Logo Przewdonik Katolicki

Ostro w dół

Piotr Wójcik
Strajk generalny rolników, Warszawa, 6 marca 2024 r. | fot. Tomasz Jastrzębowski/Reporter/East News

Gospodarstwa rolne potrzebują wsparcia tu i teraz, jednak plan dla polskiego i europejskiego rolnictwa nie powinien ograniczyć się do zalania problemów strumieniem gotówki.

Protesty rolnicze nie tylko nie zamierzają się zatrzymać, ale wręcz przybierają coraz bardziej intensywną formę. 6 marca w stolicy miały miejsce zdarzenia praktycznie niewidywane w ostatnich latach, nie licząc może incydentów podczas Marszów Niepodległości. Starcia z policją, rzucanie płonących rac w stronę funkcjonariuszy, a wszystko to w bezpośredniej okolicy Sejmu, co podniosło wagę wydarzeń. W efekcie rany odniosło kilku policjantów, a kilkanaście osób zostało zatrzymanych.
Dla uczciwości warto dodać, że protesty nabrały temperatury akurat wtedy, gdy dołączyły się do nich nowe grupy – chociażby myśliwi czy partia Polska Jest Jedna. Obok tradycyjnych postulatów rolniczych pojawiło się wiele czysto politycznych, głównie antyunijnych czy antyimigranckich. Brak jednoznacznego przywództwa po stronie rolników ułatwił podczepienie się pod protesty grupom, którym zależy na robieniu zamieszania, a nie załatwianiu konkretnych spraw.
„To prowokatorzy, ale w eter idzie, że to my, rolnicy. Nie, my nie utożsamiamy się z wczorajszymi akcjami bijatyki z policją” – powiedział TVN24 rolnik protestujący w tym czasie na trasie S7 w województwie pomorskim. „Przykro patrzy się na te obrazki sprzed Sejmu. Już dawno nas tam nie ma. Nie chcemy brać udziału w takich zamieszkach. To jest w ogóle niepotrzebne” – stwierdził w rozmowie z tą samą stacją Roman Waszczyk, rzecznik protestu na trasie S3.

Pszenica zamiast ropy i gazu
To nie tylko specyfika Polski. W całej Europie pod protesty rolnicze podpinają się grupy eurosceptyczne i antysystemowe, które próbują wykorzystać falę wzburzenia na wsi do wzrostu własnego poparcia. W Niemczech popiera ich skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec, która pierwotnie została założona przez akademików przeciwnych walucie euro, ale obecnie skręciła już w stronę rewizjonistyczną, a jej politycy nazywają tereny NRD „Niemcami środkowymi” (nie trzeba chyba tłumaczyć, czym według nich są „Niemcy wschodnie”).
Pojawiają się także tezy, że protesty celowo podgrzewa Rosja. Niewątpliwie baner na jednym z polskich traktorów „Putin zrób porządek z Ukrainą i Brukselą i z naszymi rządzącymi” jest tak jawnie prowokacyjny, że aż trudno uwierzyć, że ktoś go umieścił, bo szczerze uznał to za dobry pomysł. Nawet jeśli wpływy rosyjskie w bezpośrednim rozniecaniu protestów nie zostały udowodnione, to nie ma wątpliwości, że Rosja walnie przyczyniła się do destrukcji koniunktury w europejskim rolnictwie. Już w zeszłym roku pojawiały się informacje, że Moskwa zamierza wykorzystać sektor rolny do cichego uderzenia w Zachód. W zeszłym sezonie zbiorczym była niedoścignionym gigantem eksportu zbóż. Dzięki znakomitym zbiorom wyeksportowała niemal 50 mln ton pszenicy, czyli o niemal połowę więcej niż UE i 2,5 razy więcej niż USA. Rosja zdobyła globalny rynek nie tylko dzięki wysokiej produkcji, ale też dumpingowym cenom, którymi wypchnęła producentów z Europy.
W poprzednim sezonie zbiorczym Rosja wyprodukowała gigantyczne 151 mln ton zbóż i roślin strączkowych, w tym prawie 100 mln ton pszenicy. Jakby tego było mało, kradnie też zboże Ukrainie – od czasu agresji na Kijów w lutym 2022 r. przejęła ona zboże ukraińskie warte
1,5 mld dolarów. Największymi nabywcami rosyjskiego ziarna są Arabia Saudyjska, Turcja, Egipt czy Iran, jednak trafia ono masowo również do Europy. Do Hiszpanii i Włoch w zeszłym roku trafić miało odpowiednio 850 i 812 tys. ton, co znaczało wzrost o dziewięć i osiem razy w porównaniu do roku poprzedniego. Do całej UE od stycznia do początku grudnia 2023 r. Rosja miała sprzedać 2,23 mln ton zboża – w całym 2022  r. było to 968 tys. ton.
Według portalu UkrAgroConsult za sprzedaż rosyjskiego zboża odpowiedzialne są spółki z obwodu kaliningradzkiego, współpracujące z litewskimi pośrednikami. Wykorzystują w tym celu fikcyjny tranzyt przez Litwę, jednak po drodze surowiec przejmowany jest przez firmy z Litwy, które następnie rozsyłają go do nabywców. Eksport rosyjskiego zboża z Litwy miał w zeszłym roku wzrosnąć o 5 mln ton. Podobne liczby zanotowano w portach w Łotwie, które pośredniczą w sprzedaży zboża z Rosji środkowej.
„Wzywamy Komisję Europejską do przedłożenia propozycji nałożenia sankcji na import rosyjskiej i białoruskiej żywności i produktów rolnych do UE” – mówi projekt uchwały, którą wniósł do Sejmu rząd. Nawet jeśli rosyjskie zboże nie trafia masowo akurat do Polski, to i tak wpływa na ceny sprzedaży nadwiślańskich producentów, gdyż europejski rynek jest silnie zintegrowany. O ile zwalczanie produkcji znad Dniepru jest kłopotliwe geopolitycznie, gdyż otwarcie granic handlowych z Ukrainą to forma jej wsparcia, to zamknięcie ich dla produkcji znad Wołgi wydaje się niezbyt kontrowersyjne. Przynajmniej w Polsce, gdyż przedsiębiorstwa przetwórcze z Hiszpanii czy Włoch mogą mieć inne zdanie. W uchwale zaznaczono, że Rosja traktuje handel surowcami rolnymi jako broń – nie tylko stosując dumpingowe ceny, ale też uniemożliwiając eksport Ukrainie do jej dotychczasowych nabywców spoza UE. Dlatego też przywrócenie możliwości eksportowych Kijowa do krajów trzecich powinno być traktowane jako priorytet.

Hamowanie Zielonego Ładu
W projekcie uchwały znalazły się również odniesienia do drugiej kwestii podnoszonej przez rolników. „Nadmierne, nieracjonalne i kosztowne wymogi Zielonego Ładu wobec rolnictwa powinny zostać zawieszone i skorygowane. Działania na rzecz ochrony klimatu muszą uwzględniać realne potrzeby i możliwości europejskich rolników” – czytamy w dokumencie.
Protesty rolników zrobiły tak duże wrażenie, że Komisja Europejska łagodzi swoje podejście do większości proponowanych zmian w Zielonym Ładzie. 7 marca Janusz Wojciechowski, polski komisarz ds. rolnictwa, zadeklarował, że kluczowe restrykcje nie wejdą w życie. Mowa przede wszystkim o obowiązkowym ugorowaniu, czyli wstrzymywaniu produkcji rolnej na części gruntów w celu poprawy jakości gleby. Według pierwotnie proponowanych zmian co roku rolnicy mieli być zobowiązani do ugorowania 4 proc. terenów rolnych, a niespełnianie tego obowiązku mogło grozić odebraniem unijnych dotacji. Wojciechowski obiecał jednak złożenie propozycji zmian, według których ugorowanie zostanie, ale będzie dobrowolne, a nie przymusowe. Zamiast kar pojawią się zachęty finansowe.
Według Wojciechowskiego Unia Europejska całkowicie zrezygnuje również z ograniczenia stosowania środków ochrony roślin. Akurat pod tym względem polskie rolnictwo jest stosunkowo ekologiczne. Według raportu Polityki Insight „Wpływ Europejskiego Zielonego Ładu na polskie rolnictwo” w Polsce stosuje się przeciętnie 2,1 kg substancji czynnych w przeliczeniu na jeden hektar. W Holandii czy Portugalii to aż 9 kg, a we Włoszech 8 kg.
Komisarz poinformował również, że w nowym rozporządzeniu UE ograniczy import ukraińskiego cukru, jajek i drobiu. Według Wojciechowskiego KE ma też zrezygnować w tym roku z nakładania na rolników kar za niespełnianie norm środowiskowych, a w latach 2025–2027 złagodzić dotychczasowe wymagania. Problem w tym, że te zapewnienia jak na razie nie zostały potwierdzone przez Komisję Europejską. Jej rzecznik, Olof Gill, stwierdził, że komisarz Wojciechowski wypowiadał się w swoim imieniu i nie odzwierciedla to stanowiska całej KE. Jednocześnie przyznał, że w KE trwają prace nad zmianami w Zielonym Ładzie, by zapewnić mu większą elastyczność.

Rolnictwo może być nowoczesne
Nie ma wątpliwości, że przyczyny protestów rolników nie są wymyślone. Sytuacja w gospodarstwach rolnych w zeszłym roku bardzo wyraźnie się pogorszyła. Według publikacji GUS „Koniunktura w gospodarstwach rolnych w I półroczu 2023 roku” ponad połowa gospodarstw zadeklarowała pogorszenie się ich sytuacji ekonomicznej. Zaledwie 10 proc. gospodarstw stwierdziło, że ich produkcja była opłacalna. Jeszcze pół roku wcześniej było to 16 proc. Według 41 proc. pytanych działalność rolnicza jest nieopłacalna. To są dosyć zatrważające dane, jednak w tym wypadku odpowiedzi od zawsze są pesymistyczne – odsetek deklarujących opłacalność produkcji rolnej nawet w najlepszych latach nie przekracza 20 proc. W 2023 r. zaledwie 1,5 proc. gospodarstw uznało popyt na swoje towary za wyższy od oczekiwań. W bardzo dobrym dla rolnictwa 2021 r. było to ponad 4 proc.
Rentowność w rolnictwie zawsze jednak podlegała ogromnym fluktuacjom. To sektor w dużym stopniu zależny od czynników zewnętrznych, takich jak chociażby pogoda. Właśnie dlatego jest tak silnie regulowany i chroniony. Gdyby rolnictwo europejskie zostało objęte zasadami wolnorynkowymi, to błyskawicznie zostałoby wyparte przez tańszych producentów z Ukrainy, Azji czy Afryki. Rolnictwo to właściwie najstarsza istniejąca branża, od której tak naprawdę zaczęła się historia człowieka – rewolucja neolityczna była możliwa dzięki zastosowaniu pierwszych technik rolnictwa i hodowli. Technologiczny próg wejścia jest więc zawieszony bardzo nisko, co ułatwia konkurencję krajom nisko rozwiniętym, które są zdecydowanie tańsze. Dlatego też antyunijne hasła rolników wydają się kompletnie przestrzelone, gdyż to dzięki unijnemu protekcjonizmowi większość gospodarstw rolnych w Polsce wciąż istnieje. Co oczywiście nie oznacza, że wszystkie pomysły pojawiające się w Brukseli są słuszne.
Szansą dla rolnictwa w Europie są innowacje. Polskie rolnictwo niestety niespecjalnie inwestuje w nowoczesne rozwiązania. Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego „Dwie dekady rozwoju polskiego rolnictwa” udział wydatków sektora rolnego na badania i rozwój w krajowych wydatkach B+R systematycznie spada. Pod względem produktywności polskie rolnictwo odstaje od wszystkich pozostałych branż. Wartość dodana polskiego rolnictwa jest aż 25 razy niższa od polskich usług. Chociaż w rolnictwie pracuje 10 proc. zatrudnionych w całym kraju, to odpowiada ono tylko za 2,7 proc. PKB. Plon zbóż z jednego hektara w Polsce jest równy poziomowi, który Francja i Niemcy osiągały w latach 70. ubiegłego wieku.
Jak wskazują autorzy analizy PIE, dobrym wzorcem może być Japonia, która charakteryzuje się niesprzyjającym ukształtowaniem terenu i niską jakością gleb, ale przy tym słynie z wysokiej jakości produktów rolno-spożywczych. Tajemnicą jej sukcesu są wysoko rozwinięte technologie rolnicze, co przejawia się w najwyższej na świecie liczbie patentów wykorzystywanych w rolnictwie. W Japonii szeroko stosowane są nowoczesne maszyny do sadzenia ryżu i nawożenia, a agencje rolne korzystają z zaawansowanej komputeryzacji.
Oczywiście tego typu zmian nie da się zrobić z dnia na dzień. Gospodarstwa rolne potrzebują wsparcia tu i teraz, jednak plan dla polskiego i europejskiego rolnictwa nie powinien ograniczyć się do zalania problemów strumieniem gotówki, gdyż kryzys ten będzie się powtarzał za każdym razem, gdy globalne ceny żywności znajdą się na stromym kursie w dół. A do tego dochodzi regularnie co kilka lat.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki