W powyborczych komentarzach warto wybiec na moment w przyszłość i zadać pytanie: w jakiej sytuacji znajdą się katolicy w perspektywie dwóch czy trzech lat? Wyniki wyborów mogą bowiem w pewien sposób uśpić i stronę konserwatywną, i Kościół.
Co mam na myśli? Przede wszystkim to, że strona przywiązana do tradycji i religii uwielbia się pocieszać. Po tym, jak dwa lata temu okazało się, że zaobserwowano tąpnięcie liczby wiernych chodzących w niedzielę na Mszę św., lekką poprawę rok później potraktowano niemal jak święto, jak sygnał, że dalej można spać spokojnie i patrzeć na zmieniający się świat.
Jeśli przyjrzymy się wynikom ostatnich wyborów, widać, że dynamika jest w dłuższej perspektywie dla Kościoła niekorzystna. Na prawicę głosuje Polska powiatowa oraz ludzie starsi. Rządząca prawica może się cieszyć, że dziś wygrała wybory. Ale Kościół powinien pomyśleć o przyszłości – co ma do zaproponowania tym wszystkim, którym nie po drodze z prawicą? Czy Kościół chce się pogodzić z faktem, że będzie docierał wyłącznie do starszych pokoleń i osób mieszkających poza dużymi miastami; że młodsi, mieszkający w dużych miastach, zostaną poza jego oddziaływaniem? Czy rzeczywiście chce się skupić wyłącznie na duszpasterstwie osób starszych w i tak starzejącym się społeczeństwie, godząc się z tym, że kolejne młodsze pokolenia będą się szybko sekularyzowały? I będą się sekularyzowały nie tylko z powodu ofensywy sił wrogich Kościołowi, nie z powodu ideologii LGBT, ale z powodu procesów społecznych, na które Kościół, jak na razie, nie potrafi znaleźć odpowiedzi. Jak już pisałem jakiś czas temu: gdy w dużych miastach rozpada się co drugie małżeństwo, zagrożenie dla polskich rodzin nie przychodzi z zewnątrz, ale z wewnątrz – z powodu wewnętrznej słabości, braków duszpasterskich, kryzysu wiary u młodych.
Trzeba w dodatku zdać sobie sprawę z dynamiki, jaka będzie w przyszłości. Otóż wiele wskazuje na to, że kolejne wybory będą odbywały się na klasycznej linii lewica kontra prawica. Może być tak, że ton opozycji będą nadawać nie liberałowie z Platformy Obywatelskiej, ale któraś z sił lewicowych. To zaś oznacza, że za cztery lata staną naprzeciw siebie znacznie bardziej jednoznaczne ideologicznie siły. Dziś jeszcze można się pocieszać, że oto polska scena polityczna jest mocno przesunięta na prawo. Jedyna ortodoksyjnie lewicowa partia otrzymała 11 proc. głosów – jeśli zsumować wynik PiS, PSL, Konfederacji oraz część PO, widać, że Polska jest wciąż matecznikiem prawicy.
Ale mechanizmy polityczne będą nieubłagane: społeczeństwo się starzeje, młodzi migrują z prowincji do miast, gdzie dość szybko się liberalizują. A więc polaryzacja społeczna będzie przebiegać na linii prawicowy PiS i lewicowy antyPiS. Kościół zaś będzie zaliczony do bloku prawicowego i część przeciwników PiS – przypomnijmy, że w ostatnich wyborach była to ponad połowa wyborców – będzie się zwracać przeciwko Kościołowi. A zatem przed katolikami sporo spraw do przemyślenia.