Jan Paweł II był pierwszym teologiem w historii Kościoła, który tak obszernie spróbował odpowiedzieć na pytanie: dlaczego Bóg dał człowiekowi ciało i jakie są tego konsekwencje w relacjach międzyludzkich, szczególnie w małżeństwie. Swój pontyfikat rozpoczął od wygłoszenia cyklu katechez na ten temat. Dzięki niemu w chrześcijaństwie na nowo dowartościowana została godność ludzkiej cielesności – przestała dominować tendencja do postrzegania go jako nieczystego tabu i siedliska grzesznych pokus, a górę wzięło widzenie ciała wprost jako obrazu Boga.
Ciało określa naszą płeć. Poprzez ciało jesteśmy kobietą lub mężczyzną, a nie tylko po prostu cielesnym człowiekiem. I tylko poprzez ciało możemy komunikować się z innymi i żyć dla innych. Skąd taka architektura ludzkiego ciała? Dlaczego nawet na poziomie fizycznym odzywają się w nas impulsy dające radość z życia dla innych? Dlaczego dusza i ciało mogą mówić jednym językiem? Dlaczego przyjemność seksualna może być jednocześnie i w pełni również miłością? Według Jana Pawła II odpowiedź znajdujemy w analizie tekstów biblijnych mówiących o Bogu, który stwarza człowieka na swój obraz i podobieństwo. O Bogu, który jest Wspólnotą Osób, a więc którego pragnieniem jest, aby owo podobieństwo było rzeczywiście tej Wspólnoty odzwierciedleniem. Nie tylko na poziomie duchowym, ale fizycznym właśnie. Bo wszystkie dostępne nam źródła – które pod natchnieniem Ducha Świętego starały się uchwycić jakoś zamysły Boga wobec człowieka – potwierdzają prawdę, że stwarzając, Bóg szukał wzoru i natchnienia w swoim własnym Boskim „My”.
Inne, nie lepsze
Bóg jest Wspólnotą Osób, dlatego pragnie, aby także człowiek nie był po prostu pojedynczy i samowystarczalny. Za pomocą męskiej i kobiecej płciowości ciała ludzkiego Bóg niejako projektuje człowieka do relacji wyzwalającej go z tej jego pojedynczości. Kongregacja Nauki Wiary, która w 2004 r. wydała list O współdziałaniu mężczyzny i kobiety w Kościele i świecie, stwierdza wprost, że samotność jest szkodliwa. „Celem [stworzenia człowieka jako mężczyzny i kobiety] jest w rzeczywistości pozwolić, by życie Adama nie zapadło się w konfrontacji sterylnej i, tym samym, śmiertelnej z samym sobą – czytamy w dokumencie. – Koniecznym jest wejście w relację z innym bytem, który byłby na jego poziomie. Tylko kobieta, stworzona z tego samego «ciała» i przepełniona tym samym misterium, daje życiu ludzkiemu przyszłość. (…) stworzenie kobiety przez Boga charakteryzuje ludzkość jako rzeczywistość relacjonalną”.
Cóż to oznacza? Otóż to właśnie, że człowiek od samego początku, od samego stworzenia, zaplanowany był jako ten, który ma wchodzić w relacje z drugą płcią. Jeśli pozostaje sam, przeczy logice stworzenia i jego planowi, zaprzecza również swojemu podobieństwu do Stwórcy. Jan Paweł II, opracowując swoją „teologię ciała”, zwraca szczególną uwagę na to, że ludzkość nie była pełna i skończona, dopóki nie została stworzona kobieta. Nie tylko więc intelekt czy wolna wola pojedynczego człowieka są tym czynnikiem, który czyni go podobnym do Boga. Kobiety i mężczyźni są obrazem Boga w Trójcy dzięki wzajemnemu uzupełnianiu się, dzięki komplementarności, dzięki płodności, która w tym wzajemnym uzupełnianiu się jest powtarzaniem tajemnicy stworzenia.
Dzięki tej komplementarności nie ma mowy o jakiejkolwiek manifestacji wyższości jednej z płci. „Inne ja” kobiety nie ma w sobie znamion niższości. Oznacza tylko i wyłącznie odmienność, bez jej wartościowania. „Inne ja” mężczyzny również nie oznacza, że jest on kimś wyższym lub niższym. Jest kimś innym i jako inny może być dla drugiego – a jednocześnie drugiego potrzebuje.
Jedność rozbita
Wszystko to brzmi idealnie – w życiu relacje między płciami nie są jednak wcale tak proste i zamiast komplementarności nasze ciała przypominają nam również o tym, że nosimy w sobie jakieś napięcie, że spotkanie ciał może być też przeżywane jako źródło cierpienia. Gdzie jest jego źródło? Jan Paweł II odwołuje się do grzechu pierworodnego. Tam widzi przyczynę zranień, które mogą pojawić się w cielesnej relacji człowieka do człowieka. Dlatego, że grzech pierwszych rodziców polegał właśnie na tym, że ich zerwanie relacji z Bogiem wpłynęło na sposób, w jaki postrzegali siebie nawzajem. Nagle w ich naturalną relację cielesną, która ukierunkowywała ich na wzajemne oddanie, wkradł się egoizm, dążenie do samozaspokojenia. Ciało i jego płciowość, które miały służyć ich jedności, zmieniły swoje przeznaczenie, stając się przedmiotem samozaspokojenia, użycia ciała innej osoby dla siebie. Inny stał się środkiem do celu, jakim jest erotyczne użycie, a nie celem samym w sobie. Inna osoba przestała być celem okazywania miłości i oddania.
Tam, gdzie pojawił się wstyd, znikła prostota i czystość przeżycia. „Oczywiście, że nie przestali komunikować się wzajemnie przy pomocy ciała, jego ruchów, gestów, wyrazu – pisze papież – natomiast proste i bezpośrednie komunikowanie siebie, związane z pierwotnym przeżyciem wzajemnej nagości, to zanikło. Jakby nieoczekiwanie wyrósł w ich świadomości nieprzekraczalny próg, ograniczający to pierwotne «dawanie siebie» drugiemu w pełnym zawierzeniu wszystkiego (…). Odrębność czy też odmienność płci (…) została nagle odczuta i uświadomiona jako element wzajemnego przeciwstawienia osób”.
Oczywiście nie można powiedzieć, że bardziej grzeszna była kobieta, twierdząc, że przecież Adam zgrzeszył jako drugi. Nikt nie był bardziej lub mniej winnym. Oboje okazali się skłonni do zła, a ich grzech miał skutki dla nich obojga, jednakowo raniąc naturę ich ciał, pierwotnie nastawioną na oddanie.
Stawanie naprzeciw
Podobieństwo Adama i Ewy do Boga, objawiające się, jak o tym było powyżej, w komplementarności, nie zostało wprawdzie przez grzech zniszczone całkowicie, zostało jednak „przyćmione” i „pomniejszone”. Grzech rozbił jednak w znacznym stopniu pierwotną jedność mężczyzny i kobiety z Bogiem, ale też jedność w ich wzajemnym odniesieniu do siebie oraz ich bycie razem w stosunku do świata zewnętrznego. Po grzechu pierworodnym obie płcie stanęły niejako naprzeciw siebie, a nie po jednej stronie. A w konsekwencji owo „stawanie naprzeciw” w sposób trwały ukształtowało nie tylko relacje jednostkowe, ale całe życie społeczne. Kobieta potraktowana została jako człowiek niższej kategorii. Miłość wynaturzona stała się zaprzeczeniem jej samej, stała się poszukiwaniem siebie, redukcją bycia razem do więzi ignorującej i zabijającej prawdziwą miłość, swoistą grą dominacji jednej płci nad drugą; relacja mężczyzny i kobiety stała się nierównością, odczuwaną przez kobietę jako brak pełnej jedności w kontekście zjednoczenia z mężczyzną; miłość wynaturzona stała się w końcu cielesnością pozbawioną wymowy znaku, zamieniając symboliczny wymiar ciała, które oddaje się drugiemu w narzędzie użycia innego ciała w imię zaspokojenia własnej pożądliwości.
Odwrócenie logiki grzechu
Uzdrowieniem tak zranionej natury ludzkich relacji stał się Jezus Chrystus. To On pokazał, co znaczy powrócić – na tyle, na ile to możliwe po grzechu pierworodnym – do pierwotnego stanu, w którym ludzkie ciało jest darem dla innego. Całe życie Chrystusa, także w Jego cielesnym wymiarze, było bowiem wyrazem samoodania. Nie wbrew dążeniom Jego ciała, ale właśnie zgodnie z jego najbardziej pierwotnym ukierunkowaniem, w którym namiętności nie prowadzą do zła, ale stają się energią popychającą do życia dla innych. Nawet jeśli owo bycie darem oznaczało dla Niego cierpienie, umniejszenie siebie i w końcu wydanie się w ręce drugiego.
Człowiek idący za Chrystusem czyni tak jak On, sam siebie zamienia w dar. A ponieważ oddanie się Chrystusa swoją kulminację znalazło w krzyżu, najważniejszą inspiracją i duchową siłą jest Eucharystia, w której to oddanie się nieustannie uobecnia. Z podkreśleniem, że spożywanie Ciała Chrystusa uzdalnia do samoodania nie tylko ludzką duszę, ale ciało właśnie, przez które dusza pragnie się wyrazić.
Drogą pełnego odbudowania pierwotnego stanu jedności ciał jest zdaniem Jana Pawła II sakramentalne małżeństwo. W nim bowiem Chrystus nie tylko staje się przykładem, ale źródłem życia wzajemnie oddanego w zjednoczeniu fizycznym. Zanurzone w łasce sakramentu małżeństwa ciało mężczyzny i ciało kobiety powoli powracają do swojej pierwotnej jedności, odbudowują w sobie obraz Boga-Trójcy. Ich płodność natomiast staje się żywym znakiem uczestnictwa w akcie stwórczym Boga, w „rodzeniu” Bożym.