Opowiadanie o przeszłości jest dla niego dużym wysiłkiem. Widać, że powrót do trudnych wydarzeń emocjonalnie go wyczerpuje. Wspomina mi kilka razy, że powracają do niego koszmary: widok kolegów wieszanych podczas porannego apelu w Auschwitz w odwecie za ucieczkę kogoś z komanda, żywe trupy przed barakami Birkenau, dzieci i kobiety, których Niemcy selekcjonują do gazu.
Karol Tendera ma 97 lat i mógłby powiedzieć, że nie ma już siły, że nie da rady. A jednak wciąż, kilka razy w miesiącu, przyjeżdża z Krakowa do Oświęcimia, do Centrum Dialogu i Modlitwy, by dzielić się z młodymi Niemcami i Austriakami swoją historią. – Chcę, żeby to, co przeżyłem, było przestrogą dla kolejnych pokoleń – mówi. – I by mając tę wiedzę, młodzi ludzie mądrze wybierali przywódców, i w ten sposób decydowali o przyszłości swoich państw i świata.
Spotkanie
„To jest ciężki obóz pracy” – usłyszał pierwszego dnia w Auschwitz. Miał wówczas zaledwie 19 lat. „Macie prawo przeżyć tu nie więcej niż trzy miesiące, a jeśli się to komuś nie podoba, już dziś może iść «na druty». Bo stąd na wolność wychodzi się przez komin krematorium”. – Tego dnia z życia zrezygnowało kilkanaście osób. Woleli śmierć pod wysokim napięciem niż poniżenie i fizyczne cierpienie – Karol Tendera zaczyna opowiadać o życiu w nazistowskim obozie. Jego głos jest spokojny, bez emocji. Mimo że mówi o wstrząsających sprawach skupia się na faktach i tylko od czasu do czasu, aby lepiej zobrazować sytuację, wspomina o własnych myślach i uczuciach.
Maturzyści z Wiednia słuchają w ciszy. Jest ich blisko pięćdziesięcioro, głównie dziewczyn. Historię Auschwitz i Birkenau poznają już od trzech dni: odwiedzili miejsca kaźni, wieczorami rozmawiają o wydarzeniach, które miały tu miejsce przed siedemdziesięciu kilku laty.
– Pamięć o Auschwitz pozwala lepiej zrozumieć i kształtować dzisiejszy świat – ks. Jan Nowak, dyrektor, wyjaśnia ideę oświęcimskiego Centrum Dialogu i Modlitwy, w którym jesteśmy. Przyjeżdżają tu grupy z różnych stron świata. Zawsze po to, by zmierzyć się z trudną prawdą o człowieku i Auschwitz. – Historia polega nie tylko na odnotowaniu faktów, lecz na refleksji nad odpowiedzialnością osobistą i zbiorową, nad postawą człowieka – dodaje. – Chodzi o to, by „wyposażyć” człowieka w umiejętność podejmowania odpowiedzialności za decyzje i czyny.
Dialog
Karol Tendera rzeczowo i konkretne opowiada o kolejnych wydarzeniach. O pierwszej gorącej kąpieli, po której wypędzono mokrych więźniów na 17-stopniowy mróz; na zapalenie płuc zmarło wówczas około piętnastu więźniów. O wyniszczającej pracy przy wydobywaniu starych cegieł z zamarzniętej ziemi lub bagnistego błota. O wciąganiu 200-kilogramowych szyn na nasypy kolejowe przez „ludzkie widma”. I o tym, jak wkrótce po przybyciu do obozu jemu i grupie kolegów wstrzyknięto substancję do doświadczeń medycznych o kodzie BE 1034 w „gabinecie” doktora Mengele. – Dostaliśmy wysokiej gorączki, przez którą zmarło sześciu z nas – mówi. – Ja przetrwałem, bo mój krajan, Żyd, podał mi pastylki na zbicie temperatury.
Młodzi ludzie słuchają z uwagą. Gdy Karol Tendera zaczyna opowieść o pobycie w Birkenau, gdzie ludzie przypominający szkielety leżeli przed barakami, błagając o kroplę wody, jedna z uczennic ociera łzy. Koleżanka obok też płacze. Ze ścian patrzą na nich podobizny tych, którzy w obozach stracili życie: Edyty Stein, Maksymiliana Kolbe, duchownych katolickich, protestanckich i prawosławnych.
– Uczyliśmy się o tym na lekcjach historii. A teraz przyjechaliśmy, by zobaczyć na własne oczy nie tylko, jak straszna była wojna, ale też żeby wyciągnąć z tego wnioski – mówi uczennica Sandra Hittinger. Ich szkoła, kształcąca przedszkolanki, przysyła tutaj co roku swoich uczniów, by uwrażliwić ich, co mocno podkreśla ich nauczycielka, kształtować postawę tolerancji, która ma zabezpieczyć przed niepokojami w tym wielokulturowym kraju.
Historia
Mimo prawie stu lat Karol Tendera często dzieli się swoimi doświadczeniami z grupami przyjeżdżającymi z Niemiec w Centrum Dialogu i Modlitwy oraz w krakowskim Klubie Byłych Więźniów Obozów. Miesiąc temu mówił o obozowej rzeczywistości grupie attaché z niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, którzy będą kierować niemieckimi placówkami dyplomatycznymi na świecie. Dziś – grupie z Austrii.
„Austriaccy obywatele stanowili proporcjonalnie do liczby ludności największą grupę wśród personelu obozów koncentracyjnych i zagłady oraz na wyższych stanowiskach w SS” – podsumowywał w powojennych raportach „łowca faszystowskich zbrodniarzy” Szymon Wiesenthal. Austriakami byli m.in. Franz Stangl, komendant obozów w Treblince i Sobiborze oraz Otto von Wächter, gubernator dystryktu galicyjskiego i krakowskiego Generalnej Guberni, odpowiedzialny za wywózki do Auschwitz. Sam Adolf Hitler urodził się i wychował w monarchii austriacko-węgierskiej. I chociaż większość Austriaków z entuzjazmem przyjęła Anschluss, czyli aneksję ich państwa przez hitlerowskie Niemcy w 1938 r., usiłowali później przekonywać siebie i innych, że za zbrodnie wojenne nie odpowiadają. Rozpowszechniali legendę, że byli pierwszymi ofiarami Hitlera, a odkłamywać zaczęli ją dużo później.
Dziś w Austrii działa np. Gedenkdienst, zwana Służbą Pamięci organizacja upamiętniająca Holokaust. Jednak, jak można wywnioskować z enigmatycznych słów nauczycielki, takie działania jak wizyta w obozie nie są zbyt częste: wyjazdy są drogie, a austriackie szkoły nie zgadzają się, by uczniowie rezygnowali z zajęć na kilka dni.
Obrazy
– Czego jeszcze do dziś nie wiedziałam? Że będąc w Birkenau można marzyć, by powrócić do obozu macierzystego – mówi mi Martina Seeburger, nauczycielka historii, która była tu kilkakrotnie. – Jeszcze dziś podczas rozmowy z dziewczynami padło pytanie: „Czym różniły się te obozy?”. I nie myślałam, że różnica była aż tak duża i że człowiek mógł być aż tak poniżony i zmaltretowany, żeby marzyć o powrocie do Auschwitz.
Karol Tendera opowiada o swojej historii przez dwie, trzy godziny. Duża jej część dotyczy sytuacji kobiet. Mówi o głodnych, zmarzniętych kobietach, mieszkających w zatrważających warunkach, bez dostępu do wody, w towarzystwie wszy, szczurów i fekaliów w barakach Birkenau. Obrazowo przedstawia strach i krzyk dzieci, siłą odrywanych od mam i zabieranych do gazu. Głos zaczyna mu drżeć. Potem zwiesza głowę i zasłania dłonią twarz. – To są widoki, których nie da się zamazać w głowie. Rany boskie, jak ja o tym rozmawiam, to ogarnia mnie strach – powie mi później o cenie, jaką płaci za przekazywanie prawdy o nazistowskich obozach.
Życzliwość
Z Birkenau wydostali go koledzy, wyciągając przez okno z baraku dla skazanych, i zabrali z powrotem do Auschwitz. Wkrótce został członkiem Tajnej Organizacji Wojskowej rotmistrza Witolda Pileckiego. Trafił do pracy w kuchni i zajął się przygotowywaniem paczek z żywnością dla więźniów, planujących ucieczki.
– Tamci Niemcy w czasie wojny ślepo wykonywali rozkazy Hitlera. I wiem, że nie jest wam łatwo słuchać – Karol Tendera mówi do młodych ludzi z troską, jak do przyjaciół. – Wspominam wam o tym, byście w przyszłości umieli mądrze wybierać – dodaje. Młodzi wyczuwają jego życzliwość. Po spotkaniu łzom, uśmiechom i czułym uściskom nie ma końca.
– Zdumiało mnie, że człowiek, który przeżył te wszystkie okropności, może nie mieć w sobie rządzy odwetu – mówi Sandra Hittinger. – Że po tym wszystkim, co się stało, można być aż tak nastawionym na pojednanie.
O to, jak to możliwe, jego słuchacze pytają bardzo często. – Bo my Słowianie nie mamy w sobie zawiści i odwetu – odpowiada. – Zresztą dziś tamtych ludzi już nie ma. W Niemczech i Austrii mam wielu przyjaciół i spotykam się z życzliwością. I chcę, żeby wiedzieli, że wspólnie możemy po tym piekle obozów budować dobry świat.
Godzinę później, już w stołówce, maturzyści żegnają Karola Tenderę gromkimi brawami.