O czym prowadzi się w Polsce namiętne debaty „polityczne”? Ot, choćby o zdjęciu prezydenta Andrzeja Dudy. Jego kancelaria postanowiła pokazać, jak rozmawia przez telefon z królem Jordanii. Dziennikarz Kamil Dziubka oznajmił, że telefon jest niepodłączony, więc cała sytuacja wygląda „niepoważnie”.
Bite kilka dni spierano się o to w necie. Głos zabrał zastęp dziennikarzy „antyreżimowych”. Atakowano tych, którzy nie chcieli uznać wagi tematu, a wręcz zaprzeczali, jakoby telefon był niepodłączony. Dla szefa Onetu Bartosza Węglarczyka sprawa była jasna: tylko ci, co widzą brak kabla, są prawdziwymi dziennikarzami.
Trudno w to uwierzyć, prawda? W końcu temat przejęły najwyższe kręgi polityczne. Marek Belka, niegdyś premier, dziś europoseł, zadrwił sobie z prezydenta na Twitterze. Prezydent Duda spytał go, czy się nie wstydzi. „Wszyscy się wstydzimy, panie prezydencie” – ochoczo zareagował Donald Tusk, polityk europejski, były premier i były lider PO, dziś troll.
Ostatecznie dowiedziono, że kabel podłącza się do tego telefonu w innym miejscu. Kamil Dziubka przeprosił. Rozliczni uczestnicy debaty, łącznie z Tuskiem, nie przeprosili. Już nawet nie prezydenta, a nas za to, że musieliśmy oglądać żenującą parodię politycznego sporu.
Ale są też tematy poważniejsze. Krystyna Pawłowicz, była posłanka PiS, dziś sędzia TK, obwieściła na Twitterze, bo gdzieżby, że w Leśnej Podkowie doszło do niebywałego incydentu. Rada pedagogiczna tamtejszej podstawówki nakazała traktować pewnego chłopca jako dziewczynkę, zgodnie z wolą jego rodziców. Pomimo oficjalnej przynależności do płci męskiej ma się go nazywać Agnieszką. Pawłowicz się to nie spodobało. Wymieniła z nazwiska dyrektorkę szkoły. Podobno wywołała w ten sposób kontrolę kuratorium.
Panią profesor zaatakowano za to, że napuszcza na dziecko, całą Polskę zachęcając do hejtu. Sprawa wzbudziła moje wątpliwości, bynajmniej nie w jedną stronę. Zwyczaj komentowana wszystkiego przez sędziego TK wydaje mi się czymś w rodzaju choroby. Pani Pawłowicz robi to na dokładkę z taktem słonia, a pisze o sprawach trudnych i delikatnych.
Tym niemniej sprawę owej nieszczęsnej „zmiany płci” (dodajmy, bez żadnej zmiany faktycznej) wywołali rodzice. Przecież trudno ukryć przed innymi uczniami i ich rodzicami, że do chłopca mówi się nagle „Agnieszko”.
Można spytać, czy 10 lat to wiek wystarczający do świadomej decyzji o zmianie płci. I czy jeśli już rodzice fundują coś takiego dziecku, nie powinni mu też zafundować zmiany środowiska. Wątpliwe raczej, aby do tej szkoły przyjeżdżały wycieczki oglądać i hejtować „Agnieszkę”, bo Pawłowicz coś napisała na Twitterze. Za to w lokalnej społeczności wszyscy wiedzą i tak. Mleko już się wylało.
Naturalnie, dyskusja serio była niemożliwa. Wrogowie PiS oskarżali Pawłowicz i chcieli ją stawiać przed sądem. Zwolennicy PiS bronili jako szacownej, Bogu ducha winnej kobiety.
Zdaje się jednak, że historia z Leśnej Podkowy kryje w sobie dodatkowe tajemnice. Czy gdyby tak nie było, sama Pawłowicz wycofałaby się, przeprosiła i skasowała wpis „dla dobra dziecka”? Twierdzi, że dostała „dodatkowe informacje”. Do tej pory nic jej nie przeszkadzało w ferowaniu wyroków – od razu.
To kompletnie różne historie. Tam kompletna bzdurka, choć dająca asumpt do obraźliwych uwag, tu ludzki dramat uwikłany w zmiany cywilizacyjne. Łączy je jedno: końcowe wycofanie się animatora „debaty” i przeprosiny. Ale przecież czekają nas z pewnością kolejne tego typu spektakle. Założę się, że za dzień, dwa.