Zamiana w meczet świątyni Hagia Sophia – jednej z najsłynniejszych budowli chrześcijańskich – budzi smutek i niepokój. Stambulska perła architektury to miejsce soborów powszechnych, zaś po rozłamie chrześcijaństwa na wschodnie i zachodnie, które tu właśnie w 1054 r. się dokonało, przez kolejne stulecia świątynia była najważniejszym kościołem dla prawosławia. Trwało to do połowy XVI w., kiedy to Turcy podbili Konstantynopol, a Hagia Sophia stała się meczetem. W 1934 r. została przekształcona w muzeum, ale prezydent Edroğan właśnie przywrócił temu miejscu status muzułmańskiego miejsca modlitwy.
Oczywiście jest to przejaw politycznej gry autokratycznego władcy z Zachodem, a pewnie też z całym światem islamu. Już teraz obnażył słabość Zachodu, który – o czym turecki prezydent doskonale wiedział – nie będzie w stanie zmobilizować się przeciwko jego decyzji. Protestują głównie środowiska chrześcijan, zwłaszcza głowy Kościołów prawosławnych. Swój smutek wyraził Franciszek. Słychać tu i ówdzie pojedyncze głosy szefów państw. I na tym się skończy. Islamski „stempel” na świątyni wybudowanej przez chrześcijan i służącej im ponad tysiąć lat staje się faktem. Teraz będą się tu gromadzić muzułmanie.
Decyzja Erdoğana pogorszy relacje chrześcijańsko-muzułmańskie, bo w oczywisty sposób kłóci się z duchem historycznego dokumentu o braterstwie i przeciwko ekstremizmom, jaki w ubiegłym roku podpisali w Abu Zabi papież Franciszek i wielki imam Al-Azhar, Ahmed Al-Tayeb.
Ponadto krok Turcji ponownie wydobędzie umiejętnie przez chrześcijan skrywane (chyba nazbyt wspaniałomyślnie), ale ciągle obecne poczucie żalu, iż we wzajemnych relacjach brakuje symetrii. „Na Zachodzie muzułmanie mogą swobodnie czcić i budować meczety dla ich wspólnego życia. Czy przyłączą się do innych, aby zaapelować do władz tureckich, aby nie podejmowały tego regresywnego kroku w stosunku do Hagia Sophia?” – pyta, jak najbardziej zasadnie, anglikański biskup Michael Nazir-Ali na łamach brytyjskiego „Spectatora”.
Otóż obawiam się, że zachodni muzułmanie nie kiwną w tej sprawie palcem, a ich współbracia w innych częściach świata – tym bardziej. Ale jeszcze smutniejsze jest to, że w obronie statusu Hagii Sophii i przeciwko przekształcaniu jej w meczet niewiele wskórają przywódcy Zachodu, choć wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej oświadczył, że krok Erdoğana zagraża „tolerancji i otwartości Turcji”. Turecki prezydent jednak wie, że na tym się zakończy, bo prawo do wyznawania wiary, zwłaszcza przez chrześcijańskie mniejszości, to nie jest coś, za co unijni przywódcy skłonni byliby umierać. Wie także, że choć dokonuje nieprzyjaznego aktu wobec całego chrześcijańskiego świata, to współbracia na Zachodzie wciąż cieszyć się będą pełnią religijnych swobód. I bardzo dobrze, bo tak powinno być. Ale – wszędzie i dla każdego!
I tak toczą się dzieje. Wiele chrześcijańskich świątyń zamienianych jest na kawiarnie, kluby i biblioteki; jednego roku płonie Notre Dame, w kolejnym Hagia Sophia staje się meczetem. Smutne to dzieje.