Niedzielna Ewangelia jest opowiadaniem o pannach rozsądnych, ale też i o tych, którym rozumu brakło. Co oczywiste, Pan Jezus chwali te pierwsze, panny mądre, zaradne, przewidujące, gotowe w każdej chwili, by wyjść naprzeciw przychodzącego oblubieńca. Ze zrozumiałych względów Pan Jezus nie pochwala postawy pozostałych panien. Tylko przez grzeczność w nowych tłumaczeniach mówi się o nich „nierozsądne”.
Wczytując się wnikliwie w Ewangelię, dochodzimy do wniosku, że Pan Jezus nie skarcił głupich panien za to, że znużone zasnęły. Wszak wszystkie panny nie wytrwały w czuwaniu, mądre też. Skarcił je za to, że całą swoją uwagę skoncentrowały na lampach, a nie wzięły oliwy, dzięki której lampa świeci.
Mądrość tych drugich nie polegała zaś na tym, że wiedziały, o której porze przyjdzie oblubieniec, ale na tym, że nawet nagle przebudzone były gotowe wyjść mu na spotkanie z płonącą lampą.
Zbyt późno nierozsądne panny zdały sobie sprawę z tego, że nie mają oliwy. Oliwy, która w tym przypadku symbolizuje miłość. Nie miłość Boga dla nas – bo tej nigdy nie braknie, ta jest niezmierzona i nieogarniona. Oliwa symbolizuje naszą miłość, czyli to, co powinno stanowić odpowiedź na wielką Bożą Miłość.
Szansy na uratowanie własnej reputacji zaczęły upatrywać w pożyczce. Lecz w odpowiedzi usłyszały radę: „Idźcie do sprzedających”. Bo tej oliwy pożyczyć nie można. W naszej osobistej odpowiedzi na miłość Boga nikt nas nie może zastąpić.
Rada udzielona nierozsądnym pannom brzmi jak gorzki żart, gdyż w momencie paruzji będzie już za późno na dobre czyny. W rzeczywistości jednak wezwanie „Idźcie do sprzedających” skierowane jest do nas, żyjących, którzy jeszcze mamy czas, by czynić dobro. Okazji do zakupu oliwy do lamp mamy bez liku. Możemy ją „kupić” u ubogich, samotnych, bezdomnych, głodnych, pokrzywdzonych przez los, niepełnosprawnych, samotnych matek. Dziś nasze lampy możemy napełnić, niosąc nadzieję zalęknionym i smutnym, zatroskanym o zdrowie własne i swoich bliskich, interesując się losem starszych sąsiadów.
Oliwę do swoich lamp zdobywają też ci, którzy umieją przebaczać, nieść pokój, wyciągać rękę do zgody, którzy posiadają zdolność łagodzenia napięć i sporów. A czynią to wszystko w imię przykazania miłości, które przyniósł światu Oblubieniec.
W tym miejscu należałoby jeszcze zapytać, czy należący do Kościoła słyszą rozlegające się w ciemnościach wołanie: „Oto pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!”. Bóg mówi do nas na różne sposoby, również przez wydarzenia, które są trudne do zaakceptowania, bolesne dla nas i naszej wspólnoty. Czy słyszymy w nich Jego wołanie pośród ciemności? Czy mamy na tyle odwagi, by wyjść Mu naprzeciw, oświetlając drogę sobie i innym lampą pełną miłości zaangażowanej, wytrwałej i wybaczającej?
Przypowieść o pannach to wielkie wołanie o czujność. Pewnie łatwiej czuwać, gdy świątynie tętnią życiem, gdy rodzą się i chętnie są podejmowane nowe inicjatywy pastoralne, gdy na czele wspólnot stoją wymarzeni duszpasterze. Dużo trudniej, gdy wielu odwraca się od Kościoła, gdy traci on autorytet, często na własne życzenie, gdy przestaje być wiarygodny, gdy jest raniony od wewnątrz, gdy brak odwagi, by zadane rany radykalnie leczyć. Można wtedy popaść w zniechęcenie, a nawet bezradność, i nie słyszeć głośnego wołania Oblubieńca. Jakże potrzebne są wtedy zapasy oliwy, które wzmocnią odwagę, wleją nadzieję i oświetlą ciemności! Jezus uczy, że na niespodziewane, na to, co trudne, i na to, co piękne, trzeba być przygotowanym. Człowiek posiadający „zapas” miłości czerpanej z więzi z Panem nie zagubi się w ciemności, gdy nadejdzie to, co trudne. Będzie też umiał w innych podtrzymywać nadzieję i stanie się zaczynem odnowy.