Wielu młodych ludzi odbywając podróż w głąb siebie, napotyka na dwie przykre niespodzianki: ciemność i pustka. I choć w pierwszej chwili smakują gorzko, to jednak nie muszą być bolesne. Nie ma we mnie źródła światła. Nie ma! Ot, wszystko. Żadna trauma, żadna rozpacz. Fakt i tyle. Nawet Jan Chrzciciel, największy z narodzonych z niewiast, nie miał w sobie światła. Zauważył to Jan Ewangelista w prologu, jednocześnie ogłaszając: „Światłość w ciemności świeci...”. Wewnętrzne ciemności, mroki są przestrzenią dla prawdziwej światłości. A w jej blasku cała osobowość, najróżniejsze krzyżujące się linie w sercu nabierają barw. W tym świetle odkrywamy nie tylko swą oryginalność i subtelność, ale także przydatność i użyteczność dla innych.
Poczucie pustki jest stanem gotowości, jak puste miejsce przy wigilijnym stole. Jest oczekiwaniem. Jest pragnieniem. To stan, w którym już wiem, że sam sobie nie wystarczę, że nie mogę prowadzić życia na bezludnej wyspie. W minionych dniach we Wrocławiu tysiące młodych ludzi zebranych na Europejskim Spotkaniu modliło się, śpiewając powtarzany hiszpański werset: „W ciemności idziemy w ciemności, do źródeł naszego życia. Tylko pragnienie jest światłem...”. Przeżycie wewnętrznej pustki daje ogromną siłę, rodzi pragnienie obecności nie tylko człowieka, ale także i Tego, który mimo że jest inny, może stać się bardzo bliski, może zamieszkać wśród nas, a dosłownie rozbić namiot między nami. Mimo że nie mamy w sobie źródła światła, możemy jak Jan Chrzciciel zaświadczyć o Jego obecności.
Zarówno poczucie wewnętrznej pustki, jak i ciemności ma w sobie spory potencjał.
Chwila refleksji
Jak swą wewnętrzną ciemność i pustkę zamieniam w pragnienie zewnętrznego światła i czyjeś prostej obecności?