Kocham Ojczyznę więcej niż własne serce i wszystko, co czynię dla Kościoła, czynię dla niej – te znane, cytowane słowa prymas Stefan Wyszyński wypowiedział w dramatycznym momencie, bo we wrześniu 1953 r., kilka dni przed aresztowaniem. Prymas kochał Polskę. Miłość ojczyzny za św. Ambrożym stawiał na drugim miejscu, zaraz po miłości Boga.
Stefan Wyszyński mówił o ojczyźnie w sposób, który dziś słyszy się rzadko. Tak mówiły pokolenia, które zaznały życia pod zaborami. Stefan Wyszyński, urodzony w zaborze rosyjskim, Niepodległą witał jako siedemnastolatek. Wiedział dobrze, co znaczy brak możliwości uczenia się w szkole ojczystego języka i ojczystej historii. W pierwszej jego szkole w Zuzeli na ścianie zamiast portretów królów polskich wisiały podobizny rosyjskich carów. Dumny był, że w jego warszawskim gimnazjum Wojciecha Górskiego uczono w języku polskim. Tam też, a potem w łomżyńskiej Szkole Handlowej, należał do tajnego harcerstwa, które uczyło, jak trwać przy Bogu i ojczyźnie oraz trwać przy polskości. W centrum Warszawy, na placu dziś Piłsudskiego, z chłopcami z rodzin carskich żandarmów toczył bitwy na śnieżne kule, w Łomży został wychłostany przez niemieckich żołnierzy za udział w nocnych podchodach z peowiakami. Jako młodzieniec wiedział, co znaczy cierpieć za ojczyznę.
Jako dojrzały kapłan w czasie II wojny światowej poznał życie pod okupacją niemiecką i radziecką. Z II Rzeczypospolitej wyniósł zaś szacunek dla niepodległego państwa jako politycznej formy życia narodu. Powojenna Polska Rzeczpospolita Ludowa nie była suwerennym państwem, była jednak państwem polskim, dlatego dla prymasa stanowiła wartość, gdyż pozwalała katolikom uczestniczyć w życiu społecznym oraz unikać zagrożenia zewnętrzną interwencją ZSRR. I z tego też powodu on, który nieustannie upominał krajowe władze państwowe z powodu nieprzestrzegania praw i wolności obywatelskich, za granicą milczał. Wolał nie mówić nic, by nie mówić źle o ojczyźnie.
Ład miłowania
Miłość ojczyzny według prymasa Stefana Wyszyńskiego jest obowiązkiem wynikającym z czwartego przykazania: miłości do rodziców. Jest obowiązkiem moralnym i religijnym. Ta miłość uczy bowiem męstwa, a męstwo „broni czasu wojny, służy słabym, potrzebującym opieki w czasie pokoju”. Uczy „roztropności, umiarkowania w wymaganiach dla siebie, uczy też wielkoduszności”, wspaniałomyślności i „daje siłę ducha na chwile trudne, gdy trzeba zapomnieć o sobie”. Miłość ojczyzny uczy wreszcie „patrzeć daleko w przyszłość ojczyzny i pragnie jej istnienia i pomyślności – nie tylko dziś, ale i w przyszłości” – mówił prymas Wyszyński w 1975 r., w 50. rocznicę sprowadzenia do Warszawy zwłok nieznanego obrońcy Lwowa i złożenia go w Grobie Nieznanego Żołnierza. Ale mówił też, co warte podkreślenia, że czasem większym bohaterstwem niż umrzeć za ojczyznę jest żyć dla niej, trwać, wytrzymać całe lata. Tak właśnie było w PRL-u, kiedy forma ustroju państwa nie była przez naród wybrana, lecz została mu narzucona. Polska i Kościół zbyt mocno wykrwawiły się jednak w okresie II wojny światowej, by można było narażać naród na nowy rozlew krwi.
Prymas Wyszyński miłość do ojczyzny umieszczał w pewnym porządku – ordo caritatis, czyli ładzie miłowania, który nakazywał najpierw miłować Boga, a potem rodzinę oraz tę szczególną rodzinę rodzin, jaką jest ojczyzna. „Dla nas po Bogu największa miłość to Polska! Musimy po Bogu dochować wierności przede wszystkim naszej Ojczyźnie i narodowej kulturze polskiej. Będziemy kochali wszystkich ludzi na świecie, ale w porządku miłości. Po Bogu więc, po Jezusie Chrystusie i Matce Najświętszej, po całym ładzie Bożym, nasza miłość należy się przede wszystkim naszej Ojczyźnie, mowie, dziejom i kulturze, z której wyrastamy na polskiej ziemi. I chociażby obwieszczono na transparentach najrozmaitsze wezwania do miłowania wszystkich ludów i narodów, nie będziemy temu przeciwni, ale będziemy żądali, abyśmy mogli żyć przede wszystkim duchem, dziejami, kulturą i mową naszej polskiej ziemi, wypracowanej przez wieki życiem naszych praojców”.
W innym przemówieniu prymas mówił, że ład miłowania wymaga, aby bardziej „kochać własną ojczyznę aniżeli wszystkie inne”, ale zaraz w kolejnych zdaniach podkreślał: „Jako chrześcijanie pamiętamy jednak o tym, że Bóg jest ojcem wszystkich narodów. Bardziej musimy kochać to, co naród sam przez wiarę wykształtował, ale uszanujmy i to, co skądinąd do nas przyszło dobrego”. Zacytowanie pierwszego fragmentu bez drugiego może prowadzić do fałszywych wniosków.
Nacjonalizm katolicki versus pogański
Trzeba podkreślić, że prymas używał – przynajmniej w tekstach pisanych w latach II wojny światowej – pojęć: „katolicki nacjonalizm” i „pogański nacjonalizm”, aby uwidocznić różnicę między dobrą a złą miłością ojczyzny. „Naród nie jest przecież Bogiem. Narody są dziećmi Boga” – pisał. Tak jak wszyscy ludzie z tej racji, że są stworzeni przez Boga Ojca, są sobie równi, tak wszystkie narody, które mają wspólnego Boga Ojca, są sobie równe. Narody podobnie jak ludzie są dla siebie braćmi, a każdy z nich ma do wypełnienia określone zadania wynikające z planu Bożego. W „pogańskim nacjonalizmie” bogiem jest zaś naród. To on, a nie Bóg i Jego przykazanie miłości, jest stawiany na pierwszym miejscu. Religia i Kościół są wykorzystywane do realizacji celów narodowych.
Stefan Wyszyński jako prymas w PRL-u nie miał dylematu: państwo czy naród, Kościół z państwem czy z narodem. Wiedział, że wartością trwalszą od wszelkich struktur państwowych, które się zmieniają, jest naród. Bywają okresy, kiedy z powodu określonych wydarzeń – wojen, zaborów, układów geopolitycznych – naród nie ma własnego państwa albo nie jest w nim gospodarzem, a pomimo to – trwa. W takich sytuacjach nie tylko jest on nośnikiem pamięci o własnej państwowości, ale z osiągnięć i wartości minionych pokoleń czerpie siłę do walki o niepodległość i wolność. To, że w 1918 r., po 123 latach zaborów, odrodziła się niepodległa Rzeczpospolita, było – jak mówił prymas – zasługą przeszłości, tego, „czym naród kiedyś żył, czego dokonał, co było jego szlachetną ambicją, choć może nie zawsze wolne od błędów, jak każde działanie indywidualne czy społeczne”.
Polacy w 1918 r. wybili się na niepodległość, bo mogli czerpać siłę z przeszłości, która była rezerwuarem wartości współkształtowanych przez chrześcijaństwo. Między innymi z tego powodu prymas Wyszyński tak ogromną wagę przywiązywał do zachowania tożsamości narodu – jego kultury, historii, języka, religii, tych wszystkich wartości, które decydują o odrębności narodu włączonego w rodzinę narodów, bo dzięki nim naród ma znowu szansę odzyskać wolność, odbudować swą państwowość. „Polska, utraciwszy wolność polityczną, zachowała jednak wolność ducha i wolność narodową, bo oparta była mocno na przeszłości – dumnej, ciężkiej i walecznej” – podkreślał. „Polsce zawsze przyświecała wiara w zmartwychwstanie i życie. Chociaż zmartwychwstanie ma wymiary teologiczne – pochodzi z wiary, z doświadczenia Chrystusa – w Polsce dogmat ten był tłumaczony także narodowo”.
Prymas porównywał ofiarę krwi poniesioną przez Polaków z miłości do wolności i ojczyzny do ofiary Chrystusa poniesionej na krzyżu z miłości do Boga Ojca i człowieka. Ofiara Polaków złożona w okresie powstań narodowych, wojen, w obozach śmierci była owocna – Polska zmartwychwstała. Prymas wierzył, że tak jak czynili to bohaterowie Niepodległej, tak również kolejne pokolenia Polaków będą czerpać z sił i wartości tkwiących w narodzie od wieków. Gdy uruchomi się w narodzie ogromne pokłady sił duchowych – co miała na celu Wielka Nowenna i obchody milenium chrztu Polski – Polacy odzyskają wolność. Wybiją się na niezależność, podobnie jak w 1918 r. W tym celu prymas wzmacniał ducha wewnętrznego i wewnętrzną wolność Polaków oraz ich miłość do Ojczyzny i jej dziejów.
O prymasie Stefanie Wyszyńskim – od 12 września nowym błogosławionym – można pisać na wiele sposobów: jako o mężu stanu, interreksie, prymasie Polski, biskupie Kościoła powszechnego. Ale każdy z tych opisów będzie tylko częścią prawdy o człowieku, który pełniąc tak wielkie i ważne funkcje, był przede wszystkim chrześcijaninem. To z wiary, z łączności z Bogiem Ojcem, Synem i Maryją Matką wynikały wszystkie jego decyzje i wybory. Dlatego piszemy o cechach i cnotach prymasa, których heroiczność sprawiła, że zostanie włączony w poczet błogosławionych. Piszemy o jego wierze, męstwie i umiarze, o miłości i przebaczeniu, o patriotyzmie i pracowitości.
Niniejszy tekst kończy cykl artykułów Ewy K. Czaczkowskiej opisujący życie i dzieło Prymasa Tysiąclecia.