Logo Przewdonik Katolicki

Płacz Kościoła

Agnieszka Pioch-Sławomirska
fot. Associated Press/East News

Łzy kardynała Luisa Tagle podczas watykańskiej konferencji nie uszły uwadze świata. Ale są i te ocierane po cichu przez wszystkich, których boli rana w sercu Kościoła. Tyle że płacz to tylko pewien etap drogi.

Lud Boży oczekuje nie tylko potępień, lecz konkretnych i skutecznych środków zaradczych – mówił papież Franciszek na rozpoczęcie konferencji. To spotkanie było potrzebne, choć tak naprawdę lepiej… żeby się nie odbyło. A raczej: żeby nie musiało się odbywać, żebyśmy nie musieli o tym mówić i pisać, bo nie zdarzyłyby się te wszystkie okropieństwa. Jednak dramat seksualnego wykorzystywania i tuszowania go w Kościele jest faktem i boli także tych, którzy nie doświadczyli tej traumy bezpośrednio.
 
Skrzywdzone dzieci
Od 15. do 28. roku życia była wykorzystywana przez księdza. Trzy razy była z nim w ciąży i trzy razy została zmuszona do dokonania aborcji. Uzależniona od niego ekonomicznie, bita, gdy nie spełniała seksualnych zachcianek. Kobieta pochodząca z Afryki była jedną z pięciu ofiar wykorzystywania przez duchownych pochodzących z pięciu różnych kontynentów, których świadectwo w formie nagranego wcześniej filmu zaprezentowano pierwszego dnia spotkania. Pozostałe cztery to wyznania krzywdzonych mężczyzn – jakby na potwierdzenie danych mówiących o tym, że ponad 80 proc. przypadków nadużyć ma charakter homoseksualny i dotyczy chłopców w okresie adolescencji. Temat homoseksualizmu duchownych nie wybrzmiał podczas watykańskiego spotkania – a szkoda. Ze świadectw wyłania się obraz niezabliźnionych ran, zniszczonego życia i zmowy milczenia, której doświadczyły ofiary. Ale wybrzmiewa też wdzięczność za dostrzeżenie ich cierpienia, pragnienie ocalenia Kościoła i odbudowy jego wiarygodności. 
Mówienie o tym, że ofiary mają być na pierwszym miejscu nie może być tylko sloganem. Ta myśl wybrzmiała podczas konferencji, wybrzmiewa też w licznych komentarzach. Abp Mark Coleridge, przewodniczący australijskiego episkopatu, w homilii podczas Mszy kończącej spotkanie zauważył, że Kościół potrzebuje rewolucji kopernikańskiej, która uzmysłowi biskupom, że ci, którzy byli wykorzystywani, nie krążą wokół Kościoła, lecz Kościół wokół nich. To istotna zmiana perspektywy.
Oczywiście, że wykorzystywanie seksualne dzieci nie zdarza się wyłącznie wśród duchownych. Jednak ta krzywda dotyka szczególnie mocno, i to nie tylko same ofiary. Bo jakim pasterzem dusz jest oprawca? Jak się o nie troszczy, czym karmi? Strach odpowiadać. Płaczemy wszyscy jako dzieci zawiedzione przez duchowych ojców. Ten płacz musi zostać usłyszany, przyjęty i stać się powodem podjęcia konkretnych działań. Bo jeśli nie, to…
 
Będziemy waszymi wrogami
Wystąpienie Valentiny Alazraki, meksykańskiej dziennikarki z ponad 40-letnim doświadczeniem, która przyjaźniła się z Janem Pawłem II i której praca obejmowała pontyfikaty pięciu papieży począwszy od Pawła VI, zostało przez dziennikarzy zgromadzonych w watykańskiej sali prasowej nagrodzone owacją na stojąco. „Możemy być sojusznikami, nie wrogami – mówiła w sobotniej relacji. – Ale jeśli nie zdecydujecie się w sposób radykalny stanąć po stronie matek, rodzin, społeczeństwa obywatelskiego, to macie powód, by bać się nas, ponieważ my, dziennikarze, którzy chcemy dobra wspólnego, będziemy waszymi największymi wrogami”. Dario Menor Torres, hiszpański korespondent w Rzymie, określił wystąpienie Valentiny najlepszym, jakie kiedykolwiek słyszał o komunikacji w Kościele. Mocna krytyka kościelnej hierarchii brzmi jednak sensownie w ustach kogoś, komu leży na sercu dobro Kościoła i społeczeństwa. Jednak słowa Alazraki nie były jakąś tam połajanką, ale raczej ekspresją gniewu podobnego do tego, który kazał Jezusowi wyrzucać handlujących ze świątyni. Ten gniew płynie z głębokiego bólu i jest reakcją na zło.
Valentina jest żoną i matką trojga dzieci. Tak, my rodzice też możemy stać się największymi wrogami – każdego, kto krzywdzi nasze dzieci. I nie chodzi o rzucanie kamieniem, jakbyśmy sami byli bez winy, a nasza miłość do dzieci doskonała – nie i jeszcze raz nie – tylko znów o gniew rodzący się z doświadczenia krzywdy, z dotyku zła, z najgłębszego bólu. Nie chcemy stać po drugiej stronie barykady, wolimy w duchownych widzieć sprzymierzeńców i przyjaciół naszych rodzin – którymi najczęściej jednak przecież są. Ale wobec krzywdy dzieci nigdy nie będziemy obojętni. Płacz Kościoła to też płacz nas rodziców, nie tylko dzieci wykorzystywanych.
 
Zawiedliśmy po drodze
Gest ucałowania przez papieża Franciszka dłoni Marka Lisińskiego z fundacji „Nie lękajcie się” przeszedł już do historii. Co prawda wiarygodność danych zawartych w raporcie na temat nadużyć w polskim Kościele wręczonym papieżowi podważają oświadczeniami kolejne kurie, wytykając manipulacje i popierając to rzeczową argumentacją, a w działalności fundacji widać próby politycznego wykorzystania kryzysu w Kościele. Ale Lisiński był w dzieciństwie wykorzystywany seksualnie przez księdza. I niezależnie od tego, a raczej jakby obok tego, w jaki sposób dochodzi swoich racji, to jemu jako ofierze oddał swym gestem szacunek papież Franciszek.
Uwadze świata nie uszło wzruszenie kard. Luisa Tagle z Filipin, gdy podczas pierwszej relacji mówił o tym, że ukrywanie skandali, by chronić sprawców i instytucję, bardzo zraniło relacje duchownych z tymi, którym mają służyć. „Musimy żałować i robić to razem, ponieważ zawiedliśmy po drodze. Musimy szukać przebaczenia” – mówił z kolei w piątek 22 lutego kard. Oswald Gracias z Indii. Płacz Kościoła to więc również łzy duchownych całego świata, także tych niewinnych, niesłusznie napiętnowanych, skruszonych czasem może bardziej niż sprawcy przestępstw. Czy i oni płaczą? Nie śmiem rozstrzygać.  
 
Łzy oczyszczenia
Płacz Kościoła to jednak nie zawodzenie płaczki, która rozpacza nad wiarygodnością i prawdą, co właśnie umarły. Wierzę, że one nie oddały jeszcze ostatniego tchnienia. Z prawdą – na różnych poziomach – miewamy problemy; uciekamy od niej kąsani lękiem, niechęcią do utraty korzyści, pozycji, opinii, jak pacjenci przed bólem u dentysty albo przed chirurgiem, który musi wykonać cięcie, żeby dotrzeć do chorego wnętrza. Ale tylko stanięcie oko w oko z prawdą daje możliwość przejścia przez oczyszczenie. I Kościół się ostoi. Bramy piekielne go nie przemogą. To Jezus gwarantuje.   

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki