodu ubocznych skutków wojny. Żywność u Słowaków zdrożała o 14 proc. rok do roku, a u Węgrów o ponad 16 proc. W państwach bałtyckich wzrost cen artykułów żywnościowych przekroczył nawet 20 proc. Nieco lepiej jest w Czechach – 11 proc. Tak więc, jeśli ktoś planuje zakupy u któregoś z naszych sąsiadów, to niech lepiej się nie wybiera, bo taniej tam nie jest. Warzywa w Bułgarii i na Litwie zdrożały w ciągu roku o jedną trzecią. Dramatycznie rosną też ceny olejów jadalnych, których Ukraina jest absolutnie czołowym światowym eksporterem. W Hiszpanii, Portugalii i Bułgarii ich ceny skoczyły znacznie, o ponad 40 proc.
Jak nie wojna, to susza
Ten kroczący wzrost cen żywności jest efektem wyjątkowo niekorzystnego zbiegu różnych czynników. Na cenach mięsa w olbrzymim stopniu zaważyła drożejąca pszenica. Jest ona masowo wykorzystywana jako pasza, szczególnie dla drobiu oraz trzody chlewnej. W maju ceny pszenicy na światowych rynkach rosły momentami o 5 proc. – tylko że dziennie. Generalnie ceny zbóż są silnie związane z cenami mięsa, gdyż pasza stanowi ważny koszt w jego produkcji. Dodatkowo na cenach drobiu zaważyła ptasia grypa, która zmniejszyła produkcję, co wywindowało ceny. Podobny problem mieli, a właściwie nadal mają, producenci trzody chlewnej, którą dziesiątkował wirus ASF, czyli afrykański pomór świń. Doprowadził on do spadku produkcji trzody w wielu państwach Europy.
Obok chorób kolejną plagą nawiedzającą producentów rolnych jest wiosenna susza, która stała się już coroczną tradycją. Niskie opady w marcu i kwietniu doprowadziły do spadku wilgotności gleby, szczególnie w Polsce centralnej, która wysusza się w zastraszającym tempie. Niestety, prognozy na nadchodzące miesiące nie są optymistyczne. Już kilkadziesiąt gmin w całej Polsce wprowadziło ograniczenia zużycia wody, dotyczące szczególnie podlewania trawników i napełniania basenów. Z suszą zmagają się także inne państwa UE – chociażby Francja – więc import surowców rolnych do Polski stanie się droższy.
Największy wpływ na ceny żywności ma jednak wojna w Ukrainie. – Trzeba ciągle powtarzać, że za kryzys żywnościowy odpowiada Rosja. Nie tylko blokuje eksport, lecz także celowo bombarduje magazyny z pszenicą i zaminowuje ukraińskie pola – stwierdziła podczas szczytu Rady Europejskiej szefowa KE Ursula von der Leyen. Ukraina ma do wyeksportowania 20 mln ton zboża. Niestety, Rosja skutecznie jej to uniemożliwia, blokując porty i szantażując Europę oraz resztę świata. Rosjanie chcą w ten sposób wymusić na UE zniesienie sankcji. Kryzys żywnościowy może wygenerować potężne fale migracji z Afryki Północnej do Europy, czego UE oczywiście chciałaby uniknąć. Jak na razie Europa nie zamierza jednak ulec tym szantażom i planuje działania alternatywne.
Gdańsk zamiast Odessy
Europa próbuje więc stworzyć inne, bezpieczne trasy eksportu ukraińskich płodów rolnych. Zboża będą transportowane drogami i koleją m.in. do czarnomorskich portów w Rumunii i Bułgarii. Duża część tego eksportu będzie też prowadzić przez Polskę i państwa bałtyckie. Porty nad Bałtykiem mogą być alternatywą dla Odessy, jednak najpierw płody rolne trzeba tam dostarczyć. A z tym jest problem. Przepustowość dróg i kolei jest ograniczona. Według szefowej KE, obecnie utworzone „korytarze solidarnościowe” umożliwiają eksport maksymalnie miliona ton ukraińskich zbóż miesięcznie, czyli pięć razy mniej niż Ukraina eksportowała w czasach pokoju. W tej całej układance ważnym elementem będzie Polska. Według słów premiera Mateusza Morawieckiego, Polska ma stać się ważnym hubem gospodarczym dla Ukrainy. W tym celu będziemy musieli jednak poprawić stan naszej infrastruktury, na co, według premiera, otrzymamy odpowiednie środki z Brukseli.
Dodatkowo w połowie maja Parlament Europejski przegłosował zniesienie na rok ceł nakładanych na ukraińskie towary importowane przez UE. Tego rozwiązania obawiają się polscy rolnicy, szczególnie AgroUnia. Rolnicy obawiają się konkurencji tańszych produktów rolnych znad Dniepru, które nie są obciążone tak wieloma przepisami sanitarnymi i dotyczącymi jakości. Były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski w rozmowie PAP wyraził obawę szczególnie o konkurencję ze strony obecnych w Ukrainie dużych koncernów, które dominują chociażby w produkcji drobiu. Równocześnie Ardanowski przyznał jednak, że zniesienie cła może poprawić dostęp do zbóż, z czego polscy producenci trzody i drobiu już skorzystają.
Polscy rolnicy nie powinni się jednak obawiać konkurencji ze strony Ukraińców, których potencjał produkcyjny został drastycznie zmniejszony z powodu zniszczeń i trwających działań wojennych. Miejsca na rynku dla polskich wytwórców bez wątpienia nie zabraknie. Szersze otwarcie się Europy na płody rolne z Ukrainy może za to obniżyć ich ceny – zarówno konsumentom, jak i rolnikom – przy okazji pomagając samym Ukraińcom. Szczyt inflacji przypadnie zapewne późnym latem lub wczesną jesienią, gdy ceny żywności będą rosnąć nawet o 20 proc. w skali roku. Warto zrobić wszystko, żeby je chociaż trochę zahamować.