Są tysiące koncepcji dotyczących wychowania dzieci, każda świadoma rodzina eksperymentuje z inną. Jak w tym wszystkim odnaleźć dobrą relację z dzieckiem, jak ona powinna wyglądać?
– Warto, aby rodzic zastanowił się najpierw, czy sam ze sobą ma dobrą relację. Dobrze, aby odpowiedział sobie na pytania: czy jestem świadomy swoich potrzeb, emocji, tego, co one mi komunikują. Aby dobrze prowadził dziecko, powinien zaspokoić swoje potrzeby, by posiadać zasoby, z których będzie mógł czerpać. Myślę, że można, a nawet warto mówić o dobrej relacji rodzica z dzieckiem, takiej, która satysfakcjonuje, rozwija, jest pełna szacunku, ale też luzu. Rodzic jest odpowiedzialny za modelowanie prawidłowych zachowań, dlatego powinien poświęcić czas, aby nauczyć dziecko właściwych postaw. Tymczasem w naszych relacjach pełno jest napięć i niewypowiedzianych potrzeb. Należy pamiętać, że dorosły niepoukładany nie równa się poukładane, czyli ,,grzeczne” dziecko. W dzisiejszym świecie mamy mnóstwo narzędzi, które mogą pomóc dokonać zmiany w nas samych, czasem wystarczy dobra pozycja literacka, która wzbudza refleksje. Praca nad sobą i działania wychowawcze z dzieckiem mogą przebiegać dwutorowo, nie jest tak, że ja muszę się najpierw ,,naprawić”, a potem zająć się prawidłowym wychowaniem dziecka. Gdy ja się rozwijam, automatycznie rzutuje to na wszystkie sfery mojego życia, również na wychowanie dziecka.
Dyscyplina kojarzy mi się z surowością, narzucaniem granic, wymagań. A z czym Pani, edukatorce pozytywnej dyscypliny, kojarzy się to słowo?
– Kiedy wracam do swojego myślenia sprzed mojego zaangażowania w pozytywną dyscyplinę (PD) – samo słowo również kojarzyło mi się z karą. Pamiętam sformułowania osób wypowiadających się o dzieciach z bliskiego otoczenia: ,,u mnie po tygodniu chodziłyby jak w zegarku”. Te zdania przewijają się w wielu rozmowach, w naszym społeczeństwie mnóstwo jest narracji przemocowej. Dyscyplina, mimo że większości z nas kojarzy się z karą, pochodzi z języka łacińskiego i oznacza uczyć, nauczać. Nie wiem skąd ten rozdźwięk między rzeczywistym a potocznym znaczeniem tego słowa. Dyscyplina rozumiana jako karanie nie buduje, nie okazuje szacunku, jest skupiona na przeszłości, czyli nie uczy, a rozlicza, upokarza. Jeżeli chcę ukarać dziecko, moją intencją jest to, by zapłaciło za swoje zachowanie. Dodatkowo, ze sposobu mojej reakcji płynie przekaz: ,,silniejszy ma rację i ma władzę”. Tego typu przekonanie pójdzie z dzieckiem w świat, a problemy z zachowaniem będą się mnożyć. Z kolei dyscyplina w rozumieniu nauczania skupia się właśnie na tym, czego ja w tej sytuacji mogę się nauczyć, jaka lekcja płynie z tego trudnego wydarzenia. Zamiast kary proponuje wspólne szukanie rozwiązań. Intencją takiego podejścia jest rozwój i uczenie się na błędach. PD wspiera rozwój kompetencji społecznych, a przede wszystkim jest skuteczna długofalowo.
Mam wrażenie, że mamy tak utrwalone to negatywne rozumienie dyscypliny w społeczeństwie, że zmiana może być szalenie trudna.
– Przede wszystkim potrzebny jest czas. Można posiedzieć trochę z tym tematem i zastanowić się, czy ja chcę takiego podejścia, czy chcę zmiany myślenia, czy ono jest bliskie mojemu sercu. Są osoby, które z różnych powodów nie chcą lub nie są gotowe, by przeskoczyć rozumienie pojęcia dyscypliny, i wciąż twierdzą, że tylko kary mają sens wychowawczy. Zazwyczaj w każdej grupie warsztatowej, którą prowadzę, jest osoba lub osoby, które nie przyjmują od razu innych niż dotychczas znane narzędzi wychowawczych, tkwiąc w przekonaniu, że tylko kary fizyczne mają moc ukształtować człowieka na dorosłe życie. Zmieniając nasze podejście do dyscypliny, możemy popełniać szereg błędów i to jest normalne. Warto zdobyć podstawową wiedzę na temat funkcjonowania mózgu, na temat tego, dlaczego reagujemy impulsywnie na konkretne zachowania. Zazwyczaj kary lub przemoc pojawiają się nagle, gdy tego nie planowaliśmy. Warto pamiętać i znaleźć potwierdzenie w swoim doświadczeniu, że ludzie nie rozwijają się szybciej i lepiej, kiedy cierpią. Często przekładam sobie sytuacje z dziećmi na siebie samą i na moje relacje z dorosłymi. Jeżeli ja nie pracuję lepiej, kiedy mój szef okazuje mi brak szacunku, karze mnie, odcina mi premię, jeśli to mnie nie motywuje, to tym bardziej nie działa to w rozwoju dzieci.
Zastanawiam się, czy wychowanie w duchu PD nie jest zarezerwowane dla ludzi świadomych, z pewną bazą wiedzy psychologiczno-pedagogicznej…
– Myślę, że przede wszystkim liczy się chęć, otwartość i przekonanie, że chcę spróbować czegoś innego, czegoś, czego nie znam, czego się może obawiam, jednocześnie mając w sobie ogromną potrzebę zmiany, gdyż to, co stosuję, po prostu nie działa. Polecam zapoznać się z książką Jane Nelsen Pozytywna dyscyplina, która napisana jest w prosty i przystępny sposób i doskonale wyjaśnia metodę. Pomocą mogą być dostępne karty narzędzi z PD. Opisane są w nich 52 narzędzia, którymi PD dysponuje. Są one bardzo jasno wytłumaczone, przez co dostępne dla każdego. Obserwuję, że na warsztaty, które prowadzę, przychodzą głównie osoby z wykształceniem psychologicznym lub pedagogicznym lub przynajmniej z wykształceniem wyższym. Ja tymczasem marzę, aby PD dotarła do wszystkich, niezależnie od statusu społecznego.
PD dużą wagę przywiązuje do przynależności jako jednej z podstawowych potrzeb człowieka.
– Tak, to prawda. Alfred Adler, austriacki psychoterapeuta i psychiatra, z którego badań naukowych czerpie PD, twierdził, że główną potrzebą człowieka jest poczucie przynależności i znaczenia. Jeżeli dziecko z jakiegoś powodu traci to poczucie, zaczyna zachowywać się w sposób nieodpowiedni, taki, którego nie rozumiemy i który nas irytuje. Potrzeba przynależności przede wszystkim realizuje się w domu rodzinnym. Jeżeli dziecko wychowywane jest w stylu „pobłażliwym”, nie ma żadnych obowiązków, istotnego wkładu w funkcjonowanie domu, wszystko mu się należy i jest zabezpieczone z każdej strony, może się źle zachowywać, bo nie czuje się ważną częścią tej rodziny. A zatem bardzo istotne jest angażowanie dziecka w drobne prace domowe. Jeśli nie zrobi czegoś, do czego zostało zachęcone, cała rodzina to odczuje. Ono ma bardzo ważne miejsce zarówno w przywilejach, jak i obowiązkach. Środowisko domowe jest ogromnie istotne. Jeśli w domu jest przestrzeń, w której dziecko może się wygadać, przyjść ze wszystkim z poczuciem, że nie zostanie ukarane za swoje potknięcia, to nie musi szukać zrozumienia, a czasem ekstremalnych doznań na zewnątrz.
We wszystkich instytucjach, w których funkcjonujemy od małego – od przedszkola przez szkołę aż do późniejszej pracy – kary i nagrody warunkują nasze zachowanie. Co PD proponuje w zamian?
– Proponuje szukanie rozwiązań i zapraszanie dziecka do tego, aby zastanowiło się nad zaistniałą sytuacją, ponieważ to właśnie znalezienie rozwiązania skupia nas na przyszłości. W tym, że dziecko wspólnie z rodzicem może zastanowić się nad swoim trudnym zachowaniem, jest wyrażony ogromny szacunek do niego. To jest ich wspólny problem, dlatego nie jako rodzic z pozycji szefa będę rozstrzygać temat. Weźmy na przykład kwestię nieposprzątania pokoju przez dziecko. Trzeba pomyśleć o tym, co wydarzyło się wcześniej: czy konkretnie umówiliśmy się z dzieckiem na posprzątanie, czy jedynie rzuciliśmy przez ramię, co ma zrobić. Zupełnie inaczej działa umowa: ,,czy możemy się umówić na…”, „co proponujesz…”, „jak myślisz, kiedy uda ci się…”, „jaki masz pomysł…”. Gdy umawiam się z dzieckiem, to trochę patrzę na nie w swoich kategoriach. Ja też umawiam się ze sobą, że poćwiczę moje ciało, a gdy nie uda mi się tego zrobić, robię ewaluację problemu: co się zadziało, że nie poćwiczyłam, co mogę zrobić, żeby jutro zadziałać, co zrobić, żeby na przyszłość unikać niedotrzymywania założeń. Ważne jest branie pod uwagę modelowania: ile razy dziecko ode mnie słyszy: „nie teraz, za chwilę, teraz nie mogę”. Kwestia posprzątania pokoju może nam zasłonić to dziecko i relację z nim. Odpowiedzmy sobie na pytanie, czy istotne jest to, żeby pokój był czysty, czy moja relacja z dzieckiem i uczenie ważnych kompetencji życiowych poprzez budowanie więzi.
Rozumiem, że stosowanie kar może mieć negatywny wpływ na dziecko, ale przecież nagrody są przyjemne.
– Stosowanie ich określane jest przez PD jako brak szacunku, nie służą one rozwojowi. Jeśli nagradzamy dziecko, to ono przestanie robić coś pod wpływem wewnętrznej motywacji, czyli czegoś, co jest najbardziej trwałe, „sukcesodajne”. Nagrody potrzebują potęgowania za każdym razem, dziś zadziała lizaczek, a już muszą być dwa. Ważne, aby dziecko coś robiło, bo samo widzi w tym sens, a jeśli go nie widzi, warto zastanowić się, jak mu pomóc. PD odchodzi od nagradzania werbalnego, np. jesteś super itp. To trochę napompowany balonik, nie wiem właściwie, dlaczego jestem super, ale wiem, że jestem super. Dziecko niesie ten balonik w świat, a świat mu go boleśnie przebija. PD w miejsce pochwał proponuje zachęty. Pochwała jest okrągłym słowem, a zachęta jest nazywaniem tego, co konkretnie się udało i co konkretnie jest fajne, mówimy: widzę, że włożyłeś dużo pracy, aby narysować ten rysunek. Dziecko słysząc taki komunikat, myśli: jestem pracowity, czyli ma o sobie bardzo konkretną informację. Rodzic nie mówi: świetnie to zrobiłeś, ponieważ ono dalej nie wie, co w nim jest świetnego, tym bardziej że obrazek obiektywnie nie musi być atrakcyjny. Nie muszę mówić, że mi się ten obrazek podoba, ale że podoba mi się to, ile czasu to dziecko spędziło, rysując ten rysunek, że było skupione, zmotywowane. To jest jak plecak, do którego rodzic czy nauczyciel wkłada wiedzę o dziecku, a ono może z niej skorzystać. W praktyce oczywiście wygląda to tak, że wszystkim nam zdarza się dawać pochwały, mówiąc: brawo, super itp. Mówione od czasu do czasu nie zdegradują naszego procesu wychowawczego, bardziej chodzi o refleksyjne i świadome mówienie do dziecka; np. gdy ono wdrapuje się na drabinkę, nie muszę krzyczeć: wow, super, lepiej powiedzieć: widzę, że wszedłeś na najwyższy szczebel. Warto dodać odpowiedni ton głosu, który też jest znaczący.
A jak uchronić się przed zbytnią pobłażliwością w stosunku do dziecka? Pytam w kontekście tych wszystkich dzieci, które z jakichś powodów mamy ochotę inaczej traktować: bo są najmłodsze, bo częściej chorują, bo są z niepełnosprawnością…
– Pobłażliwość jest pokusą, która buduje w dziecku przekonanie, że wszystko mu się należy. Praktycznie wyraża się ona często w wyręczaniu, braku granic, życiu za i dla dziecka, niepozwalaniu dziecku na odczuwanie negatywnych emocji. Nad dzieckiem rozkłada się ,,parasol ochronny” i sprawia to, że jest ono odrealnione. Rodzic powinien być stanowczy i uprzejmy jednocześnie. W takim stylu dziecko czuje granice, choć nie zawsze mu się to podoba. Nawet Korczak pisał: dziecko może płakać, wyć w niebogłosy, ale czuje się bezpiecznie i to jest dobre dla niego. Niepopadanie w skrajności daje oddech rodzicowi. Uświadamia on sobie, że nie musi być raz dobrym, a raz złym policjantem, ale stawiając granice, daje odczuć, że jest z dzieckiem, bardzo mu na nim zależy, dlatego na pewne rzeczy nie może się zgodzić. Nie musi wykrzykiwać swojej niezgody na zachowanie dziecka lub popadać w którąś ze skrajności. Wymaga to pracy. Bardzo często rodzice przychodzą na warsztaty, myśląc, że jak wrócą do domu, ich dziecko będzie inne. Największym sukcesem jest, gdy rodzic zrozumie, że zmiana zaczyna się w nim.
Skąd wiedzieć, jaki komunikat naprawdę wysyła dziecko, prezentując jakieś zachowanie? Mam wrażenie, że odkrycie tego to trudna detektywistyczna praca.
– Przede wszystkim jest to kwestia świadomości. Bardzo często reagujemy na zachowanie, ale robimy to w najgorszym z możliwych momentów, gdy obydwie ze stron są wzburzone i każdy jest odłączony od tej części mózgu, która odpowiada za logiczne myślenie i refleksję. Człowiek działa na zasadzie góry lodowej: na jej szczycie jest zachowanie, a na samych głębinach jest prawda o nim, czyli przekonania, emocje, niezaspokojone potrzeby, zmęczenie, głód. Jak rodzic zachowałby się, gdyby dziecko powiedziało mu wprost z dna góry lodowej: przepraszam, jestem tylko dzieckiem i chcę przynależeć, zrób coś, abym mógł poczuć, że do ciebie przynależę i że jestem dla ciebie ważny i że mnie kochasz. A przecież ono swym zachowaniem najczęściej przekazuje taki właśnie komunikat. Reagując złością na zachowanie dziecka, pogłębiamy negatywne przekonanie, które ono w sobie nosi. Dziecko nigdy nam nie opowie o sobie z dna tej góry lodowej, bo ono nie jest tego świadome, co więcej, dorosły również nie jest. Dopiero proces myślenia o tym i refleksji doprowadza nas do prawdy. Jeśli dziecko traci poczucie przynależności, będzie starało się je odzyskać, obierając najczęściej błędne strategie. W PD mówimy o czterech błędnych celach, które obiera dziecko: uwaga, zemsta, władza, brak wiary. Jeśli dziecko stosuje strategię uwagi, to kurczowo trzyma się przekonania, że przynależy tylko wtedy, gdy rodzic zwraca na nie uwagę, nawet jeśli jest to uwaga negatywna. Jest cała masa pomysłów na to, jak reagować na każde z czterech negatywnych przekonań. Warto zastanowić się więc nad tym, na co reaguję: na zachowanie, czy na to, co jest w dziecku głębiej. Zabawa w łamanie kodu jest trudna, ale warta wysiłku!
Czy zdarza się, że pozytywna dyscyplina totalnie nie działa na dziecko?
– PD powinna w pierwszym punkcie zmienić rodzica, pokazać, kiedy rozmawiać, kiedy nie, kiedy odpuścić, w jaki sposób zacząć rozmowę, jak rozmawiać, jak zadawać pytania dziecku; podpowiada, jak być w relacji, jak o nią zadbać. Jeżeli w dorosłym nie ma przekazu miłości, to na nic zdadzą się wszystkie techniki i pomysły. Przekaz miłości urealnia się w mimice, w tonie głosu, w gestach, w przekonaniu, które kształtuje się dziecku, że rodzic jest po jego stronie, że problemy są wspólne, że on go z tym nie zostawi, że wspólnie znajdą rozwiązanie. Jeżeli rodzic z dzieckiem są wciąż po dwóch stronach barykady, to nawet stosując wszystkie narzędzia, sukcesu nie osiągniemy. Miłość, która ma się wydarzać wobec tego wszystkiego, jest najbardziej zmieniająca.
BLANKA WAWRZKOWICZ
Pedagog specjalny, edukatorka pozytywnej dyscypliny, prowadzi profil na Facebooku i instagramie ,,Blanka Wawrzkowicz – w kontakcie”