Czy stratę dziecka da się do czegoś porównać? Czy jest to najtrudniejsze z możliwych doświadczeń?
– Straty dziecka nie sposób porównać do czegokolwiek. Myślę, że w ogóle nie jest łatwo porównywać jakichkolwiek traumatycznych doświadczeń. One zawsze wymagają bardzo indywidualnego podejścia. Jedynie te osoby, które przeżywają daną sytuację, mogą powiedzieć nam, jak trudna jest ona dla nich. Warto więc mocno wsłuchać się w ich opowieść.
Każde odejście boli… Choć śmierć niemowlęcia, niekiedy jeszcze w łonie matki, wydaje się czymś niepojętym. Jak w tym odnaleźć sens i pogodzić się z sytuacją?
– Na pewno strata dziecka jest bardzo dotkliwym doświadczeniem. Jak odnaleźć w nim sens? Towarzysząc rodzicom po stracie, widzę, że jest to bardzo trudne, zwłaszcza na początku. Bo też nie temu służy ten początkowy okres żałoby. Ona ma swoje fazy, które wymagają czasu. Niczego nie można ominąć ani przyspieszyć. Na początku pojawia się niedowierzanie, odrętwienie, oczywiście smutek czy rozpacz, nierzadko również gniew. Naturalnym jest, że – szykując się na rodzicielstwo – nikt nie zakłada takiego scenariusza. On jest wbrew wszystkiemu, stąd taka nienaturalność sytuacji potęguje cierpienie. Gdy pojawia się dziecko, człowiek doświadcza niezwykłej miłości – bezwarunkowej, chroniącej nowe życie. Po odejściu dziecka pozostaje ogromna pustka. Odnalezienie sensu i pogodzenie się z tą sytuacją może przyjść z czasem. Nie oznacza to wcale, że przychodzi zapomnienie. Nikt i nic nie zastąpi dziecka, które odeszło. Ale pozostają inne relacje, które są ważne, wsparcie bliskich osób. Także zakotwiczenie w wierze pomaga i daje poczucie sensu w szerszym wymiarze. Daje taki rodzaj nadziei, która pozwala ujrzeć to, co się wydarzyło, w innej perspektywie.
Jak przeżyć żałobę po śmierci dziecka? W jaki sposób może w tym pomóc odpowiednie podejście bliskich?
– Najbliżsi osoby przeżywającej stratę również muszą odnaleźć się w tej sytuacji. To, co najlepszego można zrobić w tym momencie, to zwykle po prostu towarzyszyć. Brzmi to jak oczywistość, ale wcale nie jest proste. Towarzyszenie, podczas którego nie wybiega się naprzód, nie spieszy się z radami czy pocieszeniami. To także akceptacja smutku, nienakłanianie do „wzięcia się w garść”, do spotkań, „wychodzenia do ludzi”, niezapewnianie, że „wszystko się ułoży”. Nie jest to proste, bowiem w obliczu cierpienia bardzo szybko chcemy ukoić ból, pojawia się niecierpliwość. Próbujemy też radzić sobie z własnym smutkiem, gdy towarzyszymy osobie po stracie. Usłyszałam kiedyś, że jeżeli nie wiemy, co powiedzieć w takiej sytuacji, to najlepiej rzeczywiście nic nie mówić.
Zdarzają się również inne przypadki straty. To sytuacje, gdy rodzice oczekują na narodzenie się dziecka z tak poważnymi wadami rozwojowymi, że dają one szansę na przeżycie najwyżej kilku dni czy nawet godzin. Oni zwykle przeżyli już swoją żałobę w momencie, gdy dowiedzieli się o chorobie dziecka, gdy podjęli decyzję, aby mimo wszystko je urodzić. Cieszą się więc każdą chwilą, którą mogą z nim spędzić, towarzyszą z miłością jego odchodzeniu. Bywa jednak i tak, i jako psychiatra nie mogę tego pominąć, że smutek po stracie dziecka nie mija, lecz utrwala się w postaci depresji. Wówczas nieodzowne staje się włączenie farmakoterapii. Czasem również pojawia się konieczność dłuższej psychoterapii.