Logo Przewdonik Katolicki

Do kościołów powrócą inni ludzie

Tomasz Królak
fot. Magdalena Książek

Mija kolejna niedziela – bez Mszy w kościele, bez sakramentalnej Komunii, bez przekazania sobie znaku pokoju w świątyni pełnej ludzi. Dla wielu z nas jest to na pewno trudne doświadczenie. Tym bardziej że dochodzą do tego różne niepokoje: o zdrowie swoje i najbliższych, o pracę, o dochody.

A jednak od początku epidemii towarzyszy mi przekonanie, że ten niepewny czas stwarza jednocześnie szansę na duchową przemianę. Nie, nie tylko w tym znaczeniu, że w strachu padamy na kolana, bo, „jak trwoga, to do Boga”. To prawda, być może nie zyskalibyśmy tej szansy, gdyby nie obecne poczucie niepewności. Czuję jednak, że tu i teraz trwa już pewien niewidzialny proces dojrzewania, który zaowocuje w czasach popandemicznych, pozwalając spojrzeć na świat z właściwej, a przynajmniej właściwszej perspektywy. Spójrzmy: pokoje, w których duchowo uczestniczymy – za pomocą transmisji telewizyjnej czy internetowej – w liturgii mszalnej zmieniają się w małe świątynie. Zaczęliśmy czytać – i co ważne: rozmawiać z najbliższymi o tym, na czym polega komunia św. duchowa, co to jest żal doskonały, jak w czasach epidemii poradzić sobie z wielkanocną spowiedzią. Choć tęsknimy za powrotem do świątyń, to odkryliśmy, że można święcić dzień święty bez „chodzenia” do kościoła i że nie na owym „chodzeniu” zasadza się chrześcijaństwo, lecz na życiu Ewangelią, na praktykowaniu jej poprzez dzieła miłości względem bliźniego. A także, z rzeczy drobnych, że poświęcenia pokarmów może dokonać przy stole głowa domu. Benedykt XVI przypominał, że „chrześcijanin, jeszcze zanim zacznie działać, posiada już bogate i owocne życie wewnętrzne, dane mu w sakramentach chrztu i bierzmowania”. Oto czas, w którym zaczynamy to sobie na nowo uświadamiać.

W niejednym domu – jestem pewien – nasze rozmowy zaczęły dotyczyć spraw, które dotąd pomijaliśmy: sensu życia, choroby, śmierci. Może nie wprost, ale choćby w ten sposób, że komentujemy smutne żniwo pandemii, dotykające bynajmniej nie tylko najstarszych.
Myślę, że doświadczenie, iż obecny czas niejako wymusza głębsze zaangażowanie duchowe człowieka, że go o coś pyta, ku czemuś istotnemu kieruje, łączy dziś wszystkich lub prawie wszystkich ludzi. To jest, jak sądzę, poczucie uniwersalne, niezależnie od tego, czy ktoś jest chrześcijaninem, Żydem, muzułmaninem, czy też wyznaje jakąkolwiek inną religię, a nawet jeśli uważa się za człowieka niereligijnego.

Ten czas dla wszystkich nabrał jakiejś powagi i stał się jakby bardziej cenny. Zaczęliśmy dostrzegać, że jednak jesteśmy śmiertelni, że kiedyś nadejdzie kres, że ten swój los trzeba jednak kuć i przekuć w jakiś sens. To, że początek pandemii w Polsce zbiegł się z okresem Wielkiego Postu, jest czymś niezwykłym i niechaj chrześcijanie mocno wezmą to do serca.
Epidemia wytrąciła nas z różnych rutyn: domowych, rodzinnych, ale też religijnych i duchowych. Owszem, podczas transmisji Mszy puste kościoły robią wstrząsające wrażenie. Ale – jestem pewien – ludzie, którzy do nich kiedyś powrócą, nie będą już tacy sami. Już nie.

 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki