Faktu, że niemal równolegle z 100. rocznicą urodzin Karola Wojtyły świętować będziemy beatyfikację Stefana Wyszyńskiego, nie traktowałbym jako przypadku. Owszem, można by powiedzieć: tak się złożyło. Ale dla mnie ta zbieżność dat jest przejawem Bożej wspaniałomyślności wobec rodaków Jana Pawła II i Prymasa Tysiąclecia.
Nie jestem pewien, czy na tę wspaniałomyślność zasługujemy, bo na co dzień dajemy raczej świadectwo braku szacunku do duchowego dziedzictwa, jakie zostawili nam ci dwaj wielcy polscy chrześcijanie. Może jednak dlatego hojny Bóg zsyła nam tę zbieżność jako znak? Może chce w ten sposób nakłonić nas do postawienia sobie pytania: jak ma się polsko-polska wojna do zobowiązań wynikających z chrztu? Bo przecież wojna, na zakończenie której po wyborach bynajmniej się nie zanosi, to batalia prowadzona przez chrześcijan.
Boję się jednak, że te dwa wydarzenia czekające nas wiosną przyszłego roku przejdą gdzieś obok, a przynajmniej, że nie wywołają właściwego społecznego rezonansu; że zostaną zagłuszone w ferworze kolejnych starć; że nie staną się okazją do opamiętania i spojrzenia w górę, ponad polityczną doraźność. Nie wykluczałbym nawet, że do owych bieżących politycznych celów nam posłużą, niestety. Obym się mylił, ale zbyt dobrze pamiętam nadzieje, jakie towarzyszyły Polakom tuż po śmierci Jana Pawła II. Wszystko miało się odmienić, miało być inaczej – wreszcie sensownie, bardziej zgodnie, znów solidarnie. Wydawało się wówczas, że nie będzie już tak jak dotąd, że to po prostu niemożliwe. Ta nieopisanie piękna atmosfera wzajemnej życzliwości i jedności ulotniła się jednak bardzo szybko. Podobnie jak narodowe uniesienie po beatyfikacji papieża Wojtyły. Także ten ogień, jak bardzo szybko się okazało, był ogniem słomianym. I znów powtarzaliśmy, że pospolitość skrzeczy...
Ale może pójdziemy po rozum do głowy i wykorzystamy tę wiosnę, którą – tak to chciałbym widzieć – zsyła nam Opatrzność. Może uda się nam – biskupom, publicystom, animatorom życia kulturalnego, a przede wszystkim szefom wielkich mediów – zorganizować wielką rozmowę o Polsce, z centralnym udziałem Wyszyńskiego i Wojtyły?
To może być ciąg różnych wydarzeń, ale też – to mi się marzy – wielkie spotkanie postaci o odmiennych spojrzeniach wokół testamentów tych dwóch gigantów ducha. Jakże potrzebna byłaby spokojna rozmowa o współczesnej Polsce oparta na Społecznej Krucjacie Miłości kard. Wyszyńskiego, rozpoczynającej się od słów: „Szanuj każdego człowieka, bo Chrystus w nim żyje...”. Ileż nadziei można by wiązać z rozmową o dzisiejszym rozumieniu papieskich słów z gdańskiej Zaspy: „Nigdy: jeden przeciw drugiemu. Jedni przeciw drugim. I nigdy 'brzemię' dźwigane przez człowieka samotnie. Bez pomocy drugich. Nie może być walka silniejsza od solidarności”.
To może być piękna wiosna. Trochę trudno wierzyć, że się ziści, bo zbyt jesteśmy słabi i zbyt mało w nas pokory na to, by usiąść do wspólnej rozmowy. Ale mam nadzieję, że choć na chwilę zatrzymamy się, by wysłuchać głosu Proroków.