„Mamy do czynienia z ohydnymi przestępstwami, które powinny być wymazane z powierzchni ziemi. Tego żąda wiele ofiar ukrytych w rodzinach i różnych środowiskach naszych społeczeństw” – mówił Franciszek, nie wypierając bynajmniej bolesnej prawdy, że „nieludzkość tego zjawiska na poziomie światowym staje się jeszcze poważniejsza i bardziej skandaliczna w Kościele”. Obrady przewodniczących episkopatów z całego świata i przełożonych generalnych zakonów były szczere i konkretne. Zarówno co do zatrważającej przeszłości, jak w poszukiwaniu naprawdę skutecznych środków prewencyjnych. Do biskupów przemówiły osoby skrzywdzone, a świeccy, w tym dziennikarze, mogli otwarcie powiedzieć, co sądzą o biskupach ukrywających grzechy i przestępstwa duchownych. Wiele ważnych postaci wypowiedziało, z autentycznym przejęciem, słowa wielce zobowiązujące. Dlatego sądzę, że ten szczyt nieodwracalnie zmienia podejście do całego problemu, w jego centrum stawiając pokrzywdzonych, a nie „dobro” instytucji.
Więcej niż słowa
Wymowną uwerturą, która miała miejsce w przeddzień rozpoczęcia spotkania, było krótkie spotkanie Franciszka z szefem polskiej fundacji „Nie lękajcie się”, który wręczył papieżowi raport o polskich przypadkach wykorzystywania seksualnego małoletnich przez księży. Ale najważniejszy był wymowny gest papieża, który ucałował dłoń Marka Lisińskiego. Okazując najwyższy szacunek, Franciszek pokazał wszystkim duchownym właściwy sposób odnoszenia się do skrzywdzonych przez tych, od których w pierwszym rzędzie wymaga się życia zgodnie z Ewangelią. Niewiele zmienia fakt, że kolejne kurie zgłaszają zastrzeżenia wobec niektórych zapisów raportu, jak i to, że stworzono go przy udziale polityków usiłujących budować swoją pozycję na kontrowaniu Kościoła. Najważniejsza jest prawda: a więc to, że do takich przypadków dochodziło, zaś skrzywdzeni zazwyczaj nie zyskiwali należytego wsparcia w strukturach Kościoła. Co zresztą dotyczy sytuacji w całym świecie.
Grzech struktur
O tym, że przez dziesięciolecia władze kościelne nie reagowały w odpowiedni sposób, mówiło otwarcie wielu uczestników szczytu. Może najdobitniej na zaniedbania kościelnych struktur zwracał uwagę kard. Reinhard Marx, przyznając otwarcie, że administracja utrudniała, dyskredytowała i uniemożliwiała wypełnienie misji Kościoła: „Akta, które miały dokumentować straszliwe czyny i wskazać nazwiska odpowiedzialnych za nie, zostały zniszczone lub nigdy nie powstały. To nie sprawcy, ale ofiary były ograniczane i milczały. Określone procedury i procesy ścigania przestępstw celowo nie były wdrażane, lecz anulowane lub uchylane. Prawa ofiar były deptane i zdane na samowolę jednostek. Sankcjonowano nie sprawców, lecz ofiary, zmuszając je do milczenia. Wszystko to stoi w rażącej sprzeczności z tym, co Kościół powinien wspierać”. Ta wypowiedź, według mnie jedna z najważniejszych prowadzi do kolejnego, dramatycznego wniosku, a mianowicie, że zaniechania struktur nie tylko uniemożliwiły właściwe potraktowanie zarówno sprawców, jak i ofiar seksualnego wyzysku, ale też umożliwiły kolejne akty przestępstwa i grzechu. To bardzo poważnie obciąża struktury Kościoła, co trzeba jasno powiedzieć. Czy jednak w całym Kościele istnieje, nawet teraz, po szczycie, wystarczająca świadomość, że zło wykorzystania, w jakże wielu przypadkach, zostało niejako zdublowane przez karygodne zaniedbania? Tu nasuwa się kolejna uwaga: owszem, dożyliśmy czasu, w którym o sprawie mówi się jasno i jasno potępia te straszne czyny. Dla ofiar jest to szansa, że zostaną uzdrowione i wyleczone; dla wszystkich nieletnich – większa niż dotąd nadzieja, że nie zostaną wykorzystane seksualnie. No dobrze, a co z ofiarami minionych dziesięcioleci, co z nieżyjącymi już księżmi, którym włos z głowy nie spadł?
Siła świeckich
Bardzo ważne wydały mi się głosy wskazujące na konieczność włączenia świeckich zarówno w profilaktykę ujawniania przypadków wykorzystywania, jak i pomocy ofiarom. Mówił o tym metropolita Chicago kard. Blase Cupich. O tym, jak ważna mogłaby być pomoc świeckich we wszechstronnej pomocy skrzywdzonym, mówiła KAI Magdalena Frąckowiak, jedyna Polka, która ukończyła kurs poświęcony ochronie dzieci, organizowany przez Centrum Ochrony Dziecka przy Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Jej zdaniem „obecność osoby świeckiej, zwłaszcza kobiety, jako pierwszego kontaktu, jest bardzo ważna także dlatego, że ktoś, kto doświadczył przemocy ze strony księdza, często nie jest w stanie pójść do kolejnego księdza, by o tym opowiedzieć”. Ważne wydaje się spostrzeżenie ekspertki, że Kościół w Polsce musi jeszcze bardziej zaufać świeckim profesjonalistom.
Sądzę, że maksymalne, na ile to tylko możliwe z punktu widzenia prawa kanonicznego, dopuszczenie świeckich ekspertów (psychologów, prawników, seksuologów) do kościelnych procesów wyjaśniania przypadków wykorzystywania jest czymś niezbędnym. Po pierwsze, dopuszczenie do rozpatrywanych takich spraw profesjonalistów różnych dziedzin przyczyniłoby się do skuteczniejszego rozwiązania problemów. Po drugie, wzbogaciło ekspertów w doświadczenia, które można byłoby wykorzystywać w dziele prewencji także poza środowiskami Kościoła. Po trzecie, wzmocniłoby wiarygodność całego Kościoła, dowodząc, że nie chowa on problemu we własnych szeregach i że naprawdę pragnie odnowy, co nie jest dziś w świecie przekonaniem zbyt powszechnym.
Wrogie media?
Nie było, na szczęście, prób wmawiania sobie i otoczeniu, że przypadki seksualnych przestępstw w Kościele to wymysł mediów. Przeciwnie, pojawiały się takie, które dostrzegały w nich sprzymierzeńca w walce o czystość Kościoła. Nie sposób przeoczyć mocnego i rzeczowego głosu doświadczonej meksykańskiej watykanistki Valentiny Alazraki, która relacjonowała pontyfikaty pięciu papieży, towarzysząc im w pięćdziesięciu podróżach. Zapewniła ona biskupów i przełożonych zakonnych, że dziennikarze będą pomagać im w znajdowaniu złych jabłek i w przezwyciężaniu oporu wobec oddzielania ich od zdrowych. „Ale jeśli nie zdecydujecie się w sposób radykalny stanąć po stronie dzieci, matek, rodzin, społeczeństwa obywatelskiego, to macie powód, by bać się nas, ponieważ my, dziennikarze, którzy chcemy dobra wspólnego, będziemy waszymi najgorszymi wrogami” – przestrzegła Meksykanka. Przywołała słowa Benedykta XVI, że „największe prześladowania Kościoła pochodzą nie od wrogów zewnętrznych, ale rodzą się z grzechu w jego wnętrzu”.
Dla świata
Bardzo ważne jest, by na watykańskie spotkanie spojrzeć szeroko, to znaczy nie tylko jako na próbę samooczyszczania Kościoła, lecz wkład w działania na rzecz walki z pedofilią w całym świecie. Wspominał o tym np. kard. Marx, mówił na ten temat w przemówieniu końcowym także sam Franciszek, powołując się na przerażające statystyki ONZ. Nie, to nie jest odciąganie uwagi od zła, które dotknęło Kościół. To zwrócenie uwagi na wciąż nie dość uświadamianą prawdę, że Kościół nie jest „matecznikiem” pedofilii. I choć w Kościele, z uwagi na jego misję, jest ona podwójnie odrażająca i porażająca, to zbrodnia wykorzystywania seksualnego dzieci obecna jest we wszystkich środowiskach. Czas więc skończyć ze strzelaniem do jednej tarczy, trzeba zacząć zwalczać zło, gdziekolwiek daje ono o sobie znać. Inaczej można będzie podejrzewać, że wcale nie chodzi o dobro dzieci, lecz o okładanie Kościoła. Dotyczy to także polskich realiów.
Tymczasem czekamy na zapowiadane podczas szczytu praktyczne vademecum Stolicy Apostolskiej, precyzujące postępowanie biskupów i przełożonych zakonnych wobec przypadku seksualnego wykorzystania osoby nieletniej. Podsumowując spotkanie, o. Adam Żak, koordynator Episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży, wyrażał nadzieję, że „zero tolerancji” nie będzie sloganem, lecz bezwzględnie realizowaną praktyką oraz że zapanuje „kultura przejrzystości”. Myślę, że watykański szczyt wzmocnił zdrowe pragnienie odnowy Kościoła na tyle, że proces ten już nie wyhamuje. Nawet gdyby ktoś usiłował odwrócić jego bieg.