Logo Przewdonik Katolicki

Szarość

Natalia Budzyńska

Rano budzi mnie ciemność. Nie, nie wstaję o szóstej rano i czasem myślę, jaki Pan Bóg jest dobry, że dał mi zajęcie, do którego nie muszę zrywać się skoro świt.

Oczywiście płacę za to cenę, którą będzie praca do końca życia, bo na żadną emeryturę nie mogę liczyć. Jedyną dobrą stroną tego układu pracowniczego jest to, że mogę pisać w domu i mogę spać do godziny dziewiątej. Ale i tak budzi mnie ciemność, bo jest luty, a ja coraz bardziej zwracam uwagę na to, że od trzech tygodni nie widziałam niebieskiego nieba. Zaczynam się zastanawiać: czy kiedy byłam młoda, słońce pojawiało się na niebie w listopadzie, grudniu, styczniu, lutym i marcu częściej? Czy może mnie to wtedy zupełnie nie obchodziło? Może miałam intensywniejsze życie, poważniejsze problemy? No chyba nie. A tymczasem brak światła słonecznego przeszkadza mi coraz bardziej. Otwieram więc oczy o godzinie dziewiątej i natychmiast je zamykam, bo kiedy widzę szarość za oknem i nagie gałęzie lipy rosnącej pod moim oknem, to myślę sobie, że to najbardziej depresyjny widok świata – i jak tu wstać? Jak zacząć żyć? Mam wrażenie, że mieszkam gdzieś pod kołem biegunowym i właśnie trwa półroczny zmierzch. Nic tego zmierzchu nie rozjaśnia, bo nawet nie ma śniegu. Biel śniegu świeci, oddaje swoją jasność ciemnemu niebu, otula i mogę nawet przyznać, że jakoś tam zastępuje słońce. Jest więc nawet gorzej niż na dalekiej północy, bo tam jest śnieg, a tutaj nic tylko ta asfaltowa szarość miasta, roślinna szarość lasu za miastem, brudna szarość zabłoconych samochodów, śmierdząca szarość spalin i dymów na wsiach. Ta szarość swoim butem przygniata mnie do ziemi. Nie pomaga mi nawet kawa.
Moje koleżanki radzą sobie różnie. Na przykład łykają witaminę D3 w dużych dawkach, która poza tym, że pomaga na osteoporozę, to także w jakiś magiczny sposób zastępuje słońce. Podobno. Inne raz na dwa tygodnie chyłkiem odwiedzają solarium, gdzie zamawiają sobie trzyminutowe sesje pod sztucznym słońcem. Podobno nawet to wystarczy bladej i zmarzniętej oraz zakrytej wieloma warstwami ubrań skórze dać się oszukać. Niech ciało pomyśli, że leży na plaży w pełnym słońcu. Mam też znajomą, której dzieci kupiły taką domową lampę udającą światło słoneczne. Mówiła na nią: antydepresyjna lampa, może nawet nie ona wymyśliła tę nazwę, może ta nazwa jest oficjalna? Nie wiem. Nie wiem też, czy te wszystkie sposoby działają. W ogóle to już wolę, jak jest całkiem ciemno, jak w nocy, niż szaro.
Mam też inny ratunek na to, żeby podnieść się z łóżka, wstać i stawić czoła życiu. Otwieram brewiarz i odmawiam psalmy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

  • awatar
    Mona
    08.02.2018 r., godz. 12:00

    Pani Natalio, czytając Pani felieton czułam się tak, jakbym ktoś czytał mi w myślach. Dziękuję, Pani słowa dodały mi otuchy;) I rzeczywiście, najlepiej czytać psalmy, były pisane w miejscu, gdzie zawsze świeci słońce!

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki