Jak Ksiądz Prymas przeżywa czas odosobnienia?
– Pozostaję w swoim domu. Wszystkie działania duszpasterskie, zgodnie z zaleceniami, odwołaliśmy. Jednocześnie proszę wszystkich, żeby nadal zachowywali się odpowiedzialnie, tak jak już to pokazaliśmy. Żeby przestrzegali zaleceń władz i w ten sposób chronili siebie i innych, zmniejszając skalę rozprzestrzeniania się wirusa.
Trudno jest stać przy ołtarzu w niemal pustym kościele?
– To na pewno jest bardzo konkretna ofiara i po ludzku – bolesna trudność. Mam małą wspólnotę domową, w której odprawiam codziennie Mszę św., zachowując oczywiście wszystkie zasady bezpieczeństwa. Dostrzegam w tym jednak także doświadczenie oczyszczające i pokazujące, jak bardzo wobec takich sytuacji człowiek sam z siebie jest słaby. Nie ma dobrego pomysłu, co zrobić – można tylko zaakceptować to doświadczenie, zaakceptować swoją słabość i rozumieć, że w samotności, w sprawowaniu Mszy w pustym kościele jest miłość. I jest to miłość bardzo konkretna, bo przecież jesteśmy zjednoczeni duchowo, polecamy Bogu intencje chorych, cierpiących, tych, którzy się boją, którzy są samotni. Wszyscy rozumiemy, że ta izolacja nie jest po to, żeby nas rozdzielić, ale jest dla naszego wspólnego dobra. Księża, z którymi rozmawiałem po niedzielnych Mszach – rozmawiamy oczywiście przez telefon – również mówią, że bardzo to przeżywają. Ale mówią też o wiernych, którzy zrozumieli powagę sytuacji, którzy nie napierali na kościoły, którzy zostali w domach. Dla kapłanów jest to także źródło pewnego uspokojenia, kiedy nie muszą nikomu odmawiać wejścia do kościoła. Rozmawiamy też o tym, żeby dzwonili do swoich parafian, zwłaszcza tych starszych i chorych, żeby sprawdzali, co się u nich dzieje, żeby mieli oczy otwarte i zachęcali innych do wzajemnej, zwłaszcza sąsiedzkiej pomocy.
Gdyby nam ktoś opowiadał to rok temu, uznalibyśmy, że to jakiś film katastroficzny: ludzie zamknięci w domach, puste ulice, puste kościoły, wiosna, Wielkanoc – a wszystko w atmosferze pewnej grozy. Wielu będzie mówiło, że Bóg stracił cierpliwość, że nas karze, że to czas apokalipsy. Sprzeciwia się Ksiądz Prymas takiemu myśleniu. Jeśli to nie apokalipsa – to co?
– Wizja apokaliptyczna, powodująca całkowite załamanie relacji, się nie ziszcza choćby dlatego, że – jak widzimy – pozostajemy wspólnotą. Dzięki dostępowi do internetu jesteśmy w stałym kontakcie, dzieci się uczą, dorośli pracują, rozmawiamy ze sobą, poprzez transmisje możemy się wspólnie modlić. Inicjowanych jest wiele oddolnych akcji pomocowych. To bardzo budujące. W wymiarze duchowym również tego załamania nie widać. Jeśli próbujemy odczytywać to, co się dzieje, musimy zauważyć, że przeżywamy właśnie Wielki Post, który wzywa nas do wewnętrznej przemiany, do nawrócenia. Myślę, że dla wielu to wezwanie stało się dziś bardziej słyszalne, wyraźniejsze niż w czasie zwykłego, codziennego biegu.
Jeśli to dostrzeżemy, jeśli będziemy w tym razem, to będzie to dla nas czas wzrastania, a nie panicznego strachu i fałszywych proroctw. Człowiek jest w ręku Boga, a nie ślepych, mściwych sił.
Dowiadujemy się czegoś o sobie w tych trudnych wielkopostnych rekolekcjach? O tym, co jest w nas słabe – i co jest piękne?
– W takich sytuacjach zawsze ujawniają się skrajne cechy i postawy. Z jednej strony widzimy miłość, poświęcenie, wiarę, nadzieję, z drugiej pokusę pogrążenia się w beznadziei, szukania w tym trudnym doświadczeniu rozwiązań „na skróty”, niekiedy wręcz magicznych. To jest niestety stała pokusa człowieka. Kiedy Mojżesz wszedł na Synaj po kamienne tablice z Dekalogiem, po powrocie zastał swój lud czczący złotego cielca. Izraelici uznali, że potrzebują czegoś namacalnego, potrzebują widzialnego bożka, który w zamian za pokłony zapewniłby im bezpieczeństwo i spełnił ich pragnienia. Ta pokusa wciąż w człowieku jest. Tymczasem Bóg jest rzeczywistością, która daleko przekracza wszystko, co sobie możemy po ludzku wyobrazić. Musimy to sobie wzajemnie przypominać i na nowo uświadamiać, musimy zachować czujność i burzyć bałwochwalcze ołtarze bożków, szczególnie wtedy, gdy karmieni lękiem i niepewnością próbujemy, jak Izraelici, szukać łatwych odpowiedzi i rozwiązań.
Dlatego proszę: módlmy się, czytajmy Pismo Święte, czytajmy katechizm, niech to oczyszcza nas samych, niech promieniuje na innych i pomaga nam ze spokojem i ufnością wytrwać w tej trudnej sytuacji.
Oprócz tego, co złe, dowiadujemy się też jednak w tych rekolekcjach tego, co w nas dobre…
– To prawda. Widać to choćby w wielkiej mobilizacji dobra, w ogromnym poruszeniu tak wielu ludzi w kierunku modlitwy. Widać, jak bardzo jej potrzebujemy, że chcemy się na niej jednoczyć mimo zewnętrznych ograniczeń. Tak wielu ludzi każdego dnia uczestniczy w transmitowanych przez media, ale i w internecie Mszach św., modlitwie różańcowej, wielkopostnych nabożeństwach. Jest tych transmisji oczywiście więcej niż zwykle, ale myślę, że jest w nas także więcej świadomości i potrzeby, by przed Bogiem stawać – nie z lęku, ale z zaufaniem i głęboką wiarą. Poruszająca jest również mobilizacja w pomaganiu zwłaszcza ludziom starszym, samotnym i tym, którzy nie mogą opuszczać swoich mieszkań. I tutaj znów internet pomaga się zorganizować. To pobudza nasze serca i zwyczajnie dodaje otuchy.
Wrócimy do starego świata po epidemii – czy ten czas nas zmieni na zawsze?
– Doświadczenie, które przeżywamy, porównać można do tego z Księgi Hioba. Jest ono głębokie i ma moc przeorać ludzkie serca. Czy je przeora? To kropla drąży skałę, a nie jednorazowa wielka fala. Trwalsze są te zmiany, które następują powoli, na skutek wytrwałej pracy. Na pewno jednak to, co się teraz dzieje, w czym wszyscy jesteśmy czy tego chcemy, czy nie, pozostawi w nas ślad i dla wielu może stać się impulsem do głębokiej, wewnętrznej przemiany.
Na Niedzielę Palmową i Wielkanoc przewidywany jest szczyt zachorowań. Co będzie z Wielkanocą?
– Wielkanoc jako wydarzenie pozostaje, nie można przenieść jej na inny termin. Watykan wydał już stosowne regulacje odnośnie do świętowania i celebracji w warunkach pandemii. Nie możemy wykluczyć, że także u nas rygory zostaną jeszcze zaostrzone. Sytuacja co dzień się zmienia i reagujemy na bieżąco, zgodnie z wytycznymi władz. Wiem, że wielu ludzi chciałoby już teraz wiedzieć, co będzie i jak to wszystko będzie wyglądało. Mogę tylko prosić o cierpliwość. Kościół reaguje zgodnie z wytycznymi władz i jeśli nowe decyzje zostaną podjęte, odpowiednie komunikaty niezwłocznie się pojawią.
Penitencjaria Apostolska uznała, że pandemia spełnia warunki „poważnej konieczności”, uprawniającej do absolucji generalnej, czyli rozgrzeszenia grupy wiernych bez indywidualnej spowiedzi. Takie rozwiązanie wprowadził już Episkopat Węgier. Czy to również jest scenariusz dla nas?
– Na razie mamy możliwość korzystania ze spowiedzi usznej, znów przy zachowaniu wszelkich koniecznych środków ostrożności – najlepiej w oddzielnym pomieszczeniu, gdzie spowiednik i penitent mogą być w odległości kilku metrów od siebie. Wiemy jednak, że mimo to wielu ludzi nie będzie mogło skorzystać z Komunii św. w czasie wielkanocnym. Trzeba jednak pamiętać, że okres wielkanocny, w którym zobowiązani jesteśmy do jej przyjęcia, trwa aż do Zesłania Ducha Świętego, czyli w tym roku do 31 maja, a w razie konieczności może on zostać jeszcze przedłużony. Musimy również pamiętać, że nie mając dostępu do spowiedzi, możemy pojednać się z Bogiem w żalu doskonałym. Mówił o tym ostatnio papież Franciszek.
Z absolucją generalną trudność polega na tym, że domaga się ona fizycznej obecności wiernych, a to nie jest dziś wskazane. Pozostanie nam najpewniej uczestnictwo w celebracjach poprzez transmisje i Komunia św. przyjmowana w sposób duchowy. Ufajmy jednak, zachowajmy spokój i nie traćmy nadziei. Ten trudny czas przeminie.