Upowszechnianie segregowania śmieci wśród mieszkańców Polski idzie jak po grudzie. Choć ilość posegregowanych odpadów komunalnych, liczonych w kilogramach na mieszkańca, regularnie wzrasta – w latach 2005–2017 z 8 do 84 kg na osobę – to wciąż stanowią one mniejszość odbieranych śmieci w gminie. W 2017 r. na jeden kilogram odebranych selektywnie odpadów komunalnych przypadały trzy kilogramy zmieszanych.
Do segregacji odpadów często podchodzimy z nieufnością. Wciąż część z nas twierdzi, że segregacja to sztuka dla sztuki, a poza tym śmieci i tak trafiają wszystkie do jednego kosza. Często pada też tradycyjne „kiedyś było inaczej i ludzie jakoś żyli”. Polacy z dystansem podchodzą do różnych „ekologicznych nowinek”, więc przekonywanie ich do nowych nawyków bywa dla polityków nie lada zagwozdką. Radzą sobie jak umieją, czyli uchwalają kolejne ustawy i przepisy lokalne. Ustawa, nawet najlepsza, sama jednak śmieci nie posegreguje. Bez naszego wkładu w gospodarkę odpadami Polska zmieni się w kraj nielegalnych wysypisk.
Kij i marchewka
Prezydent Andrzej Duda podpisał właśnie nowelizację „ustawy śmieciowej”. Główną zmianą, którą ona wprowadza, jest umożliwienie nakładania bardzo wysokiej opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi tym mieszkańcom, którzy ich nie segregują. Będą oni musieli płacić przynajmniej dwa, a maksymalnie nawet cztery razy więcej niż ci, którzy swoje śmieci rozdzielają do poszczególnych kontenerów. Poza kijem, w nowelizacji znalazła się również marchewka – jeśli segregacja odpadami będzie szła w gminie sprawnie, to rada będzie mogła obniżyć opłatę śmieciową, kompensując mniejsze wpływy przychodami ze sprzedaży zrecyklingowanych odpadów. Mieszkańcy domków jednorodzinnych będą mogli też zadeklarować, że sami będą zagospodarowywać część swoich śmieci, na przykład w przydomowych kompostownikach. Będą płacili wtedy jeszcze niższe stawki za wywóz, jednak urzędnicy będą mogli skontrolować, czy ich deklaracje pokrywają się z rzeczywistością.
Oczywiście podpisana nowelizacja nie zmienia głównych zasad gospodarowania odpadami komunalnymi. Za organizację segregacji odpadami generowanymi przez mieszkańców odpowiada w Polsce gmina, która zleca odbieranie ich najczęściej prywatnym podmiotom zewnętrznym. Koszty pokrywają sami mieszkańcy w postaci opłaty śmieciowej, najczęściej przelewanej na konto wspólnoty lub spółdzielni wraz z pozostałymi opłatami. Rada gminy uchwala wysokość pobieranej opłaty, a ustawa reguluje maksymalną jej wysokość – nie może być ona wyższa niż 2 proc. liczonego przez GUS przeciętnego dochodu rozporządzalnego. Obecnie to 34 zł za osobę i 95 zł za gospodarstwo domowe. Oczywiście rada ustala różne stawki dla osób deklarujących segregowanie odpadów i dla tych, którzy tego nie robią.
Firmy odbierające śmieci powinny też kontrolować, czy mieszkańcy danej wspólnoty rzeczywiście segregują odpady w zadeklarowanym stopniu. Jeśli tego nie czynią, zgłaszają one ten fakt lokalnemu magistratowi. Po kilkakrotnym ostrzeżeniu możliwe jest podniesienie opłat wszystkim członkom wspólnoty do wyższego poziomu, tj. jak za śmieci zmieszane.
Dlaczego nie segregujemy
Mimo że segregujący śmieci płacą niższą opłatę, to wciąż wielu z nas nie pali się do selekcji odpadów. W 2017 r. na jednego mieszkańca przypadało statystycznie 84 kg odebranych selektywnie odpadów komunalnych i aż 227 kg zmieszanych. W badaniu przeprowadzonym w 2018 r. na zlecenie Ministerstwa Środowiska sytuacja wygląda lepiej niż w danych GUS – 53 proc. ankietowanych twierdzi, że segreguje śmieci regularnie, 17 proc. sporadycznie, a 27 proc. nigdy. Można więc założyć, że wielu Polaków, którzy deklarują segregowanie śmieci, niekoniecznie robi to dobrze.
Główną przyczyną rezygnacji z segregowania śmieci jest brak miejsca w domu (23 proc. ankietowanych). Jednak odpowiedzi „domownikom się nie chce” oraz „brakuje na to czasu” również znalazły się w czołówce (po około 15 proc. ankietowanych). Co dziesiąty niesegregujący uważa, że nie wierzy, że selekcjonowane śmieci są poddawane recyklingowi. Nieco mniej osób stwierdziło zaś, że brakuje im wiedzy, jak to robić.
Mimo wszystko na tle krajów Europy w gospodarce odpadami wypadamy nie najgorzej. Przede wszystkim generujemy stosunkowo mało śmieci. Na mieszkańca Polski przypada 315 kg odpadów komunalnych, co było drugim najniższym wynikiem w UE (średnia UE to 486 kg). Pod względem wszystkich śmieci, a więc też przemysłowych, jesteśmy już w środku stawki (4,8 tony na osobę w Polsce, przy 5 tonach na osobę w UE jako całości).
Dobrze wygląda u nas także finalny odzysk surowców z odpadów. W 2016 r. odzyskiwaliśmy 46 proc. śmieci, przy średniej UE o 8 punktów procentowych niższej. Do 2020 r. wszystkie kraje UE zadeklarowały recyklingowanie połowy generowanych śmieci. 22 proc. odpadów zużywaliśmy na rekultywację wyrobisk, a na składowiska trafiało tylko 28 proc. śmieci w Polsce (w UE jako całości aż 46 proc.).
Śmiecenie na dziko
Dlaczego wypadamy więc tak dobrze, skoro selekcjonowane odpady to tylko 27 proc. odbieranych śmieci komunalnych? Przede wszystkim dlatego, że w Polsce zdecydowaną większość śmieci generują podmioty gospodarcze. Gospodarstwa domowe odpowiadają jedynie za 5 proc. śmieci powstających nad Wisłą, a za resztę różnego rodzaju przemysł – przede wszystkim górnictwo (39 proc.) oraz produkcja (17 proc.). Tymczasem gospodarka odpadami w przemyśle została w Polsce zorganizowana całkiem nieźle.
Poza tym wiele polskich odpadów trafia na dzikie wysypiska – nie są one „widoczne” w oficjalnych statystykach. Według NIK aż 44 proc. Polaków dostrzega problem z nielegalnymi składowiskami. Według GUS dzikie wysypiska stanowią 7 proc. powierzchni wszystkich składowisk w Polsce. W 2017 r. było ich aż 1661. Nie tylko wpływają one degradująco na przyrodę, ale też stanowią zagrożenie pożarowe.
Warto też pamiętać, że śmieci zmieszane trafiają do regionalnych instalacji przetwarzania odpadów. Tam próbuje się jeszcze odzyskać przynajmniej część z nich, co oczywiście nie jest już tak skuteczne i dużo bardziej kosztowne niż segregowanie ich na etapie gospodarstwa domowego.
Współczesne gospodarki rozwinięte, w tym Polska, generują tak wiele odpadów, że na składowanie ich zwyczajnie może zabraknąć miejsca. Dlatego musimy ograniczać składowanie, nie oglądając się na innych.
Trzy kolory
Przy segregowaniu odpadów warto pamiętać, że nie każdy odpad wyglądający na papierowy powinien trafić do papieru itd. Przykładowo do pojemników na szkło nie należy wrzucać szyb, luster ani popularnego w kuchni szkła żaroodpornego. Do szkła powinny trafiać przede wszystkim butelki i szklane opakowania.
Do papieru nie powinny natomiast trafić opakowania pokryte folią lub lakierowane, w tym kartony po napojach. Pojemniki na papier to nie miejsce również dla zużytych ręczników papierowych, tapet ani zatłuszczonych papierowych talerzyków, jak i innych mocno zabrudzonych papierów.
Pojemniki na metale i tworzywa sztuczne nie powinny zawierać opakowań z pozostałą zawartością, zużytych sprzętów elektronicznych czy baterii, a także opakowań po lekach i substancjach chemicznych, takich jak oleje samochodowe.
Dokładne informacje można znaleźć na stronie naszesmieci.mos.gov.pl
Jak segregujemy śmieci
53 proc. – regularnie
17 proc. – sporadycznie
27 proc. – nigdy
315 kg
odpadów komunalnych przypada na mieszkańca Polski. To drugi najniższy wynik w UE
5 proc.
za tyle śmieci powstających w Polsce odpowiadają gospodarstwa domowe; resztę generuje przemysł
1661
dzikich wysypisk śmieci naliczono w Polsce w 2017 r.