Intrygujące były słowa Jarosława Kaczyńskiego w sprawie projektu ustawy antyaborcyjnej, którą kilka tygodni temu złożył prezydent Andrzej Duda. Po tym, jak Trybunał Konstytucyjny uznał przesłankę dotyczącą choroby dziecka, jako uzasadnienia przerwania ciąży, za niekonstytucyjną, prezydent zaproponował, by taki czyn był legalny w przypadku, gdy wiedza medyczna mówi, że dziecko nie ma szans na przeżycie poza ciałem matki. To by oznaczało, że na przykład zespół Downa nie byłby uzasadnieniem do aborcji, ale już na przykład nieodwracalne i prowadzące do śmierci zmiany, tak. Pytany o projekt prezydenta przez dziennikarza „Rzeczpospolitej” prezes PiS odpowiedział: „Jest w Sejmie. Trudno mi powiedzieć, czy zdobyłby w tej chwili większość. W naszym klubie jedni będą go krytykować, argumentując, że podważa ten wyrok, drudzy powiedzą, że to za mało, bo lepszy byłby wprost kompromis z 1993 roku. Obawiam się, że trudno byłoby dojść do zgody, bo wszystkie strony tego sporu mają dosyć twarde pozycje”.
To oznacza, że partia rządząca jest w tej sprawie tak podzielona, że nie ma szans, by znalazła się jakakolwiek większość do zmiany przepisów. Nie wiem, czy świadczy to o przywiązaniu posłów PiS do wartości, czy też – choć może to kogoś zaszokować – o ich tchórzostwie. Część prawników bowiem twierdziła, że Trybunał nie powinien się wypowiadać o ustawie aborcyjnej, którą uchwalono w 1993 r., w sytuacji gdy w Sejmie złożono ustawę, która dotyczyła tego samego co skarga do TK. Na przykład sędzia TK Leon Kieres, który nie podpisał się pod wyrokiem z 22 października, argumentował, że w myśl polskiej konstytucji za stanowienie prawa odpowiada Sejm, Trybunał zaś kontroluje, czy przepisy są zgodne z konstytucją. Jeśli więc przepis obowiązywał niemal trzydzieści lat i ani razu w Sejmie nie znalazła się większość, by go zmienić, pisanie skargi do TK jest więc zrzucaniem z siebie odpowiedzialności przez posłów w sprawie, w której posłowie nie mogą dojść do porozumienia.
Nie wiem, czy argumentacja prof. Kieresa jest prawniczo prawidłowa, ale politycznie nie sposób jej odmówić, że dobrze oddaje sytuację. Jest decyzja TK, ale nie ma w Sejmie większości, która zmieniłaby przepisy, choć wielu ekspertów twierdzi, że po wyroku z października obecny stan prawny wymaga doprecyzowania.
Skądinąd to ciekawe, że akurat w sprawie aborcji podziały przebiegają w poprzek zwykłej osi sporu. Nie jest zaskoczeniem, że zwolennikami pełnej legalizacji aborcji okazały się partie lewicowe – SLD, Wiosna i Razem. Tym, co może zaskakiwać, jest to, że zajmująca niegdyś centrum sceny politycznej Platforma Obywatelska przesunęła się na lewo – wśród młodych posłów tej partii trudno by było znaleźć kogoś, kto nie pojawiał się na czarnych protestach tej jesieni. Ale część starszych polityków PO, z byłym przewodniczącym Grzegorzem Schetyną na czele, opowiada zaś się za powrotem do kompromisu i nie chce słyszeć o aborcji na życzenie. Z kolei swoim stosunkiem do aborcji PSL pokazał, że jest partią konserwatywną, której w obecnej konfiguracji bliżej do prawicy niż do coraz bardziej idącej w lewo opozycji.