Senat stanu Nowy Jork przyjął ustawę, która pozwala zabić dziecko nawet w 9. miesiącu ciąży. Starcie cywilizacji życia z cywilizacją śmierci weszło w apogeum?
– Podpisanie ustawy „Reproductive Health Act” jest przerażające. W stanie Nowy Jork próbowano ją procedować przez ostatnich dziesięć lat. Bezskutecznie. Do momentu aż w listopadzie ubiegłego roku demokraci w obu izbach stanowych uzyskali większość. Ciekawe jest to, jak próbuje się ją motywować. Gubernator stanu Andrew Cuomo w przemówieniu po podpisaniu ustawy utożsamił prawo do decydowania o zabijaniu dziecka do 9. miesiąca ciąży z prawem kobiet do wolności.
Przy czym, wbrew temu, co twierdzi wiele mediów, ustawa umożliwia abortowanie niemal każdego dziecka.
– Przekaz o „wyjątkowych wypadkach” jest próbą intelektualnego rozmiękczenia i przyzwyczajenia opinii publicznej do kolejnego przesunięcia granic. Aborcja dziecka, bez względu na to, w którym tygodniu i z jakich przyczyn, pozostaje zabójstwem. Uściślając: w ustawie z Nowego Jorku zapisano, że aborcja jest dopuszczalna do 24. tygodnia ciąży na życzenie, natomiast okres ten może być przedłużony do 9. miesiąca to insure health and safety of the mother, czyli „by zapewnić zdrowie i bezpieczeństwo matki”. Nie używa się tutaj już sformułowania „zagrożenie życia”, stosowanego w prawie aborcyjnym do tej pory, lecz nowe sformułowanie, które pozwala, by matka jako uznawany powód aborcji podała np. to, że źle się czuje z zaawansowaną ciążą lub że jest psychicznie niegotowa. Taki zapis prawny otwiera nieograniczone możliwości interpretacyjne i w praktyce możliwość zabicia każdego dziecka do końca ciąży.
Kolejnym groźną konsekwencją jest to, że ustawa w sposób bezpośredni redefiniuje, kto jest człowiekiem. Z jej wytycznych wynika, że człowiekiem jest ten, kto się urodził. Natomiast odbiera prawo do bycia człowiekiem temu, kto się nie urodził.
Przez dziesięciolecia zabiegaliśmy o to, by wprowadzono w prawie pojęcie dobra dziecka, dotyczące także okresu przed narodzeniem. Stało się to m.in. w Konwencji o prawach dziecka ONZ. Tymczasem w ustawie „Reproductive Health Act” robimy wyraźny krok wstecz.
– To pokazuje, że ustanowione prawo może opisywać rzeczywistość, a równocześnie nie mieć z nią nic wspólnego. Zwróćmy uwagę, że w tych samych Stanach Zjednoczonych, gdy morderca zastrzeli matkę w ciąży, otrzymuje karę za zabójstwo dwojga ludzi, natomiast gdy lekarz dokona aborcji przez częściowe urodzenie dziecka, prawo twierdzi, że wszystko jest w porządku. Definiowanie kogoś jako człowieka idzie w tej ustawie jeszcze dalej: zależy od tego, czy jego przyjścia na świat chciał drugi człowiek. Jeśli matka go chciała, to jest człowiekiem, natomiast jeśli matka go nie chciała, to człowiekiem nie jest.
A jeśli „dwie mamy” chciały doświadczyć, jak to jest być w ciąży, jak to było rok temu z Ashleigh i Bliss Coulter z Teksasu, naraża się zdrowie i życie tego „chcianego” człowieka dla czyjegoś kaprysu.
– Jeśli traktujemy człowieka przedmiotowo, to nie ma zasad i wszystko wolno. Skoro dopuszczamy bezduszne majstrowanie nim w łonie matki bez ważnych powodów czy możliwość jego zabicia do 9. miesiąca ciąży włącznie, to powstaje pytanie: dlaczego nie przyjąć prawa do aborcji postnatalnej, czyli po urodzeniu? Na przykład dlatego, że okazało się, że dziecko w nocy za bardzo płacze. Peter Singer, popularny w kręgach anglosaskich etyk z tytułem profesora, wprost postuluje mordowanie dzieci we wczesnym stadium po narodzinach, jeśli ich najbliżsi nie życzą sobie ich istnienia. Określa też, kiedy dokładnie dziecko staje się człowiekiem, umieszczając ten okres pomiędzy drugim a czwartym rokiem życia.
To szokujące.
– Dziś wydaje się to szokujące, ale niestety jest to możliwe. Spójrzmy na Irlandię, gdzie do 1995 r. prawo nie dopuszczało rozwodów. Wystarczyło nie sto lat, lecz jedno pokolenie, by to prawo drastycznie zmienić. Rozpady małżeństw stały się w Irlandii poważnym problemem.
Kolejna przerażająca rzecz: według ustawy z Nowego Jorku do tego, by dokonać aborcji, nie jest już konieczna obecność lekarza. Może jej dokonać pielęgniarka czy położna. W praktyce oznacza to, że wiele osób niebędących lekarzami może otworzyć firmę aborcyjną.
Po to, by dostęp do aborcji był jeszcze bardziej ułatwiony.
– A to wszystko w Stanach Zjednoczonych i w rozmaitych organach i raportach w Parlamencie Europejskim dzieje się pod płaszczykiem walki o prawa człowieka i demokrację. Aborcję definiuje się nawet wprost: jako wyznacznik i konieczny element państwa demokratycznego.
Te dwa terminy zostały ze sobą powiązane: jeśli jesteś demokratą, to popierasz prawo do aborcji. Jak to wygląda w najnowszym raporcie Światowej Organizacji Zdrowia (WHO)?
– W raporcie podsumowującym WHO, wydawanym każdego roku w styczniu, aborcja jest jednym z głównych tematów. Nie nakarmienie głodnych dzieci w Afryce, nie dostęp do czystej wody czy szczepionek, lecz dostępność aborcji urasta do rangi kluczowego problemu. Tegoroczny raport postuluje jeszcze szerszy dostęp do aborcji, a z jego retoryki można by wywnioskować, że jeśli mielibyśmy nieograniczone prawo do niej, to na świecie zapanowałby stan doskonałej i wiecznej szczęśliwości.
Przy czym argumenty za tą tezą są dosyć pokrętne.
– Prawo do życia jest tu zrównywane z prawem do aborcji. „Jeśli pozbawisz kobietę prawa do aborcji, to ograniczysz jej wolność, a więc – ograniczysz jej prawo do życia”. W sensie intelektualnym to jest taki majstersztyk, że można usiąść i płakać.
A prawo do życia nienarodzonych?
– Nie jest brane pod uwagę. Nawet z tego choćby powodu, że mniej więcej połowa zabijanych to przecież także kobiety, którym w sposób bezpośredni zabiera się prawo do życia.
Co ciekawe: ze słów, jakich używa się w prawodawstwie, opisując ciążę, coraz częściej wynika, że nie jest to już „stan błogosławiony”, lecz zagrożenie. Czyli: dziecko staje się dla kobiety zagrożeniem. I to jest kuriozum, także dlatego, że tego typu jaskrawych przerysowań nie dostrzegam w innych aspektach polityki.
To jest moment, w którym chyba trzeba zadać sobie pytanie o przyszłość tak zarządzanych państw i narodów.
– W którymś momencie pojawi się problem, czy będą istnieć, czy też nie. Skupiając się już tylko na argumentach ekonomicznych: w interesie państwa jest doceniać macierzyństwo przez przyjazne dla życia prawo i odpowiednie programy. Zwłaszcza w dobie niżu demograficznego, który wkrótce przyniesie katastrofalne skutki dla gospodarki i poziomu życia. Tymczasem w unijnych programach „Strategia Lizbońska” czy „Strategia Europa 2020” oraz w „Celach Barcelońskich” Rady Europy jako środek zaradczy przedstawia się – paradoksalnie – kierowanie matek po porodzie jak najszybciej do pracy i sprowadzanie obcych cywilizacyjnie pracowników. Natomiast własnym obywatelom umożliwia się depopulację.
Może jednak jest jakaś nadzieja. W styczniowym Marszu dla Życia ulicami Waszyngtonu przeszło 200, a może nawet 300 tys. osób, a prezydent Donald Trump blokuje część działań aborcyjnych. Czy uważa Pan, że proaborcyjny prąd można zatrzymać?
– Rzeczywiście w Stanach Zjednoczonych pojawiają się symptomy, które pokazują, że kraj ma szansę ukierunkować politykę w jakiejś mierze na życie. Ludzie chcą promować prawo do życia. Optymistyczne jest to, że obecnie w Sądzie Najwyższym przewagę mają osoby pro-life, a jeśli sędzia Ruth Ginsburg odejdzie na emeryturę, prezydent Trump będzie mógł jeszcze jedno miejsce obsadzić sędzią o takiej postawie. Istnieje więc szansa, że w przyszłości zostanie obalony na poziomie federalnym uwłaczający wyrok Sądu Najwyższego z 1973 r. Roe przeciw Wade, który umożliwił aborcję na żądanie w całych Stanach Zjednoczonych. Równocześnie trzeba jednak pamiętać, że poszczególne stany w USA mają taką autonomię prawną, że mogą iść dalej niż obowiązujący wyrok Sądu Najwyższego.
Tak jak teraz pokazuje to Nowy Jork.
– Dokładnie. Niepokoi mnie też coraz bardziej agresywna retoryka aborcyjna w Parlamencie Europejskim. Pamiętam, że jeszcze w poprzedniej kadencji, gdy rozpoczynałem swoją działalność, w narracji stawiano przede wszystkim na prawa kobiety. Dziś dochodzi retoryka, według której aborcja jest swego rodzaju oczywistością, a wejście w polemikę na ten temat pozbawia prawa uczestnictwa w dyskursie politycznym.
Co można w tej sprawie zrobić?
– Oczywiście zabiegać o zmianę prawa na każdym jego poziomie, tak jak robią to agendy pro-life w Unii Europejskiej, obywatele organizujący i podpisujący petycje i w inny dopuszczalny moralnie sposób okazujący swój sprzeciw. Te działania są potrzebne także po to, by podtrzymywać zdroworozsądkowy sposób myślenia.
A jak możemy zadziałać w swoich środowiskach, by efektywnie promować życie?
– Działania propagujące cywilizację śmierci wynikają ze sposobu myślenia jednostek. Dlatego uważam, że kluczowe i fundamentalne jest uczenie się nawzajem odpowiedzialności.
Weźmy taki przykład: media informują, że kierowca zabił kogoś, jadąc zbyt szybko, ale ponieważ był dobrze sytuowany, prawnicy go wybronili, stąd wielu z nas wydaje się, że jeśli mam pieniądze, to nie muszę brać na siebie odpowiedzialności. I dalej: w ogólnie aprobowanej kulturze coraz bardziej akceptujemy, że mężczyzna, który spłodził dziecko, nie musi brać za nie odpowiedzialności. Może je zostawić, nie musi płacić alimentów…
Budujemy kulturę, która ułatwia nam poczucie bezkarności.
– A młodzi ludzie wchodzą w życie z przekonaniem, że jeśli będę mieli mocne plecy, to nic im się w życiu nie stanie.
Dlatego zachęcam, by pokazywać i pozwalać doświadczyć, że poglądy, idee i czyny mają swoje konsekwencje. Zamiast obojętności („mnie to nie dotyczy”, „ja mam swoje zmartwienia”) propagować postawę prospołeczną i proobywatelską, zgodnie z którą szacunek do życia człowieka dotyczy każdego. Jeśli ktoś z naszego środowiska nie chce tego przyjąć z przyczyn moralnych, to zaproponowałbym mu przyjęcie tego chociaż z trywialnej przyczyny: jeśli dziś pozbawia się życia dzieci w łonach matek, jutro mogą go być pozbawiani ludzie starzy, czyli w przyszłości także on.
Chodzi Panu o taką społeczną edukację, która umożliwi nam ponownie właściwe ocenianie danego działania.
– Tak. Ważne jest, by uczyć na przykład, że odpowiedzialność mężczyzn za poczęte dziecko nie jest mniejsza od odpowiedzialności kobiet. Podczas gdy kobieta pozostawiona sama sobie może – pod wpływem emocji i hormonów – chcieć dokonać aborcji, bo jest to taki krzyk rozpaczy, mężczyzna jest tak skonstruowany, że potrafi dać oparcie. Ale tylko mężczyzna, który jest odpowiedzialnym dorosłym, a nie Piotrusiem Panem, nie pozwoliłby wysłać córki czy syna na śmierć. Dlatego poczęcie dziecka to jest moment, w którym nie można ugruntowywać się w swojej niedojrzałości, lecz trzeba stanąć na wysokości zadania.
Zatem dobrze, by młodych ludzi od dziecka uczyć odpowiedzialności i szacunku do kobiet.
– Nie tylko uczyć, ale też dawać przykład.
Często słyszy się, że kobieta, która oddała dziecko do okna życia, to wyrodna matka. Natomiast kobieta, która je usunęła, bo „ma zbyt małe mieszkanie”, obdarzana jest społecznym zrozumieniem.
– To straszne. Z jednej potępić matkę, która czyni rzecz piękną, bo skoro sama nie jest gotowa przyjąć dziecka, ocala jego życie i oddaje je osobom, które będą je kochać, z drugiej – pochwalać tę, która pozbawia życia. Mówienie o tym we wspomniany przez Panią sposób to przewrotny zabieg, który buduje przewrotne podejście do moralności. Prostujmy takie przekazy. Przekazujmy też wiedzę bioetyczną, która w sposób naukowy wyjaśnia, czym w rzeczywistości jest dany czyn.
Dobry pomysł miała archidiecezja częstochowska, która przyjęła bioetykę jako standard przygotowania młodych ludzi do zawarciem sakramentu małżeństwa, z podręcznikiem, który jest oparty nie na ideologii, lecz na argumentach naukowych [więcej na https://jedenznas.pl/o-fundacji/przewodnik-bioetyka-dla-mlodych/ – od red.]. Gdyby inne diecezje poszły za tym przykładem, mogłoby to być jedno z rozwiązań, które przyniesie dobre efekty.
Podsumujmy: kształtowanie odpowiedzialności i szacunku, umiejętność właściwej oceny moralnej czynów oraz propagowanie wiedzy bioetycznej to nasze zadania.
– I obowiązki. Bo de facto jako cywilizacja zachodnia nie mamy alternatywy. Przypomina mi się serial Opowieść podręcznej, który pokazuje Stany Zjednoczone w niedalekiej przyszłości. Państwo upadło, ponieważ większość ludzi stała się bezpłodna i przestała rodzić dzieci. Te kobiety, które pozostały płodne, zostały porwane przez sektę, przebrane w habity i zmuszone do wydawania na świat potomka po potomku. Ten film prosto i obrazowo pokazuje, że jeśli w porę nie uszanujemy życia na każdym etapie, to przepadniemy jako cywilizacja, tak jak stało się to choćby ze starożytnym Cesarstwem Rzymskim. Takie wnioski nie mają nic wspólnego z poglądami – czy to liberalnymi, czy religijnymi. To twarda konsekwencja naszych obecnych wyborów.
--------
Jakub Bałtroszewicz
Sekretarz Generalny Europejskiej Federacji dla Życia i Godności Człowieka ONE OF US, zrzeszającej 44 organizacje z ponad 20 krajów Europy. Prezes Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia i Fundacji JEDEN Z NAS, prowadzącej portal www.jedenznas.pl i pierwszą w Polsce Poradnię Bioetyczną (www.poradniabioetyczna.pl)