Indeks Cen Żywności FAO osiągnął w marcu 159,7 punktów. Był to najwyższy poziom w historii. Wyniosły go tak zwłaszcza galopujące ceny olejów roślinnych oraz zbóż, co eksperci łączą z wojną w Ukrainie, będącej dotychczas jednym z głównych światowych producentów tych surowców. Choć w kwietniu ceny tych dóbr minimalnie spadły, to nadal utrzymują się na rekordowych poziomach, co najbardziej uderza w kraje słabo rozwinięte, od lat borykające się z problemami niedożywienia i głodu.
– Niewielki spadek indeksu przynosi oczywiście mile widzianą ulgę, szczególnie dla krajów o niskich dochodach i z deficytem żywności, ale nadal ceny żywności pozostają zbliżone do ostatnich maksimów, odzwierciedlając utrzymującą się napiętą sytuację rynkową i stanowiąc wyzwanie dla globalnego bezpieczeństwa żywnościowego dla najsłabszych – przyznaje główny ekonomista FAO, czyli Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa, Máximo Torero Cullen.
Rzeczywiście, na liście krajów najbardziej zależnych od ukraińskiego zboża znajdują się te gorzej rozwinięte, w tym kraje Afryki i Ameryki Łacińskiej. Wiele z nich od lat zmaga się z brakami żywności, wynikającymi z lokalnych konfliktów zbrojnych oraz klęsk naturalnych, takich jak powodzie czy susze. Na już trudną sytuację nałożyła się najpierw pandemia koronawirusa, która zaburzyła światowe łańcuchy dostaw, a teraz pogorszyła ją dodatkowo wojna w Ukrainie i blokada tamtejszych portów na Morzu Czarnym, skąd przed wojną ruszały transporty szczególnie oleju, kukurydzy i zbóż.
Widok wypchanych po brzegi magazynów żywności w Odessie, zablokowanej przez rosyjskie wojska, poruszył w maju przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela. „Widziałem silosy pełne zboża, pszenicy i kukurydzy gotowych do eksportu. Ta tak bardzo potrzebna żywność utknęła z powodu wojny Rosji i blokady portów czarnomorskich. Powoduje to dramatyczne konsekwencje dla krajów podatnych na zagrożenia. Potrzebujemy globalnej odpowiedzi” – napisał na Twitterze.
Według międzynarodowych organizacji zajmujących się bezpieczeństwem żywnościowym świata problemy z zakłóceniami dostaw z Ukrainy mogą w samej Ameryce Łacińskiej zwiększyć liczbę osób głodujących z obecnych 9,3 mln do 13,3 mln ludzi.
Gdzie będzie najtrudniej
Amerykańska fundacja World Vision, która zajmuje się m.in. dożywianiem dzieci w najbiedniejszych regionach świata, opracowała w marcu tego roku raport o zagrożeniu głodem w 2022 r. Wymienia w nim kraje, gdzie zagrożenie śmiercią głodową tysięcy osób jest najpoważniejsze. Łącznie jest to 20 państw: Somalia, Mali, Niger, Wenezuela, Jemen, Afganistan, Uganda, Honduras, Kenia, Gwatemala, Czad, Republika Środkowej Afryki, Demokratyczna Republika Konga, Angola i Burkina Faso. Przytłaczająca większość z nich trawiona jest wewnętrznymi konfliktami, które windują ceny żywności sprowadzanej z zagranicy.
Tak jest m.in. Jemenie (od 2015 r. trwa tam wojna domowa), gdzie praktycznie cała żywność jest importowana. Od kilku lat regularnie blokowanie do niej dostępu w portach było tam narzędziem terroru jednych bojówek względem innych. To doprowadziło do katastrofy humanitarnej, dotykającej szczególnie dzieci. Jak na nieszczęście, aż 30 proc. dostarczanego tam zboża pochodziło właśnie z Ukrainy. – Załamanie gospodarcze jest cichym zabójcą Jemenu; wielu Jemeńczyków walczy już tylko o przetrwanie. Rodzice opowiadają naszym pracownikom, jak pomijają swoje własne posiłki lub spędzają nawet dwa dni bez jedzenia, aby dać swojemu dziecku to, co mają. To powszechna historia. Wielu rodziców twierdzi, że stać ich tylko na chleb i herbatę i nie pamięta, kiedy ostatnio jedli mięso lub ryby. Sytuacja gospodarcza się pogarsza, waluta traci na wartości, a ludzie nie dostają wypłaty za pracę czasem nawet przez wiele tygodni – opowiada Tamer Kirolos, pracownik Save The Children, działającej w Jemenie.
Na liście krajów zagrożonych głodem znalazł się również Afganistan. Tam o krok od śmierci głodowej jest aż 8,7 mln ludzi. Sytuację spowodował kryzys ekonomiczny po dojściu do władzy talibów latem ubiegłego roku.
Z kolei w Sudanie Południowym śmiercią głodową zagrożonych jest dziś ponad 3 mln ludzi. Tu kryzys spowodował splot wielu niekorzystnych okoliczności: wojna domowa, powodzie, wysiedlenia, inwazje szkodników i brak opadów w porze zbiorów. Trudną od kilku lat sytuację pogorszyła wojna na Ukrainie, która podniosła w krótkim czasie ceny żywności, dotychczas importowanej do tego kraju.
Trudna sytuacja panuje też w tzw. pasie Sahelu – regionu ciągnącego się w poprzek Afryki tuż pod Saharą. Tam śmiercią głodową zagrożonych jest obecnie 10,5 mln ludzi, głównie z powodu nieregularnych opadów i wysokich cen importowanej żywności. Według ekspertów najgorzej będzie w okresie czerwiec–sierpień tego roku.
Głód jako narzędzie wojny
Trudno nie zauważyć, że w zasadzie we wszystkich tych krajach głód i zagrożenie niedożywieniem byłoby mniejsze, gdyby nie domowe wojny, dyktatura czy działalność terrorystyczna. Właśnie dlatego od kilku lat mówi się na świecie o używaniu głodu jako narzędzia walki. Wielokrotnie występowały przeciwko temu różne organizacje międzynarodowe, które powtarzają swoje apele również teraz, gdy wojna w Ukrainie pogorszyła i tak złą sytuację.
23 maja Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło rezolucję „wzywającą społeczność międzynarodową do pilnego wsparcia krajów dotkniętych kryzysem bezpieczeństwa żywnościowego poprzez skoordynowane działania”. Przy okazji dyskusji o tym dokumencie nie zabrakło wzajemnego przerzucania się winą za stan rzeczy między przedstawicielem Federacji Rosyjskiej i krajami Zachodu. Zdaniem wysłannika Rosji winę za obecny stan rzeczy ponoszą nałożone na nią sankcje, co zakłóciło łańcuchy dostaw żywności na świecie. Na co wysłannik brytyjski odpowiedział prostą konstatacją: przerwiecie inwazję na Ukrainę, odblokujcie porty na Morzu Czarnym, to problemy żywnościowe znikną.
Podobny dokument opracowywany jest również w Senacie USA przez grupę senatorów z różnych ugrupowań. Inicjatywa wyszła od senatora Boba Menendeza, przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych. „Celowe głodzenie ludności cywilnej jako narzędzia walki jest zbrodnią wojenną. Kropka” – podkreśla senator Menendez.
Zastąpić ukraińskie porty
Na szczęście potępienia polityków i dokumenty międzynarodowe to nie wszystko, co obecnie robi się na świecie, by przeciwdziałać postępującej katastrofie. Na uwagę zasługuje szczególnie zaangażowanie wielu organizacji humanitarnych, w tym Caritas różnych krajów, działających na miejscu tam, gdzie sytuacja jest najtrudniejsza. Nie tylko stawiają studnie z pitną wodą i prowadzą szpitale, gdzie medycznie walczy się z najcięższymi przypadkami niedożywienia, ale również rozdają jedzenie tam, gdzie tylko lokalne władze pozwolą im dotrzeć.
Od początku wojny na różne sposoby różne kraje próbują wspomóc przepływ ukraińskiego zboża z tego kraju. Szczególnie Rumunia, która swoją koleją dostarcza transporty do własnych portów na Morzu Czarnym. W ograniczenie skutków blokady ukraińskich portów zaangażowała się także Polska. Władze od dawna deklarują chęć tranzytu kolejowego ukraińskich zapasów przez Polskę do portów na Bałtyku, jednak główną przeszkodą i wąskim gardłem pozostają linie kolejowe: ukraińskie tory mają inny rozkład niż polskie i europejskie. Stosowne porozumienia zostały już podpisane, ukraińskie koleje zadeklarowały jak najszybszą przebudowę, aby zastąpić transport morski kolejowym. Zanim jednak wszystko znów zacznie działać płynnie, musi upłynąć czas. Pozostaje nadzieja, że ludzie dobrej woli wydłużą go najbiedniejszym swoim większym zaangażowaniem pomocowym.