Wymieniono tam rozmaite rodzaje obrażeń, jakie pozostały na ciele duchownego. Strasznych obrażeń. Przypomniał o tym na TT Konrad Piasecki, prowadzący audycje w TVN i w radiu Zet. Kontekst był oczywisty. W roku 1984 kapitan Grzegorz Piotrowski opowiadał w sądzie, jaki wpływ na decyzję o zaatakowaniu księdza miały publikacje Urbana demaskujące „obywatela Popiełuszkę”. Udostępniłem głos Piaseckiego u siebie na Facebooku.
I poczułem wstyd. Korzystając z głosu dobrego dziennikarza i zresztą historyka, pomyślałem sobie tak. Pojęcia nie mam, ile osób, także tych z fajną, solidarnościową przeszłością, uważa fetę dla Urbana za coś nieprzyjemnego czy nagannego. No ale jak przywołam człowieka związanego z TVN, będę skuteczniejszy. Jego nikt nie obwini o wysługiwanie się prawicy.
Absurdalna to logika i nie powinno się jej ulegać. A zarazem powinno się tłumaczyć. Nie tylko, kim był Urban.
Oto prawicowy internet oburza się, że telewizja Jacka Kurskiego zaprosiła do studia w dzień tej rocznicy świeżo wybraną posłankę SLD Joannę Senyszyn. Ta zaś w swoim zwykłym stylu zakwestionowała nazywanie ks. Jerzego męczennikiem. Bo umarł on za swoje poglądy polityczne, nie za wiarę.
Ja się nie oburzam zaproszeniem Senyszyn, choć uważam ją za żywy dowód na to, że lewica bywa nadal kuźnią myśli płaskich i totalitarnych, na co wpływ ma w Polsce również jej peerelowski rodowód. TVP na co dzień jest mało otwarta na przedstawicieli nurtów opozycyjnych wobec obecnej władzy. Tych ludzi powinno się zapraszać, pytać o zdanie. Czasem także dlatego, że ich wypowiedzi dopraszają się fundamentalnych reakcji. To tylko nam się zdaje, że pewne dyskusje nie mają sensu. Że sprawy są oczywiste. Dla nas może tak. Dla młodych nie zawsze.
Głos Senyszyn zabrzmiał trochę tak, jakby zabijanie za polityczne poglądy było dla niej czymś normalnym. Tak mówiła kiedyś pewna senator SLD, kwestionując uczczenie ofiar stalinowskich represji. Ale pani Senyszyn powinno się też tłumaczyć, dlaczego ks. Popiełuszko był jednak męczennikiem, także z punktu widzenia religijnego.
Polemizował z reżimem, który wciąż deklarował formalnie ateistyczną naturę państwa. „My chcemy Boga w książce, w szkole”, śpiewało się na Mszach za Ojczyznę w kościele św. Stanisława Kostki. Śpiewali także ci, którzy potem podjęli o to z Kościołem spór, albo i wojnę. Ale prawda, Jaruzelski nie prowadził już wtedy polityki otwarcie ateizacyjnej.
Ks. Jerzy pokazał jednak, że obowiązkiem katolickiego duchownego jest również upominanie się o prawa człowieka. Obrona ludzkiej wolności, także politycznej, kiedy jest zagrożona represjami. Rozumiał to choćby salwadorski arcybiskup Oskar Romero, zamordowany w zbliżonej epoce, w roku 1980, przez siepaczy skrajnej prawicy, bo upominał się o prawa ludzi biednych.
Trzeba o tym pisać wielkimi literami. Może i prof. Senyszyn coś zrozumie. Ale na koniec gorzka pigułka. Sam Kościół miewał kłopot ze zrozumieniem tej prawdy. Także część polskich biskupów i księży w latach 80. wolała prowadzić grę z dyktatorską władzą, niż się jej sprzeciwiać. Był w tym może i zrozumiały realizm, ale były też różne pokusy, z konformizmem na czele. O tym także powinno się przypominać przy okazji tej rocznicy.