Na Facebooku pod publikowanymi treściami można kliknąć na ikonkę reakcji, do wyboru: lubię to, wow, haha, wrr, przykro mi. Bezwiednie klikam na tę ostatnią, zalaną łzami, bo przecież wypada jakoś zareagować na to okrucieństwo. Ale emocje we mnie są różne, łącznie z wściekłością (a więc „wrr”).
Nadal zastanawiam się, czy chcę kupić książkę Anny Zamojskiej. Chcę i nie chcę. Są takie książki, które bolą, szczególnie kiedy opowiadają prawdziwe historie. Bolała mnie na przykład lektura książki Cezarego Łazarewicza Żeby nie było śladów o śmierci Grzegorza Przemyka. Bolała mnie książka Ewy Winnickiej Był sobie chłopczyk o kilkuletnim chłopcu odnalezionym w stawie. Boli prawda o przemocy. Boli przemoc. Szczególnie ta, która dotyka najsłabszych, szczególnie wtedy, gdy pochodzi z rąk osób najbardziej zaufanych. A więc: czytać czy nie czytać? Psuć sobie popołudnie czy nie, a może lepiej je sobie uprzyjemnić? Wiem doskonale, o czym piszę, ponieważ wiele osób miało podobne odczucia wobec mojej książki Dzieci nie płakały. Ciągle słyszę pytania, jak mogłam przeżyć emocjonalnie zanurzenie się w tak odstręczającej tematyce jak nazistowskie eksperymenty paramedyczne na dzieciach.
Dla mnie ten wybór nie jest trudny, jest wręcz oczywisty: czytać! To jest głos ofiar, a czasem jedyne, co możemy zrobić dla nich, to w ich głos się wsłuchać. Niech mówią, niech wreszcie mówią. Uczestnicząc w ich bólu, sprawiamy, że on nabiera sensu – jakkolwiek dziwnie i bulwersująco to brzmi. Nie zakrywajmy oczu i uszu, nie odwracajmy się plecami i nie udawajmy, że nic się nie stało. I nie stawajmy po stronie tych, którzy będą teraz Annę Zamojską oskarżać o „temat na czasie”. To byłoby dopiero okrucieństwo. O grzechu pedofilii w Kościele nie wolno nam zapomnieć ani na chwilę, nie można „zmienić tematu”, nie wolno mówić, że już „dość o tym”. Taka postawa oznacza, że stajemy po stronie sprawców, bagatelizujemy ich czyny. Tak myślę, jestem o tym przekonana.
Nie chcę potrzebować znieczulenia na prawdziwe historie życia. Nie musi zawsze być świetnie, i nie chciałabym myśleć, że moja codzienność jest wystarczająco trudna, żeby katować się tak bolesną lekturą. A więc czytać.