Logo Przewdonik Katolicki

Kościół kontra świat

Monika Białkowska i ks. Henryk Seweryniak
fot. Agnieszka Robakowska/ Robert Woźniak

W zbytnim zbliżeniu wiary i kultury może tkwić niebezpieczeństwo, że świat i tak będzie rwał w swoją stronę

Monika Białkowska: „Kościół nie może czerpać od świata. Według Ewangelii to świat ma czerpać z wielowiekowej tradycji Kościoła”. Takie zdanie mnie uderzyło w jednej z dyskusji i aż sobie przysiadłam z wrażenia, tyle w niej nieprawdy. Aż nie wiem, od czego zacząć. Może od braku wiedzy o tym, jak Kościół się budował? Że bez Arystotelesa, bez greckiej – pogańskiej! – filozofii bylibyśmy dzisiaj w zupełnie innym miejscu?
 
Ks. Henryk Seweryniak: W prywatnej kaplicy papieży na Watykanie są dwa freski, ostatnie, które stworzył Michał Anioł: Męczeństwo św. Piotra i Nawrócenie św. Pawła. Na tym drugim Paweł leży zwalony na ziemię: miał wtedy trzydzieści lat, ale na fresku jest starym człowiekiem. Potężny Chrystus z góry puszcza na niego słup światła i czyni z Pawła nowego człowieka. A koń, z którego Apostoł  spadł, z zadartym ogonem pędzi gdzieś przed siebie. To tak, jakby Michał Anioł chciał nam powiedzieć, że chrześcijaństwo wnosi światło, które odnawia człowieka i pozwala mu przejrzeć. A świat, pokazany jako koń, ucieka w drugą stronę. Być może Michał Anioł, tak jak wcześniej Tertulian, chciał powiedzieć, że w zbytnim zbliżeniu wiary i  kultury może tkwić niebezpieczeństwo, że świat i tak będzie rwał w swoją stronę. Inni, jak już w połowie II wieku św. Justyn, szukali tej bliskości, chcieli wejścia w kulturę i konkretny czas, i zrozumienia chrześcijaństwa tymi kategoriami. Justyn mówił, że ziarna prawdy znajdują się we wszystkich kulturach – trzeba je tylko odkryć, żeby mogły wyrosnąć.
 
MB.: Tu jednak chodzi o coś więcej, niż tylko szukanie okruchów prawdy w kulturach. Chodzi o to, że Kościół budując się najpierw jako wspólnota, a potem instytucja, jako cegieł używał elementów otaczającej go kultury. Gdyby nie było filozofii greckiej, skąd chrześcijańska teologia brałaby pojęcia, którymi się dziś posługujemy jak własnymi?
 
HS:. Ze Starego Testamentu.
 
MB.: To też czerpanie z kultury, która była dookoła, a nie własna twórczość chrześcijaństwa.
 
HS:. Nie musisz mnie do tego przekonywać, że było to czerpanie, więcej, wszczepienie się w nią, jak powie św. Paweł w Liście do Rzymian. Chciałem tylko pokazać, że w Kościele zawsze dochodziło do pewnego napięcia: oto wnosimy coś nowego, stare więc musi obumrzeć.
 
MB.: Paradoks polega na tym, że przeciwnicy „czerpania ze świata” zachwycają się chrześcijańskimi dziełami sztuki, które by nie powstały, gdyby nie były inspirowane sztuką pogańskiej Grecji czy Rzymu. Od Michała Anioła zaczynając. Jest w tym dla mnie jakaś pycha: „My mamy wszystko, cała reszta jest głupia i bez wartości!”. To odmawianie Bogu prawa do przemawiania na różne sposoby.
 
HS:. Zgadzamy się, że przytoczone przez ciebie zdanie jest błędne. Problem ten dotyczy zresztą nie tylko historii, ale też naszego głoszenia Ewangelii tu i teraz. Jak mówię kazania? Czy powtarzam tylko „Jezus cię kocha, uwierz Mu, przyjmij Jezusa” – czy umiem docierać do człowieka, który mnie słucha. Docierać do niego przez świat kultury, przez świat autorów, których on czyta albo nie czyta, ale coś o nich wie, przez świat seriali, które ogląda, imprez sportowych, którymi się fascynuje, świata, w którym uczestniczy przez swoją pracę. To jest problem inkulturacji, która nie powinna polegać ani na schlebianiu złym gustom, ani na tworzeniu intelektualnego dystansu z odbiorcą. Żeby ten na przykład musiał wysłuchiwać  „przykładów” np. z Dostojewskiego, którego kaznodzieja nie czytał. Cały problem leży więc  we współuczestnictwie i w słuchaniu…   
 
MB.: Myślę, że mamy tu problem na poziomie języka. „Słuchać” może oznaczać wsłuchiwanie się albo posłuszeństwo. Jeśli myślimy o posłuszeństwie, automatycznie włącza nam się sprzeciw. A przecież jeśli papież mówi nam o konieczności słuchania ludów z Amazonii, to nie chodzi mu o to, żebyśmy się im podporządkowali i robili wszystko, co one postulują. Chodzi o to, żebyśmy, jeśli chcemy skutecznie nieść tam Ewangelię albo po prostu być braćmi w jednym Kościele, rozumieli sposób, w jaki oni myślą, jak żyją, co jest ich problemem. I to samo dotyczy nas w Polsce, w szkole, w parafii. Jak proboszcz nie będzie z ludźmi rozmawiał, nie będzie ich rozumiał, to będzie powtarzał, że „Pan Jezus was kocha”. Prawda. Ale rzucana w próżnię. Ostatnio jakiś dziewiętnastolatek skarżył mi się, że nikt go dotąd w Kościele nie potraktował poważnie. Bo słyszał tylko, że „Pan Jezus przychodzi do jego serca”, a nikt mu nie wyjaśnił, co się dzieje realnie w czasie przeistoczenia. Jakby nikt nie zauważył, że to dorosły, myślący facet z dużą wiedzą, a nie pięciolatek.
 
HS:. Niedawno słuchałem, jak Tomasz Terlikowski podawał dwie recepty na kryzys wiary, obie – jego zdaniem – nieskuteczne. Pierwsza to duchowość zielonoświątkowa, nastawiona na emocje, ale na której nie da się długo funkcjonować. Druga, to ochrzczona nowoczesność, z której w końcu zostaje tylko nowoczesność. Trzecią i słuszną drogą według niego jest krzyż i zmartwychwstanie.
 
MB.: A co to znaczy? Krzyż i zmartwychwstanie nie są dla współczesnego świata? Ochrzczony ma się ze świata wypisać, zamknąć oczy, uszy, żyć na pustelni?
 
HS:. Użył oczywiście skrótu myślowego. W tej samej dyskusji Marek Jurek mówił, że wobec współczesności powinniśmy dystansować się od problemów. Jego wielką radością było, że potrafiliśmy iść pod prąd i nie ulegliśmy nowoczesności, bo nie przyjmujemy Komunii na rękę.
 
MB.: Czy naprawdę takie rzeczy mają być miarą naszego chrześcijaństwa? To jest Kościół?
Z dokumentu po synodzie o Amazonii nie wyczytaliśmy ani słowa o nawróceniu, o którym mówi cały dokument, a utknęliśmy na jednym zdaniu o viri probati. Nie idziemy z Kościołem. Tam są wielkie wyzwania, wielkie tematy, a my tu mamy małe wojenki, nie mające nic wspólnego z kierunkiem, w którym płynie Kościół prowadzony przez Piotra. I to jest prawdziwe niebezpieczeństwo. Bo nie tylko przestaliśmy słuchać świata – my przestaliśmy słuchać Kościoła. Słuchamy tylko siebie i swoich nostalgii o tym, jak to pięknie nam było. Mamy swój sentymentalny Kościół w Polsce i w nim ocalimy katolicyzm dla całego świata. Tylko nikt nie mówi, że zupełnie nie o to chodzi. Uf, aż mi się ciśnienie podniosło.
 
HS:. A przecież można przeżywać autentyczną radość, kiedy nagle w ustach człowieka, który jest zupełnie inny niż ty, słyszysz słowa, które są ci bliskie. I myślisz: to jest Ewangelia! Czytasz książkę autora dalekiego od chrześcijaństwa, ale fraza za frazą odkrywasz, że to ewangeliczne, choć zupełnie innym, świeżym językiem pisane. Pozostać wiernym. Być solidarnym z tymi, którzy nie mają tego Boga położonego na ręku, ale potrafią o Nim mówić, potrafią o Nim świadczyć – i nie trzeba tu specjalnego języka czy starych, odwiecznych formuł. Czasem wystarcza prostota i piękno gestów. Byle tylko odwagi do spotkania nie zabrakło.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki