Wszystkim nam zdarzało się pochylić nad dzieckiem i z podziwem przyglądać się temu mikrokosmosowi organów, sił, skomplikowanych układów, tajemnic. Wszyscy mieliśmy w dłoniach kamień, ukształtowany przez czynniki atmosferyczne, także złożony z cudownych cząsteczek, ale jednak bezwładny, sztywny, zimny i „określony”. Św. Paweł, chociaż nie posługuje się porównaniem, które właśnie zaproponowaliśmy, prowadzi nas – słowami Pierwszego Listu do Koryntian – do refleksji o Kościele, zestawiając go z ciałem, a nawet z ciałem samego Chrystusa.
Apostoł nawiązuje być może do panującego wówczas stoicyzmu, który pojmował ludzkość jako jedno ciało złożone z wielu członków. Całość ta żyje i wyraża się dzięki swej jedności i różnorodności. Pamiętamy słynną opowiastkę Meneniusa Agrippy o członkach ciała, w której próbował uzasadnić konieczność istnienia różnych klas i funkcji dla harmonijnego rozwoju społeczeństwa. W rzeczywistości jego wywód jest wypaczony, gdyż usprawiedliwia nadużycia władzy i brak równowagi społecznej, tymczasem chrześcijaństwo ustami św. Pawła głosi, że „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Ga 3, 28).
Niemniej nie podlega dyskusji, że tak, jak ludzki organizm jest złożony i jeden, tak i Kościół musi być jeden i wieloraki, jeśli chce utrzymać się przy życiu. Dlatego przywołaliśmy również symbol kamienia. Chrześcijańska wspólnota nie może być monolityczna, zimna i ciężka. Jej rzeczywistość jest żywa, zmienna, twórcza. Tak jak Chrystus w ziemskim życiu mówił, działał, żył, posługując się członkami swego ciała, tak teraz mówi, działa, żyje w nieustającej historii ludzkości przez ciało Kościoła, składające się z tylu członków, ilu jest wiernych, z których każdy ma swój własny dar i funkcję.
Wszyscy są potrzebni, jeśli ciało nie ma być niedoskonałe i niedołężne czy zbudowane z łamliwych kości albo kalekich członków. Paweł rozwija tę myśl, uciekając się do licznych przykładów. Jak żyje się bez ręki ucha, oka czy powonienia? A gdyby te organy były niezależne, oddzielone od reszty organizmu, co by się z nimi stało? Przecież „Nie może (…) powiedzieć (…) głowa nogom: nie potrzebuję was” (1 Kor 12, 21). W tym świetle uwidaczniają się dary, które Apostoł nazywa „charyzmatami”. Jest to greckie słowo oznaczające obdarowanie, właściwą i specyficzną łaskę, jaką posiada każdy z nas, a która jest źródłem wielokształtnej harmonii.
Jeśli traktujemy ten dar egoistycznie, jako sprawę osobistą, strzegąc go w skarbcu samego siebie, wówczas wyjaławia się i rozsypuje w proch. Jeśli natomiast rozlewa się szeroko, jest żywotny, płodny i skuteczny, a więc potrzebny także innym. Przytoczone przez nas Pawłowe zdanie przekształca się tym samym z obrazu w prawdziwą lekcję teologii o Kościele jednym i zróżnicowanym. Posłuchajmy, jak o nim nauczał sam św. Paweł: „Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich. Wszystkim zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra” (1 Kor 12, 4–7).