Logo Przewdonik Katolicki

Turecka batalia o światowy symbol

Jacek Borkowicz
fot. NurPhoto/Getty Images

Przekształcenie na meczet historycznej bazyliki świat chrześcijański odebrał jako porażkę. Wszystko jednak zależy od politycznego kursu, jaki obierze teraz turecki prezydent.

Od 24 lipca bazylika Hagia Sofia w Stambule, dawnym Konstantynopolu, znowu jest meczetem. Tego dnia, przy błogosławieństwie wielkiego muftiego tureckiej metropolii i w obecności prezydenta Erdoğana, tysiące muzułmanów, zgromadzonych wewnątrz, a także na zewnątrz świątyni, celebrowało ten historyczny moment. W Hagia Sofia islamskie nabożeństwa trwają już od miesiąca, jednak dopiero od teraz dokonuje się to w pełnym majestacie prawa.
Dzień rekonwersji Hagia Sofia na meczet był jednocześnie dniem żałoby w świecie chrześcijańskim, a już szczególnie wśród greckich wyznawców prawosławia, dla których miejsce to, choć utracone przed sześcioma wiekami, nadal jest symbolem wielkości oraz jedności ich wyznania. 24 lipca we wszystkich cerkwiach Grecji oraz w prawosławnych świątyniach greckich wspólnot na Zachodzie zadzwoniły dzwony, które w prawosławnej liturgii odzywają się w czas pogrzebu. Na specjalnym nabożeństwie, odprawionym w soborze w Atenach, metropolita Hieronim „bezbożnym zbezczeszczeniem” nazwał decyzję prezydenta Erdoğana, oddającego Hagia Sofia muzułmanom. Również papież Franciszek, już wcześniej, po wydaniu dekretu o konwersji (co nastąpiło 10 lipca), powiedział, że jest „bardzo zasmucony” tym wydarzeniem.

Matka Boża nad modlącymi się muzułmanami
Historia tego miejsca to historia chrześcijaństwa. Kiedy w 1453 r. sułtan Mehmed II, po zdobyciu stolicy Bizancjum, zamienił w meczet jej największą świątynię, chlubiła się już ona ponadtysiącletnim trwaniem. Wyświęcona została w 537 r. za czasów cesarza Justyniana, który – jak głosi legenda – z dumą oświadczył, iż tym czynem przewyższył chwałę króla Salomona, budowniczego świątyni w Jerozolimie. Pyszne oświadczenie cesarza, choć z ludzkiego punktu widzenia niespecjalnie godne pochwały, nie było pozbawione podstaw. Bazylika Świętej Mądrości – bo tak tłumaczy się z greckiego Hagia Sofia – była na owe czasy najwspanialszym dziełem chrześcijańskiego artyzmu. I pozostała nim przez długie wieki.
Zwiedzającym to miejsce pielgrzymom najbardziej imponowała kopuła, wieńcząca rozległą przestrzeń świątynnego wnętrza. Wiernym zdawało się, że mają nad sobą prawdziwe niebo. Kopuła była też ówczesnym cudem techniki. Ze swoją wysokością ponad 55 metrów przewyższa ona nawet późniejsze o 800 lat sklepienia katedry w Beauvais, najwyższe gotyckie sklepienia na świecie. 
W miejscu gdzie kopuła łączy się z apsydą, znajduje się mozaika z wizerunkiem Teotokos, Matki Bożej z Dzieciątkiem. Patrzącemu z dołu wydaje się niewielka, ale naprawdę ma ponad pięć metrów wysokości. Jej losy są najlepszym dowodem wyjątkowości tego miejsca. Odsłonięto ją w 867 r., prawdopodobnie w miejscu poprzedniej ikony, zniszczonej przez obrazoburców. Wizerunek Teotokos miał zaświadczyć o ostatecznej porażce ikonoklastów, ale także symbolicznie przypieczętować mozolny, kilkuwiekowy okres kształtowania się chrześcijańskiej ortodoksji.
Kiedy sto lat później kopuła runęła na skutek trzęsienia ziemi, mozaika w przedziwny sposób ocalała, porażając swoim pięknem kolejne pokolenia odwiedzających świątynię. Również Mehmed II nie odważył się jej zniszczyć, chociaż islam zabrania przedstawiania wizerunków ludzkich postaci. Przez 300 lat, w okresie największych triumfów osmańskiego imperium, ikona Matki Bożej trwała w górze, ponad klęczącymi sylwetkami wiernych muzułmanów. Zatynkowano ją dopiero około 1750 r., razem z innymi chrześcijańskimi mozaikami widniejącymi do tej pory w Hagia Sofia.
Odsłonił ją w 1933 r. amerykański profesor Thomas Whittemore, który odtąd przez 14 lat przywracał ludzkim oczom ukryte w świątyni wizerunki. Było to możliwe dzięki osobistemu wstawiennictwu u prezydenta Kemala Paszy, zwanego Ojcem Turków (Atatürk), twórcy świeckiego państwa tureckiego. Dekretem Atatürka meczet Aja Sofia (po turecku to samo co Hagia Sofia) w 1934 r. został przekształcony w muzeum. Taki stan rzeczy trwał aż do tej pory, dzięki czemu miliony turystów mogły oglądać ten obiekt dziedzictwa kultury całej ludzkości. 

Zignorowane apele świata
Dekret Erdoğana z 10 lipca uznał dekret Kemala Paszy za bezprawny, czyniąc w ten sposób zadość wieloletnim staraniom wspólnoty muzułmańskiej o odzyskanie świątyni. Wpisuje się on w politykę tureckiego prezydenta, który zerwał ze stuletnim panowaniem „kemalizmu”, kreując się na kontynuatora misji wielkich sułtanów, którzy jednocześnie nosili tytuł kalifów, zwierzchników całej sunnickiej społeczności. Nie przypadkiem Ali Erbasz, obecny wielki mufti Stambułu i całej Turcji, spadkobierca religijnej tradycji osmańskiej, jest u Erdoğana ministrem do spraw religii.
Erdoğan zignorował apele wielu środowisk na świecie, a także w samej Turcji, by korzystając z historycznej sposobności, uczynić byłe muzeum miejscem wspólnej modlitwy muzułmanów oraz chrześcijan. Meczet Hagia Sofia ma od tej pory umacniać narodową tożsamość Turków. To musi budzić niepokój o status tego miejsca, które dotąd, pod muzealnym szyldem, akcentowało wartość Hagia Sofia jako dorobku ogólnoludzkiej kultury. Niepokój ten wyrażany jest także w kręgach należących do kultury islamu. Jednostronną decyzję Erdoğana skrytykował turecki noblista Orhan Pamuk. Z kolei Abdul Chalek Abdullah, świecki uczony z Omanu, ostro potępił wielkiego muftiego własnego kraju za poparcie decyzji Erdoğana, nazywając tureckiego prezydenta „nikczemnym Osmanem”. Oman ma własne doświadczenia z osmańską Turcją, która przez wieki usiłowała narzucić temu krajowi swoją hegemonię, mimo to wypowiedź akademika nacechowana jest cywilną odwagą. O sile nastrojów wojującego islamu na Półwyspie Arabskim świadczy chociażby niedawna wypowiedź emira Szardży, jednego z siedmiu księstw Zjednoczonych Emiratów Arabskich, który domaga się oddania muzułmanom katolickiej katedry w hiszpańskiej Kordobie.

Na powrót miejsce chwalenia Boga
Trzeba jednak przyznać, że decyzja tureckiego prezydenta ma swoje plusy także z punktu widzenia ludzi Zachodu. Hagia Sofia, jako obiekt sztuki, nie przestaje być ogólnie dostępna, co więcej, zwiedzający nie będą już musieli wnosić opłat za muzealne bilety. Nie wolno im tylko przeszkadzać modlącym się, co jest zwyczajem ogólnie przyjętym w świątyniach wszelkich religii. Muszą też przy wejściu zdjąć buty, jak czyni się to w meczetach.
A co z mozaiką Matki Bożej? Ustalono że na czas muzułmańskich nabożeństw będzie ona zasłaniana ruchomym ekranem. Odsłaniać się ją będzie na użytek zwiedzających.
Teraz decydującą kwestią będzie to, jak często muzułmanie będą korzystali z Hagia Sofia jako z meczetu. Jeżeli Erdoğan nadal będzie podkręcał nacjonalistyczną śrubę oraz eskalował konflikt z Zachodem, postara się już o to, by w świątyni nie pozostało wiele miejsca dla „niewiernych”. Jeśli natomiast zechce on złagodzenia konfliktu, rzeczywistość w stambulskiej bazylice nie będzie musiała, na szczęście, potwierdzać obaw sceptyków. W końcu Hagia Sofia na powrót stała się miejscem chwalenia Boga. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki