Trzeba dopiero kontaktu z innymi rodzinami, aby się to przez porównanie rozszerzyło. Zazwyczaj mały członek rodziny domowej penetruje przez znajomości i przyjaźnie podwórkowe inne rodziny, tam poznaje inny świat – też zamknięty – i porównuje swój świat z tym drugim. Wtedy mu się rozszerza głowa i serce. Jeżeli znajdujemy się na tym etapie, to nasze „Ojcze nasz” trochę inaczej brzmi: Ojcze mojego ojca, mojej matki, siostry, brata, wujka, stryjenki, babci itd. Ojcze moich koleżanek i kolegów szkolnych…
Niestety, czasami człowiek bardzo długo zatrzymuje się na poziomie tych bliskich relacji. Powstaje wtedy patriotyzm rodzinny – modlę się tylko o łaski potrzebne dla mego ciasnego kręgu. Jestem wówczas chrześcijaninem z podwórka rodzinnego. Moje „Ojcze nasz” odnosi się zaledwie do niewielkiej gromadki ludzi. Oczywiście, muszą oni odpowiadać pewnym warunkom. Muszą być bardzo przyjemni i dobrzy; lepiej, gdy są piękni, gorzej gdy nie; muszą być ustępliwi i życzliwi, no i muszą mnie kochać. Natomiast niekoniecznie powinni wymagać wzajemności. Wtedy „Ojcze nasz” obejmuje ciasną i wąską rodzinkę „przyjemniaczków”.
Czasami w przypływie wielkoduszności dostanie się do tego towarzystwa mój straszny „wróg”, a ja jestem wtedy wspaniały i modlę się również za takiego wroga. Dobrze mu tak, a ja się za niego na złość pomodlę. „Ojcze nasz” staje się wtedy syczące, trudno się człowiekowi wydobyć z tej otoki.
Książkę można kupić tutaj