Oczywiście nowojorskie przepisy pozwalają na aborcję pod pewnymi warunkami, ale jak mówi nam prezes Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia Jakub Bałtroszewicz, do tych kryteriów można podchodzić dosyć swobodnie. Dlaczego? W uzasadnieniu prawa do aborcji nie znajdziemy już tutaj powoływania się na „zagrożenie życia” matki (przy okazji proszę pamiętać, że w takiej sytuacji postawa pro life wcale nie oznacza, że nie ratuje się kobiety w ciąży – podejmuje się wszystkie niezbędne działania, licząc się jednak z tym, że ich najtragiczniejszym skutkiem może być śmierć dziecka). Zamiast tego mamy zapis o „zapewnieniu zdrowia i bezpieczeństwa matki”. Według Jakuba Bałtroszewicza taki zapis prawny otwiera nieograniczone możliwości interpretacyjne i w praktyce możliwość zabicia każdego dziecka do końca ciąży – wystarczy, że matka powie np., że źle się czuje z zaawansowaną ciążą lub że jest psychicznie niegotowa. To jest ten moment, kiedy należy zadać sobie pytanie, w którym miejscu jesteśmy i dokąd zmierzamy.
Kilka tygodni temu głośno było o wypowiedzi francuskiego polityka, założyciela Partii Zielonych. Mówiąc o sposobach rozwiązania kryzysu migracyjnego, Yves Cochet powiedział, że „ograniczenie rozrodczości, ograniczenie liczby urodzin pozwoliłoby lepiej przyjąć migrantów, którzy stukają do naszych drzwi”. To oczywiste, że uchodźcom, którzy w Europie szukają ratunku przed zagrożeniem zdrowia, a nawet życia, musimy pomagać. Ale to ma być pomysł na taką pomoc?
Napisaliśmy na naszej okładce o schyłku cywilizacji. To mocne słowa, ale dziś w tej sprawie nie można mówić inaczej. I nie ma co się uspokajać, że Nowy Jork czy nawet Francja to daleko od nas, a u nas takie rzeczy się nie dzieją i dziać się nie będą. Granica tego, co stało się dopuszczalne, przesuwa się coraz bardziej. W końcu także w Polsce nie brakuje środowisk walczących o to, by aborcja „na żądanie” stała się prawem kobiet (sic!). W tej konfrontacji nie można być obojętnym. To jest ten moment, który powinien nas do tego przekonać.