Myślimy o tym z niepokojem, ale przecież obecne zawieszenie przynosi też pewne pozytywy. Możemy dzięki nim już teraz spojrzeć w przyszłość z optymizmem, bo dużo wskazuje na to, że będą miały trwały charakter, że z nami zostaną na dłużej. Oby...
Czas wytrącenia z życiowych rutyn zaowocował na przykład możliwością zdecydowanie dłuższego spędzania czasu z rodziną. Oczywiście, nie zawsze jest z tym różowo (zwłaszcza gdy w małym mieszkaniu trzeba zorganizować szkołę online dla gromadki dzieci). Niemniej sądzę, że zintensyfikowane z konieczności życie rodzinne wyjdzie nam na dobre (choć podobno dla części małżeństw to czas trudnej próby).
Co ciekawe, proces odkrywania w rodzinie wartości dotąd niedostrzeganych staje się udziałem także społeczeństw zachodnioeuropejskich. Jak stwierdził niedawno były francuski minister oświaty, filozof Luc Ferry, „rodzina, długo przedstawiana jako miejsce ucisku i najwyższej alienacji, została zrehabilitowana dzięki tragedii koronawirusa”. Eureka! Szkoda tylko, że trzeba było do tego aż pandemii...
Co do polskiego podwórka, to oprócz szansy na docenienie, utrwalenie, a może i odkrycie wartości rodzinnych przez zaaferowanego życiem tatę, zabieganą mamę czy latorośle obecne w domu bardziej ciałem niż duchem, widzę wyraźnie jeszcze inną, konkretną szansę płynącą z czasu pandemii. Wierzę mianowicie, że zaowocuje lepszym kontaktem proboszcza z parafianami. Spójrzmy, przecież ograniczenia sanitarne związane z zarazą spowodowały konieczność zapewnienia transmisji Mszy św. z tysięcy kościołów. I, jak kraj długi i szeroki, w ciągu tygodnia-dwóch, możliwości takie stworzono! Nie chodzi tylko o to, że teraz jest to możliwe, że zbudowano techniczną infrastrukturę do takich operacji i od teraz Msza przez internet to dla proboszcza bułka z masłem. Chodzi o to, że – paradoksalnie – masowy ruch parafialnego internetu zbudował taki rodzaj więzi, której w czasach coniedzielnej rutyny (pewnie obustronnej) po prostu nie było. Może to subiektywne odczucie, ale tak właśnie czuję, wpatrując się w ekran telewizora, by połączyć się z moją świątynią i posłuchać mojego proboszcza. Oczywiście, chciałbym jak najszybciej powrócić do parafialnej świątyni, żeby w pełni uczestniczyć tam w Mszy św. Ale jednocześnie marzy mi się, żeby te łącza pozostały czymś trwałym i, gdy wszystko już powróci do normy, służyły odtąd jakimś nowym celom. Można by zacząć od transmisji parafialnej dyskusji o tym, jak kto przeżył pandemię, o czym myślał, co czytał, jak to wpłynęło na jego rodzinę, wiarę, myślenie o Kościele. W parafialnej salce zmieści się kilkadziesiąt osób, ale przed ekranami pewnie całe setki albo i więcej. Popandemiczny internet mógłby służyć integracji parafii w nowych czasach i budować prawdziwą, a nie teoretyczną jedynie, wspólnotę. Nie rezygnujmy z tych łącz. Niech trwają i owocują.