Logo Przewdonik Katolicki

Pytanie o powołanie

Ks. prof. Henryk Seweryniak, dr Monika Białkowska
FOT. ROBERT WOŹNIAK, AGNIESZKA KURASIŃSKA/PK

Monika Białkowska: To będzie trudna rozmowa. Miało być symetrycznie, ale ja tu chyba nic do powiedzenia nie mam…

Ks. Henryk Seweryniak: To posłuchaj. Ja też ostatnio słuchałem powołaniowego kazania jednego z moich kleryków. Mówił do dzieci. Zaczął od tego, czym jest powołanie: że to pomysł Boga na to, żeby człowiek był szczęśliwy. Potem zaczął opowiadać: Bóg patrzył na ludzi i zastanawiał się, jakie dać im powołanie, żeby byli szczęśliwi? Pomyślał, że ludzie są szczęśliwi, kiedy są mądrzy, dał im więc powołanie nauczycieli. I ludzie byli szczęśliwi do czasu, aż zgłodnieli. Wtedy Pan Bóg pomyślał, że w takim razie potrzeba jeszcze rolników, żeby miał kto uprawiać ziemię. Dał powołanie rolnikom i znów wszyscy byli szczęśliwi – do czasu, aż podczas suszy wybuchł pożar. Bóg pomyślał, że do szczęścia potrzeba jeszcze strażaków – i dał ludziom powołanie strażaków. I znów byli szczęśliwi do czasu, aż ktoś zachorował, więc znów Bóg dał ludziom kolejne powołanie, do bycia lekarzem. Czy kiedy ludzie już byli mądrzy, najedzeni, bezpieczni i zdrowi, to byli szczęśliwi? Nie do końca. Mieli wszystko, co było im potrzebne. Pomagali sobie nawzajem i zajmowali się swoimi powołaniami, ale przez to zapomnieli o Panu Bogu. Wtedy Bóg postanowił ustanowić kogoś, kto będzie ludziom o Nim przypominał, i dał powołanie księżom. Od tej pory ludzie mieli wszystko, cieszyli się ze swoich powołań i nie zapominali, żeby podziękować za nie Panu Bogu. Koniec kazania.
 
M.B.: OK… A mówi mi Ksiądz o tym, bo…?
 
H.S.: Bo dwie rzeczy mi się w tej historyjce podobają, a z jedną się nie zgadzam. Pierwsza ładna i najbardziej oczywista jest taka, że wszyscy jesteśmy powołani do czynienia rzeczy dobrych, mądrych i pięknych, choć one w oczach świata są często małe, niewiele znaczące. Druga ładna jest taka, że pokazana tu jest relacja innych powołań do powołania kapłańskiego: to, czym to kapłaństwo się od innych powołań jednak różni. Że kieruje wszystko inne ku Bogu, że pomaga widzieć wszystko w Bożej perspektywie. I trzecia, z którą mi jednak nie po drodze, to teza, że żadne powołanie nie jest ważniejsze. Bo jest!
 
M.B.: Nie po drodze księdzu? Przecież to prosta droga do klerykalizmu. Powiedzieć: „Nasze powołanie jest lepsze” to brzmi już prawie jak „My jesteśmy lepsi!”.
 
H.S.: Nie chcę używać słowa „lepsze”. Ale zobacz, jak to jest w Biblii. Raz po raz rozlega się tam „Pójdź za mną!”. Czy ludzie dzisiaj nie czują szczególności tego wołania? Dlaczego jest taki tłum w katedrze na każdych święceniach? Dlaczego tylu znajomych? Na żadnym ślubie tylu nie ma! Znajoma sąsiadka, pani Basia, pokazywała mi ostatnio zdjęcia z prymicji gdzieś w tarnowskiej diecezji. Tu górale wiozą prymicjanta. Tu dziewczynki prowadzą go między kwiatkami. Przecież żyjemy w XXI wieku, to nie jest bezmyślne, w tym jest jakiś zmysł wiary ludu Bożego!
 
M.B.: A nie boi się Ksiądz o tych chłopaków? Że im może w związku z tym zwyczajnie odbić?
 
H.S.: Nie wierz w to. Kapłaństwo to nie jest dzisiaj żaden powód do pychy. A nawet jeśli któremuś odbije, to szybko mu przejdzie. Jak tylko pójdzie na pierwszą lekcję do gimnazjum, żeby religii uczyć. Zaraz mu przejdzie.
 
M.B.: Mnie w tej kaznodziejskiej opowiastce co innego uderzyło. To, że „zajmowali się swoimi powołaniami, ale przez to zapomnieli o Panu Bogu”. Straszny antyklerykał teraz ze mnie wyjdzie, uwaga. Ale nie ma Ksiądz wrażenia, że to grozi wszystkim? Że ksiądz też może tak bardzo „zająć się swoim powołaniem”, żeby zapomnieć o Panu Bogu?
 
H.S.: Herbert w Przesłaniu pana Cogito pisał: „Zostałem powołany/ czyż nie było lepszych”. Żaden ksiądz nie jest twórcą swojego powołania. On tylko daje odpowiedź i przez całe życie musi pamiętać, że nie stoi u początku tej historii; że ma tylko wciąż odpowiadać. Jeśli będzie inaczej, to z pola wierności szybko go zmiecie pierwsza porażka: kobieta, nie taka placówka, proboszcz, który nie rozumie… Albo, jak zauważasz, tak się zakręci w realizacji kolejnych zadań, których oczekuje od niego kuria, których oczekują parafianie, że Pan Bóg odejdzie gdzieś na drugi plan. Albo on sam nie będzie już potrafił powiedzieć, jaki jest związek całej tej jego pracy z Panem Bogiem. A przecież w kapłaństwie nie chodzi o to, ile kościołów wybudujemy czy ile mądrych książek napiszemy. Nie po to On chciał nas mieć księżmi. Chciał nas, żebyśmy będąc z Nim, jednali z Nim ludzi i żebyśmy Go dawali z Eucharystii. Tylko w tym nikt nas nie zastąpi.
 
M.B.: Czasem wam, księżom, zazdroszczę. Słucham tych historyjek na niedzielach powołaniowych: o tym, jak to do wszystkich księży czy zakonnic Pan Bóg w piorunach przychodził, jak od tej czy innej chwili wiedzieli, że to jest to. A do nas to nic. Człowiek sam musi szukać. Chyba i tak jestem szczęściarą: miałam jeden taki przebłysk w czasach nastoletnich. Jakieś spotkanie u sióstr zakonnych, ognisko, tańce, śpiewy, siostry świetne, do niczego się nie można było przyczepić, nic mnie nie odrzucało. I z jakąś dziwną jasnością przyszła pewność, że mimo iż tu tak ładnie i dobrze, to nie jest droga dla mnie. Nie, bo nie, koniec tematu na zawsze. Dwadzieścia lat później mogę się czasem denerwować na swoje życie, ale nigdy nie zadaję sobie pytania, czy dobrze wybrałam. Wiem: Pan Bóg nie chciał mnie jako siostry zakonnej. Choć łatwiej byłoby usłyszeć, czego chciał – bo przy takim negatywnej odpowiedzi nadal pozostaje za dużo opcji do wyboru…
 
 H.S.: Nie chciałaś być dziennikarką?
 
M.B.: Nie. To samo mnie znalazło. Można powołanie rozpoznać na końcu drogi, po czasie?
 
H.S.: A widziałaś kiedyś różę, która już w pąku mówiłaby o sobie, że jest piękna? To widać dopiero, jak rozkwitnie… Chciałabyś szukać w powołaniu jakiejś cudowności. A to jest zwykłe czynienie woli Bożej. Przecież co dzień się modlisz: „Bądź wola Twoja!”. Papież Benedykt mówi o tym po prostu: że nie jesteśmy przypadkowym elementem świata, jakimś skutkiem chaosu, ewolucji. Mówi, że od czegoś wyszliśmy i do czegoś wracamy. Od Niego wyszliśmy, w Jego świetle idziemy, do Niego wracamy i tę drogę mamy dobrze, niegłupio, godnie przejść. Zatracamy dziś świadomość bycia powołanym, czyli ważności tej drogi. „Każdemu z moich dwóch synów – mówi autor Świata Zofii chciałem przekazać kilka prawd. Jesteś kochany beż żadnych warunków wstępnych, niezależnie od tego, co się stanie. Jesteś omylny i zawsze masz prawo do kolejnej szansy. Wierz w swoje możliwości. Jesteś do czegoś zdolny”. A ja bym jeszcze dodał: jesteś powołany do tego, żeby być Bożym człowiekiem.
 
M.B.: Cokolwiek będziesz robić? Murować domy, rodzić dzieci, pisać mądre książki?
 
H.S.: Oczywiście! Nie jesteś pyłkiem. Nic, co robisz, nie jest bez znaczenia, jeśli wyrasta z tego dobro, jeśli solidnie remontujesz cudzy samochód, porządnie przykręcasz kolejną śrubkę, uczysz dzieciaki jak swoje, zarabiasz uczciwy grosz. Każdy krok jest ważny! Aż się boję czasem takiego myślenia, ale jeśli tak by nie było, człowiek byłby najbardziej nieszczęśliwą istotą na ziemi. To już wolałabym być takim kotem, który leży i obserwuje sobie świat…



Ks. prof. Henryk Seweryniak prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce
 Dr Monika Białkowska doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka Przewodnika Katolickiego

 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki