Logo Przewdonik Katolicki

Pycha  nowoczesności

Ks. prof. Henryk Seweryniak, Dr Monika Białkowska
FOT. ROBERT WOŹNIAK, AGNIESZKA ROBAKOWSKA/PK

Ks. Henryk Seweryniak: Słyszałaś? Była prezydent Irlandii Mary McAleese powiedziała, że ochrzczenie dziecka jest ingerencją w jego wolną wolę i że Kościół w ten sposób czyni z nieletniego poborowego. Ktoś inny powie, że kobietom muzułmańskim nie wolno w Europie nosić chust na głowach. Jeszcze inny będzie próbował ingerować w kwestie uboju rytualnego albo w obrzezanie. W imię czego? Owszem, zabijanie zwierząt jest dramatyczne, ale w świecie możemy znaleźć miliony innych przykładów okrucieństwa wobec zwierząt, które jakoś nam nie przeszkadza. Dlaczego właśnie to?

Monika Białkowska: A słyszał ksiądz o próbie zakazania spowiedzi w Indiach, w imię troski o ochronę kobiet przed molestowaniem? Była tam wielka afera, ale sedno tkwi w tym, że Indie zasadniczo dążą do zniesienia wszystkich tych zwyczajów religijnych – nie tylko w chrześcijaństwie – które byłyby ograniczaniem wolności człowieka. Za niezgodne z konstytucją uznano tam już „szybkie rozwody”, obrzezanie dziewczynek…
 
H.S.: No, to już jest wrzucaniem wszystkiego do jednego worka. Jestem zdecydowanie przeciwny obrzezaniu dziewczynek czy na przykład wzywaniu do wojny w imię przesłanek religijnych. Chodzi mi o coś innego – o pełne pychy traktowanie religii jako czegoś przebrzmiałego, nienowoczesnego, pełnego niezdrowych, nieracjonalnych rytuałów. Więcej, jako źródła przemocy, agresji. To, że w Kościele także zdarzają się seksualni przestępcy, traktuje się jako podstawę do zniesienia tajemnicy spowiedzi lub pokazywania go jako totalnie obcego ciała na „łonie współczesności”.  Oglądałem w niemieckiej telewizji debatę, w której trakcie jeden z uczestników z przekonaniem mówił, że trzeba skończyć z nienaukową wiarą w objawienie, w prawdę Pisma Świętego… To nie jest jakieś nieporozumienie?
 
M.B.: Sacrum i profanum zawsze się spotykały i mieszały, ale też zawsze profanum wiedziało, że sacrum jest czymś odrębnym i tajemniczym. Dziś to, co należy do tej sfery, próbuje się traktować jak ziemską rzeczywistość. A skoro to ziemska rzeczywistość, to musi się podporządkować ziemskim prawom: czcić świeckie bożki wolności, równości i braterstwa. Ci, którzy żyją już wyłącznie w sferze profanum, nie rozumieją, że sacrum rządzi się innymi prawami.
 
H.S.: I wcale nie chodzi nam o to, napisz to wyraźnie, żeby oni wierzyli w to, co my wierzymy! Chodzi tylko o to, żeby uszanowali odrębność sacrum.
 
M.B.: O Kościele też zaczyna się myśleć wyłącznie w kategoriach profanum, ziemskiej instytucji. Czekam, aż pojawią się głosy o ograniczaniu wolności sióstr zakonnych, którym „nie wolno” zdejmować welonów i „muszą” żyć w klasztorach. Czasem porównuję to do wojska. Decydując się na życie żołnierza, decyduję się na przyjęcie innych warunków, które gdzie indziej byłyby ograniczeniem mojej wolności. W Kościele jest podobnie.
 
H.S.: Ja tu widzę pychę. Ojciec Zięba pisał, że współczesnością zawładnęli ludzie SAP, czyli z angielskiego: successful, atheist, progressive. To ludzie z nadmiernym poczuciem własnej wartości, niewierzący w Boga i uważający się za bardzo postępowych. Uważają, że świat, który dotąd był naznaczony religijnymi mitami, trzeba racjonalnie zrekonstruować.
 
M.B.: Co w tym odkrywczego? Przecież słyszymy o tym przynajmniej od czasów oświecenia!
 
H.S.: Może to się powtarza w każdym pokoleniu od czasów oświecenia? Ale teraz są to ludzie, którzy nie chcą już w religii dostrzec tego, co należy do naszego człowieczeństwa: poczucia tajemnicy, odniesienia do rzeczywistości, która nas przewyższa i określa. Będą przekonywać, że jeśli medytuję, pielgrzymuję, modlę się, to jestem po prostu idiotą.
 
M.B.: A dlaczego tak przekonują? Dlaczego nas tak widzą?
 
H.S.: Mam dziesiątki odpowiedzi, szukam najmniej banalnej. I chyba ta pycha jest dobrą odpowiedzią. Coś im się udało, są modni, dobrze ubrani…
 
M.B.: …i winni?
 
H.S.: Tak, uważam, że są winni pewnego zamknięcia, zadufania w sobie, w siłę swojej inteligencji. Winni resentymentu, czasem wyssanej z piersi matki niechęci, czasem mechanizmu samousprawiedliwienia się, które przesłania im sacrum.
 
M.B.: A może to nasz problem? Jeśli Kościół długo kwestionował choćby ewolucję, demokrację czy prawa człowieka, to jego drogi i drogi świata się rozchodzą. W oczach tych, którzy te sprawy rozumieli, rzeczywiście jesteśmy zacofanymi idiotami. Zanim powiemy, że oni są winni, najpierw siebie musimy zapytać, co zrobiliśmy, że tak na nas patrzą?
 
H.S.: Trudno, masz taką manierę. Mnie nie chodzi o to, że kwestionują nas jedną czy drugą nauką, czy wręcz zarzucają nienaukowość, ale o to, że niechęć wywołuje w nich samo istnienie religii jako takiej. Bp Robert Barron mówi, że dzisiejsza młodzież uwierzyła, że wiara jest nie do pogodzenia z nauką. Jeśli chcemy coś zmienić, powinniśmy odzyskać zdolność do publicznego argumentowania religijnego. I używać w dyskusjach argumentów ze św. Augustyna, św. Tomasza z Akwinu czy z Chestertona…
 
M.B.: A kto miałby tych argumentów używać? Gdzie się toczą dyskusje, w których mogłyby być użyte? Problem tkwi w tym, że teologia przestała rozmawiać ze światem o jego problemach! Czasem wydaje dyrektywy, ale niewiele ponad to.
 
H.S.: Jemu chodzi o to, żebyśmy umieli kontynuować tamtą linię myślową. Nie bój się jej nazwać – żebyśmy uprawiali świeżą, zdrową, spokojną apologię. Prawdziwym problemem jest dzisiaj to, że wytworzyła się warstwa ludzi, którzy stracili to, co się kiedyś nazywało „sensus religiosus”, zmysłem religijnym. Słyszałem, że na jakimś pogrzebie ksiądz mówił kazanie o życiu wiecznym, a ktoś wstał i zaczął krzyczeć, że nie wolno tak mówić, bo to nie jest dowiedzione naukowo. On już nie ma tego zmysłu, który kazałby mu przynajmniej postawić pytanie, co dalej po śmierci i nie przeszkadzać. I co mu odpowiedzieć?
 
M.B.: Że owszem, to nie jest udowodnione naukowo. Że mówię o tym, bo w to wierzę, nie wiem. Na tym przecież religijność różni się od wykształcenia.
 
H.S.: Któryś z księży mówił, że próbowałby tego człowieka przekonać do tego, co mówi – jakimś uśmiechem, serdecznym gestem, cichą modlitwą w sercu za niego. Pamiętasz, jak Grzela pisał o umieraniu Oriany Fallaci? Ona mówiła o sobie, że jest chrześcijańską ateistką. Ale przyjaźniła się z arcybiskupem Fisichellą. Ten zadbał o to, żeby w czasie jej pogrzebu we Florencji biły dzwony, a wcześniej, gdy umierała, poprosiła, żeby przyjechał i trzymał ją za rękę. Fallaci zachowała smak chrześcijańskiego sacrum: rozumiała piękno i tajemnicę gotyckiej katedry, malarstwa Giotta, argumentacji teologicznej Benedykta XVI. I rozumiała, że na tym polega zadanie chrześcijan – trzymać za rękę.
 
M.B.: Trudny temat. Chyba na tyle wystarczy?
 



Ks. prof. Henryk Seweryniak prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce.
Dr Monika Białkowska doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka „Przewodnika Katolickiego”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki