Nie znam cię”. To słowa bolesne i trudne do przyjęcia dla kogoś, kto żył w przeświadczeniu, że środowisko, w którym się obraca, zna go dobrze albo przynajmniej go kojarzy. Ponadto budzą one niepokój i zaburzają poczucie bezpieczeństwa.
„Nie znam was” – te słowa padają w przypowieści o pannach mądrych i nieroztropnych. Jedne i drugie miały prawo oczekiwać, że wejdą na ucztę weselną, bo są znane panu młodemu. Tymczasem udało się to tylko tym pierwszym. Te drugie spotkał wielki zawód. Błędnie uznały, że resztka oliwy im wystarczy i wcale nie muszą robić zapasów. Ogarnięte ciemnością zostały wykluczone z grona uczestników weselnej uczty.
Są tacy, którzy obecną sytuację Kościoła porównują do ciemności. Ludzie wierzący są nierzadko zdezorientowani, czują się zagubieni, przeżywają duchową noc, bo nie wiedzą, co jest prawdą, a co złudzeniem, co jest prawdziwym zagrożeniem dla ich wiary, a co pozornym niebezpieczeństwem. Brakuje oliwy rozeznania, brakuje blasku lamp. Skąd brać to światło? Gdzie szukać oliwy?
Panien nieroztropnych nie zgubił brak dostępu do oliwy. Mogły, wybierając się w drogę, sięgnąć po nią i uzupełnić zapas. Nie zrobiły tego, bo były przekonane, że to, co mają, wystarczy. Życie szybko zweryfikowało ich krótkowzroczne myślenie – okazało się, że w kluczowym momencie, gdy miały wyjść na spotkanie oczekiwanego pana młodego, zabrakło im światła.
Zbytnia pewność siebie, przekonanie, że dobrze znamy drogę, którą idziemy, i znamy sposoby, by osiągnąć cel, są zgubne, bo zamykają oczy na niespodziewane. Może się okazać, że kierując się nabytymi schematami myślenia, określoną wiedzą na temat wyznawanej wiary, a nawet stosując się do jej zasad, nie rozpoznamy Jezusa, gdy przyjdzie. Zabraknie nam oliwy oświecającej duchowe ciemności. Zabraknie nam otwartości na zaskoczenie. Ludzie, którzy nie dopuszczają do siebie myśli, że Bóg przychodzi inaczej, niż to sobie zawsze wyobrażali, dzielą los panien nieroztropnych.
Rozproszenie ciemności potrzebne jest nie tyle po to, byśmy znów poczuli się pewnie i bezpiecznie, ile nade wszystko dlatego, że w mrokach trudno dostrzec Nadchodzącego. Są tacy ludzie, bardzo pobożni i przywiązani do Kościoła, wiernie wypełniający przykazania, którzy mimo to nie spotkali Jezusa i jeszcze trudniej im Go dostrzec, gdy ich horyzont zasnuwa mrok. Zabrakło im oliwy miłości, która rozprasza ciemność i uwrażliwia wzrok na znaki Jego nadejścia. To oni mogą usłyszeć kiedyś: „Nie znam was”. Formalne wypełnianie zasad wiary wcale nie jest gwarancją wejścia na ucztę niebieską, nawet jeśli towarzyszy im wielka gorliwość.
Taką gwarancję daje tylko osobiste spotkanie z Panem i fascynacja Nim, która rozpala nasze lampy jak najcenniejsza oliwa. To dzięki temu, że możemy o Nim powiedzieć: „Znam Go”, a On to samo może powiedzieć o nas, ciemności wiary są rozpraszane i nic nie zakłóca radości spotkania.
Mądrość bowiem nie polega na znajomości reguł, ale na wrażliwości serca i umiejętności pokornego uznania, że nie posiadamy prawdy o Jezusie. Możemy jej tylko wytrwale poszukiwać, oświetleni blaskiem miłości, zapobiegliwie dbając, by nigdy nam jej nie zabrakło.
Przetrwamy kryzys, a ciemności nie zawładną naszymi sercami, by ostatecznie odebrać nadzieję na ucztę, bo Ten, którego wypatrujemy, jest z nami i zna naszą miłość. Przetrwamy, bo potrafimy przyznać, że nie znamy drogi i potrzebujemy światła. Wejdziemy na ucztę, bo wiemy, że nie poznaliśmy jeszcze pełnej prawdy o Jezusie, nie zamykamy Go w schematach i przyzwyczajeniach, ale wypatrujemy Go w mrokach, gotowi na moment spotkania, który zawsze przychodzi – oczekiwany, ale niespodziewany.