Logo Przewdonik Katolicki

Przejęte święto

Paweł Stachowiak
11.11.1938 r. w Warszawie. Uroczystości zaplanowano tak, aby uwydatnić rolę J. Piłsudskiego i utwierdzić tradycję legionową w ustanawianiu hierarchii zasług dla niepodległego państwa państwa fot. ARC

Klimat obchodów 20-lecia niepodległości był antagonizujący i wykluczający, a każda ze stron sporu politycznego starała się je wykorzystać dla swych potrzeb, niejednokrotnie poprzez historyczne manipulacje i skrajne uproszczenia.

Zaskakująco późno ustanowiono w II Rzeczypospolitej dzień święta niepodległości. Dopiero krótko przed jej upadkiem – 23 kwietnia 1937 r. – sejm przyjął właściwą w tej kwestii ustawę. Jej pierwszy artykuł stanowił: „Dzień 11 listopada, jako rocznica odzyskania przez Naród Polski niepodległego bytu państwowego i jako dzień po wsze czasy związany z wielkim imieniem
Józefa Piłsudskiego, zwycięskiego Wodza Narodu w walkach o wolność Ojczyzny – jest uroczystym Świętem Niepodległości”. Ów dzień nie od razu stał się zatem symbolem procesu, którym było odradzanie się suwerennego państwa polskiego po okresie zaborów.

Na swój użytek
Początkowo jedynym świętem narodowym, czczonym bez względu na polityczne podziały, był 3 maja – data łącząca w sobie wymiary narodowy i religijny. Piłsudczycy, dążący do swoistego monopolu pamięci na zasługi związane z odzyskaniem niepodległości, zaczęli już w pierwszej połowie lat 20. propagować pomysł upamiętnienia dat 5 i 6 sierpnia 1914 r., czyli mobilizacji Kompanii Kadrowej pod wodzą Piłsudskiego i jej wymarszu z krakowskich Oleandrów. Do czasu przewrotu majowego nie było jednak szans, aby jakakolwiek formacja polityczna miała możliwość uzyskania przewagi w procesie kształtowania pamięci zbiorowej polskiego społeczeństwa. Dopiero po zdobyciu pełni władzy przez Piłsudskiego pojawiły się możliwości, aby ustanowić dominujący ton opowieści o budowie Niepodległej i sformułować, jednoznaczną w tej kwestii, hierarchię zasług.
Już w 1926 r. dzień 11 listopada został ustanowiony dniem wolnym od pracy, a od 1932 r. również od nauki. Wciąż było to jednak święto przede wszystkim wojskowe. Dopiero dwa lata po śmierci Komendanta zdecydowano się na formę upamiętnienia, która na wsze czasy miała określić jego dominującą rolę i najważniejszą zasługę dla odrodzenia Niepodległej.
Śmierć Marszałka w 1935 r. wytworzyła nową sytuację. Podziały w obozie władzy skłoniły jego przywódców do poszukiwania tego, co zintegruje ponownie jego szeregi. Pisze historyk Andrzej Chwalba: „11 listopada miał w tamtym czasie dwie istotne funkcje. Po pierwsze, umacniał polityczną pozycję obozu sanacyjnego, a także jednoczył go wewnętrznie, ułatwiając porozumienie różnych frakcji w jego obrębie. Po drugie, coraz silniejsza stawała się świadomość narastającego zagrożenia wojną. Kult Piłsudskiego, który znajdował się w samym sercu tego święta, umacniał przekonanie, że Marszałek jest wciąż obecny i dlatego nic złego nie może stać się Polsce”.

Wzmocnić mit
Nic zatem dziwnego, że obchody 20-lecia niepodległości w 1938 r. stały się nie tylko okazją do upamiętnienia sukcesów odnowionej państwowości, ale również apologią obozu, który dominował w Polsce po maju 1926 r. Uroczystości rocznicowe zostały zaplanowane i przeprowadzone w taki sposób, aby uwydatnić rolę Józefa Piłsudskiego i utwierdzić tradycję legionową w ustanawianiu hierarchii zasług dla niepodległego państwa. Warto zauważyć, iż swoistym preludium dla tak zaplanowanych uroczystości rocznicowych stała się ustawa sejmowa z 7 kwietnia 1938 r., która przewidywała prawną ochronę imienia Józefa Piłsudskiego pod rygorem kary pięciu lat więzienia. Sposób, w jaki określono tę ochronę, wyznaczył dominującą narrację i ograniczenia wolności słowa podczas obchodów 20-lecia niepodległości. Pierwszy artykuł ustawy stanowił: „Pamięć czynu i zasługi
JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO – Wskrzesiciela Niepodległości Ojczyzny i Wychowawcy Narodu – po wsze czasy należy do skarbnicy ducha narodowego i pozostaje pod szczególną ochroną prawa”.
Scenariusz oficjalnych uroczystości państwowych został ujednolicony. Zaczynano z reguły od nabożeństw w świątyniach różnych wyznań, po czym odbywała się defilada wojskowa. Honorowe miejsca przeznaczono dla, nielicznych już, weteranów powstania styczniowego. Właściwe wszystkie wystąpienia przedstawicieli sanacji nie pozostawiały wątpliwości: jedynym twórcą Niepodległej był Józef Piłsudski, żadne inne nazwiska się przy tym nie pojawiały. Pisano o nim zawsze wielkimi literami: „Zwycięski Wódz”, „Wielki Wychowawca Narodu”, dla niego też zastrzeżona była formuła: „Wielki Marszałek”. Bez wątpienia obchody 20-lecia niepodległości miały wzmocnić mit legitymizujący autorytarną władzę następców Piłsudskiego.

11 listopada bez Piłsudskiego
Listopadowe uroczystości u schyłku II RP ukazują również starcie dwóch kształtów pamięci, dzielących ówczesnych obywateli RP. Najwyraźniej widać to na przykładzie historycznej narracji o wydarzeniach sprzed 20 lat, formułowanej w łonie obozu piłsudczykowskiego i obozu narodowego (endecji). Piłsudczycy pragnęli wzmocnić mit legitymizujący ich władzę, narodowcy pragnęli ów mit podważyć, ukazując zasługi swego przywódcy – Romana Dmowskiego.
Warto tu przywołać tekst wybitnego polityka endeckiego Mariana Seydy, w którym dokonał on oceny zdarzeń z jesieni 1918 r. Analizując przyczyny odzyskania niepodległości, pisał w pierwszej kolejności o zwycięstwie aliantów nad państwami centralnymi, podkreślał w czytelny dla ówczesnego czytelnika sposób: „w mózgach części Polaków i to działaczów polskich, oślepionych siłą i sukcesami Niemiec, utrwalał się pogląd, że uzyskanie przez Polskę pełnej niepodległości, opartej na zjednoczeniu ziem naszych, a szczególnie na wyzwoleniu ziem zaboru pruskiego jest niemożliwością, jest utopią”. Była to jasna aluzja do polityki Piłsudskiego w okresie schyłku I wojny światowej, uczyniona jednak bez wymieniania jego nazwiska. Seyda wiele pisał za to o roli Romana Dmowskiego i jego paryskiego Komitetu Narodowego Polskiego, Piłsudskiego wspominał z rzadka. Relacja z przebiegu dnia 11 listopada 1918 r. w Warszawie w ogóle o nim nie wspominała.
Lektura tekstów rocznicowych wywodzących się z kręgów endecji wyraźnie pokazuje, że narodowcy nie tyle chcieli polemizować z przedstawicielami sanacji o sensie wyznaczenia Święta Niepodległości na dzień 11 listopada, ile pragnęli nadać tej dacie inny wydźwięk, oderwany od osoby i zasług Józefa Piłsudskiego. Frazeologia stosowana przy tej okazji nie różniła się wiele swym bałwochwalczym tonem od używanej przez sanację. Roman Dmowski był nazywany: „twórcą ostatecznego polskiego światopoglądu”, „hetmanem rzeczywistym wszelkiej ziemi polskiej” i „ojcem prawdziwego zjednoczenia narodu”.

Ciążąca klątwa
Klimat obchodów 20-lecia niepodległości był antagonizujący i wykluczający, wizje przeszłości, teraźniejszości i przyszłości skrajnie odmienne, a każda ze stron sporu politycznego starała się je wykorzystać dla swych potrzeb, niejednokrotnie poprzez historyczne manipulacje i skrajne uproszczenia. Autor „Warszawskiego Dziennika Narodowego”, mimo iż sam był w tym sporze stroną, celnie ujął to właśnie zjawisko: „Dla tej grupy, która od 11 lat dzierży władzę, jest 11 listopada świętem narodowym w specjalnym tego słowa znaczeniu. Jest to dla nich święto – jeśli się tak wyrazić wolno – rodzinne, okazja do przypomnienia i uczczenia ich zasług dla Polski”.
Jakże wielkim jest zatem paradoksem to, co dzieje się ze świętem niepodległości dziś. Zostało ono zdominowane, przejęte, przez tzw. Marsz Niepodległości organizowany przez środowiska odwołujące się do tradycji przedwojennego obozu narodowego. Jego uczestnicy niosą portrety i cytaty z Romana Dmowskiego i wykorzystują symbolikę najbardziej skrajnych odłamów polskiego nacjonalizmu. Skandują hasła, które obce były prawdziwemu bohaterowi dnia 11 listopada – Józefowi Piłsudskiemu: „Polska dla Polaków”, „Wielka Polska katolicka” czy rasistowskie wręcz: „Biała siła”. Nie wszyscy uczestnicy tego marszu podzielają hasła i zachowania nacjonalistów, niestety swym udziałem legitymizują tę formę obchodów dnia niepodległości, która jest głęboko sprzeczna z jego radosnym przesłaniem. Wpisują się również w tradycję, którą winniśmy dziś odrzucić: dzielenia i antagonizowania społeczeństwa przez historię. Niestety, dzień 11 listopada został niegdyś ustanowiony przeciw części społeczeństwa i ta klątwa podziału wciąż nad nim ciąży.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki