Osiem zadań
Według psychologa Erika Eriksona każdy z nas przechodzi przez osiem kryzysów w życiu, niekoniecznie rozumianych jako coś negatywnego. Są to po prostu ważne zadania rozwojowe. Ich konstruktywne przeżycie sprzyja przechodzeniu do następnego etapu życia w zdrowiu psychicznym.
W pierwszym roku życia główne zadanie to zbudowanie poczucia bezpieczeństwa w momencie, gdy jesteśmy totalnie zależni od opiekunów. Wczesne dzieciństwo to moment testowania swojej skuteczności, okres przedszkolny to pełne inicjatywy poznawanie świata i innych punktów widzenia. Wiek szkolny oznacza zdobywanie poczucia zaradności np. poprzez naukę i rozwój zainteresowań, a okres dojrzewania to odkrywanie tożsamości, swoich wartości, podejmowanie decyzji (wybór szkoły, studiów). Wczesna dorosłość (20–40 lat) to czas budowania satysfakcjonującego związku z bliską osobą, czas stabilizacji i troski o innych, np. dzieci. Brak poczucia więzi z ludźmi czy niechęć do otwierania się i zbliżania może rodzić na tym etapie izolację i niezrozumienie. A jednocześnie w tym momencie powinniśmy dzięki poprzednim etapom rozwojowym zdobyć poczucie bezpieczeństwa i zaufania do świata, wiarę we własne umiejętności oraz świadomość swoich wartości.
Co zatem dzieje się po tej przysłowiowej czterdziestce? Według Eriksona główny konflikt tutaj to twórczość/płodność kontra stagnacja. Na tym etapie ludzie mają potrzebę stworzenia czegoś, co przetrwa ich samych – niektórzy rozwijają się w rodzicielstwie, inni w pracy lub dzieleniem się swoim doświadczeniem z innymi. Jeśli człowiek nie widzi możliwości tworzenia czegoś ważnego, rodzi się poczucie izolacji, pustki, bycia niepotrzebnym. Aż do ostatniego etapu (po 65. roku życia), gdzie głównym zadaniem jest podsumowanie i zintegrowanie swojej historii życia. Jeśli bilans jest pozytywny, gdy widzę, że moje życie miało sens, że byłem potrzebny i wyjątkowy, to poczucie pełni łagodzi konieczność odejścia i daje miejsce na praktyczną, życiową mądrość, którą mogę podzielić się z innymi. Jeśli podsumowanie nie jest korzystne, np. żałuję wielu decyzji w życiu i nie mam wspierających relacji, pojawia się zgorzknienie i żal, które nasilają lęk przed śmiercią.
Wspinam się i co dalej?
Co charakteryzuje tzw. kryzys wieku średniego? Za autora tego terminu uważa się kanadyjskiego psychoanalityka Elliotta Jaquesa, działającego w latach 60. ubiegłego wieku. Zobrazował on życie człowieka metaforą wspinaczki: do połowy życia wchodzimy na szczyt, który nas motywuje, i wyobrażamy sobie, że gdy już tam będziemy, wydarzy się coś wspaniałego. A gdy stajemy na górze, widzimy, że droga prowadzi już tylko w dół, a potem nagle się kończy. I zdajemy sobie sprawę, że nasz czas jest ograniczony, może zrobimy jeszcze kilka rzeczy, ale innych już nigdy. I zaczyna się weryfikacja, czy umiemy to przyjąć i się z tym pogodzić. Czasem reakcją jest zgłębianie alternatywnych scenariuszy życia „co by było, gdyby…”, a nawet próbowanie ich (to przysłowiowe czerwone sportowe auto albo flirt czy romans w pracy), wszak wiek 40 lat to może być dopiero połowa naszego życia, więc wielość możliwości, jakie przed nami stoją, jest ciągle spora. A jednocześnie powoli przenika nas bolesna świadomość, że pewnych rzeczy nie zmienimy. Bo nawet jeśli poznamy „prawdziwą miłość” w wieku 40 lat, nie usuniemy bólu, który wyniknie po zakończeniu poprzedniego związku, a związane z tym poczucie winy i zranienia być może nigdy nie znikną. Jeśli zmienię pracę w wieku 45 lat i będę się w niej świetnie spełniać, może czasem przypomnę sobie i pożałuję, dlaczego tkwiłem tak długo w poprzedniej?
Spadam w górę
Richard Rohr, franciszkanin, autor książki Spadać w górę. Duchowość na obie połowy życia, ma nieco inne podejście. Według niego kryzys nie jest związany z określonym wiekiem, bo czasem młodzi ludzie, którzy wcześnie doświadczyli cierpienia albo transformujących zdarzeń, są dojrzalsi niż niejedna starsza osoba. Rozróżnia on dwie połowy życia. Pierwszą skupioną na budowaniu poczucia bezpieczeństwa i tożsamości, sukcesu, dbania o siebie i drugą, w której uczymy się przyjmować chaos, upokorzenie i bezradność i przede wszystkim tracić – wyobrażenia o sobie samych, oczekiwania w stosunku do świata i innych, a nawet przekonania o Bogu i swojej wierze. Ale dzięki temu odnajdujemy prawdę o sobie i prawdziwą drogę do Boga. To jednocześnie moment, w którym doświadczamy „nadmiaru życia, nadwyżki energii”, którą chcemy przekazać innym, wyjść poza śmierć.
Rohr pisze: „W duchowej rzeczywistości, zanim czegoś nie utracimy, nie zignorujemy, nie pominiemy, nie zatęsknimy za czymś, nie wybierzemy – nie zdołamy niczego odnaleźć na nowo, już na innym poziomie”. I dalej „Jeśli przewodnicy duchowi nie mówią nam o umieraniu, nie są dobrymi przewodnikami duchowymi! Jeżeli człowiek nie wykona dobrze zadania pierwszej połowy życia, naprawdę nie będzie zdolny, potknąwszy się o kamień, wstać o własnych siłach. Będzie po prostu leżał, pokonany, albo marnował czas, wierzgając przeciwko ościeniowi”. Do konstruktywnego przeżycia tego kryzysu istotna jest pokora i poznanie swoich najciemniejszych stron.
Kryzysem może być też moment wglądu, gdy zaczynamy rozumieć rzeczy w inny sposób, rozumieć, co naprawdę jest dla nas ważne, jak chcielibyśmy żyć i co po sobie zostawić, bo wyraźnie do nas dochodzi myśl, że nie jesteśmy nieśmiertelni albo że nie zrobimy już wszystkiego. Paradoksalnie, żeby to zrozumieć, musimy choć trochę pożyć inaczej, aby mieć punkt odniesienia, czego nie chcemy.
Porzucić „starą skórę”
Strategie na kryzys mogą być różne: depresja, spadek nastroju albo wprost przeciwnie – zwiększenie swoich wysiłków („Kryzys? Jaki kryzys! Będę pracować jeszcze ciężej”) lub zupełna zmiana priorytetów, np. skrócenie czasu pracy, aby więcej czasu spędzać z rodziną, zmiana zainteresowań czy powrót do zapomnianych pasji.
Osobom wierzącym zwykle łatwiej przejść przez różnego rodzaju kryzysy, ponieważ wiedzą, że ich życie nie kończy się tutaj, a prowadzi do pełni z Bogiem, w której zobaczą sens różnych doświadczeń, również cierpienia. Wiedzą, że tylko z Nim doznają prawdziwego ukojenia.
Moment kryzysu przypomina o zasadzie dezintegracji pozytywnej, o której pisał polski psycholog Kazimierz Dąbrowski: abyśmy mogli się rozwijać, musimy porzucić „starą skórę”, nawet dojść do punktu smutku i żałoby, gdy coś tracimy, bo dzięki temu zyskamy miejsce na coś nowego. Jeśli nasza wiara zatrzymała się na etapie Pana z brodą, który grozi palcem jak w podstawówce, to jej kryzys może być nawet potrzebny.
Różne badania potwierdzają też, że kluczowe w przełomowych momentach życia są wartościowe relacje, bliskie osoby, którym możemy się zwierzyć, poprosić o wsparcie, a ich obecność działa na nas kojąco i wzmacniająco.
Cytat na apli:
„W drugiej połowie życia stopniowo wychodzimy z wirującego gabinetu odbijających się luster. Zazwyczaj skutecznie, o ile mamy jedno lustro prawdziwe – czyli przynajmniej jednego oddanego, szczerego przyjaciela, który by nas sprowadził na ziemię. Prawdziwym lustrem może być nawet całkowita akceptacja w spojrzeniu Przyjaciela. Ale musimy odnaleźć to choćby jedno prawdziwe zwierciadło, które odsłoni w nas najgłębszy, wewnętrzny i boski obraz. Dlatego piękna, wzajemna otwartość znajduje odzwierciedlenie w chwilach bliskości, które właśnie dlatego tak głęboko nas uzdrawiają. Sądząc, że zdołamy być prawdziwym zwierciadłem sami dla siebie, ulegamy złudzeniu charakterystycznemu dla pierwszej połowy życia. Dojrzała duchowość zawsze kładzie nacisk na obecność w życiu człowieka bratnich dusz, guru, spowiedników, mentorów, mistrzów i kierowników duchowych oraz proroków i głosicieli prawdy dla grup i instytucji”.
Richard Rohr, Spadać w górę. Duchowość na obie połowy życia